Ojcowie KapucyniParafia WniebowstąpieniaParafia Matki Bożej Nieustającej PomocyParafia Św. AnnyStrona Główna
III niedziela zwykła - 23 stycznia
23-01-2011 12:51 • Ks. Stanisław Rząsa

Starotestamentalny prorok Izajasz zapowiada światło nadziei, które rozbłyśnie nad uciemiężonym narodem. Proroctwo Izajasza spełniło się, gdy Jezus przyszedł do Galilei, aby głosić Królestwo Boże i nawoływać do nawrócenia. Widzialnym znakiem Królestwa Bożego ma być jedność wszystkich wyznawców Chrystusa – przypomina nam o tym święty Paweł w Liście do Koryntian. Te słowa św. Pawła brzmią mocniej w Tygodniu Modlitw o Jedność Chrześcijan. Autentyczna wiara i głęboka miłość są fundamentem jedności, o którą Kościół modli się w tych dniach.

A Chrystus w Ewangelii wzywa nas: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Żeby być rybakiem ludzi, nie trzeba brać sieci i łowić. Przeciwnie – trzeba sieci zostawić i pójść za Jezusem.

Niech uważne wsłuchanie się w słowo Boże rozjaśni mroki serca.

Jezus wiedział, że jedność będzie najtrudniejszym zadaniem, z jakim przyjdzie się mierzyć Jego uczniom. Mówił o niej niejednokrotnie. Nieprzypadkowo stoi w centrum Modlitwy Arcykapłańskiej, która poprzedza bezpośrednio pojmanie w Ogrójcu i późniejszą gehennę (J 14, 1-26).

Znamienne, że Chrystus, mówiąc o jedności, nie dobiera argumentów "ze świata", nie uzasadnia jej w żaden pragmatyczny - wedle ludzkiej miary - sposób. Jako wzór ukazuje wewnętrzną relację istniejącą w Trójcy Świętej. Ona, i tylko ona, jest wzorem jedynym, doskonałym. Prosi Ojca: "Zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno". Ceną tak definiowanej jedności jest Jego życie. Chrystus wskazuje na ogromną rolę świadectwa jedności dla świata. Ona ma zaprowadzić wszystkich ludzi do Niego. Jest znakiem rozpoznawczym uczniów, ukonkretnieniem miłości, jej drugim imieniem. "Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś". Oto testament Jezusa. Wypowiedziany tuż przed męką i krzyżową śmiercią.
Jakże małostkowe wydają się w kontekście powyższych słów spory, jakie wybuchły w młodym Kościele. "Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa"! Apostoł Paweł, pisząc o tych jałowych sporach, wykazuje rzadkie dla siebie zniecierpliwienie. Posługuje się nawet ironią: "Czy Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?". Przypomina to sytuację, kiedy matka tłumaczy dziecku coś tak podstawowego, że nie sposób już tego wyjaśnić prościej. Ono zaś nie ma ochoty jej słuchać. Uważa, że wie lepiej. Prawdopodobnie autorzy tych stwierdzeń przebijali się argumentami, kto z nich jest lepszy, doskonalszy, świętszy, kto ma ważniejszego mentora, który więcej znaczy. Oni byli w centrum. I najmniej ważny w tym wszystkim był Chrystus.
Czy my jesteśmy lepsi? Pytanie jest retoryczne. Ileż to razy poważni komentatorzy życia publicznego, wykazujący wielkie "zatroskanie" o Kościół w Polsce, próbowali nam wmówić, jakoby w naszej Ojczyźnie istniały dwa Kościoły: "toruński" i "krakowski". Udowadniali przy tym, że jeden jest lepszy od drugiego! Jakże często próbowano dzielić biskupów na mniej światłych i nowoczesnych, tłumacząc, że tylko ci, którzy zaczną z przymrużeniem oka spoglądać na pewne frazy Ewangelii, pociągną za sobą rzesze wiernych. Tak jak wtedy, gdy pojawiały się podobne dywagacje i św. Paweł musiał użyć całego swojego autorytetu, aby zgasić jałowe dysputy, tak i dziś trzeba nam poszukać odpowiedzi na pytanie: O co tu naprawdę chodzi? Czemu służą tak bezsensowne spory? Kto je inspiruje? Kto na nich korzysta?... Gdzie jest w tym wszystkim Jezus Chrystus?
Nie o ludzką mądrość tu chodzi. "Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię - pisze Apostoł Narodów - i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża". To krzyż Chrystusa ma jednoczyć. W jego cieniu mają się zbierać rozproszone dzieci Boże. Zawsze tam, gdzie go zabraknie, gdy zginie z horyzontu ludzkich dążeń, planów, zaczynają się jałowe spory, waśnie, gra na argumenty. Do niczego to nie prowadzi. Chrześcijaństwo nigdy nie było i nie będzie rankingiem popularności. Jeżeli w którymś momencie tak by się stało, byłby to początek jego końca. Spory i waśnie, szukanie argumentów jedności poprzez budowanie opozycji, dzielenie na lepszych i gorszych wedle jakichś ludzkich kryteriów, będzie zaciemnianiem jego obrazu, niszczeniem testamentu, który nam zostawił Chrystus. Tylko On może być sprawcą jedności. Trwajmy przy Nim, a wtedy wszystko, co budujemy, nie skruszy się przy byle podmuchu historii.

ks. Paweł Siedlanowski


© 2009 www.parafia.lubartow.pl