„Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami”. Gdyby Ewangelia „wtrąciła się” do polityki i wyznaczyła jej standardy, zapewne nasza rzeczywistość wyglądałaby inaczej. Służba publiczna związana jest z wielką odpowiedzialnością. To szczególny talent, którego pomnożenie w naszej rzeczywistości nie jest łatwe. I nie powinno się iść do niej, aby się „ustawić” i zyskać. Zasada dotyczy wszystkich. Miłość, w każdej odsłonie, jest służbą, nie braniem. Miłość „do końca” – według miary Chrystusa – jest traceniem, umieraniem dla siebie i rodzeniem się na nowo. To jest ta trudna chrześcijańska inność. Krzyżująca życie, ale też pociągająca.
Dzisiaj obchodzimy Światowy Dzień Misyjny. W tym dniu naszą modlitwą, a także materialną ofiarą możemy wspomóc wszystkich, którzy angażują się w dzieło misyjne Kościoła.
Pragnienie bycia znanym i cenionym wydaje się dobrym, motywującym bodźcem w życiu człowieka. Jednak uważna lektura historii świata i ludzi pokazuje, że ten bodziec ma swoją ciemną stronę, gdy przekształca życie jednostki – konkretnego człowieka w walkę o władzę, wpływy, pozycję, supremację i wielkość.
Niektórzy ludzie, a nawet narody czy miejsca, mają przy swoich imionach lub nazwach określenia takie jak „wspaniały” czy „wielki”. Przykłady to:
Aleksander Wielki,
Wielka Brytania,
Wielkie Cesarstwo Rzymskie,
Wielki Mur Chiński.
Pragnienie wyróżnienia się i bycia kimś kształtuje nas od najmłodszych lat, kiedy angażujemy się w różne konkursy, zabawy i wyścigi. Wraz z upływem lat coraz częściej mierzymy się z rywalizacją i konkurencją, a także mamy coraz więcej pragnień, marzeń, planów i ambicji.
Dwaj bracia, Jakub i Jan, przychodzą w dzisiejszej Ewangelii z prośbą do Jezusa. Chcieli zająć znaczące miejsce w nowej rzeczywistości, którą Jezus nazywał Królestwem Bożym. Prawdopodobnie nie spodziewali się, że drogą do wielkości okaże się służba innym.
Cóż to za dziwna filozofia – osiągnąć wyższą pozycję w życiu poprzez posługę innym! Wydaje się to nierealne. Kto odniósł życiowy sukces, będąc drugim, a nawet ostatnim, w różnych aspektach życia?
Przyszedłem nie po to, by Mi służono, ale by służyć (Mk 10, 45) – taką wizję drogi do osobistej wielkości proponuje Jezus. To drogowskaz dla wszystkich Jego naśladowców. Taka postawa, oddanie siebie, swoich zdolności i czasu na rzecz innych, bez szukania innej nagrody niż świadomość, że jest to warte trudu, jest jednym z ideałów, które kreśli Jezus.
W dzisiejszym społeczeństwie napędzanym technologią komputery i inne urządzenia oferują nam drogi na skróty, które często wybieramy nie tylko w sferze technologii, ale i w życiu. Ludzie chcą wznieść się na wyżyny bez mozolnego wspinania się po drabinie; chcą dostać się do Ziemi Obiecanej bez przechodzenia przez pustynię; chcą nosić koronę bez noszenia krzyża.
Mahatma Gandhi podsumował to dążenie w siedmiu grzechach głównych współczesnego świata:
Nie wiecie, o co prosicie (Mk 10, 38) – ostrzega Jezus Jakuba i Jana. Prosili o zaszczytne miejsca w Królestwie, a wyprosili sobie krzyż. Jakub zginie ścięty mieczem Heroda Agrypy I, jako pierwszy męczennik spośród apostołów. Jego brat Jan przeżyje długie, choć trudne życie. Tradycja mówi, że i on nie uniknął prześladowań, tortur, a w końcu wygnania.
Czy otrzymali zaszczytne miejsca, o które prosili? Nie ma sensu spekulować na temat nagrody w niebie – miejsca tam są przydzielane przez Ojca. Wielkości nie osiąga się przez prośbę czy protekcję. Jezus mówi jasno: Kto chciałby być wielki między wami, niech będzie sługą waszym (Mk 10, 43).
Schodami do nieba jest służba, bycie dla drugich. A gdy marzymy o wielkich rzeczach, idźmy do Jezusa. Niech On sam oceni, co z tego może się udać. Może nie od razu miejsca po prawej i lewej stronie tronu, ale coś prostszego: piękne, wartościowe życie, bliskie Bogu i pożyteczne dla innych.
o. Andrzej Szorc CSsR