Czytany dziś fragment Ewangelii św. Jana stanowi kontynuację opisu rozmnożenia chleba, który medytowaliśmy w minioną niedzielę. Dziś Jezus nas zapewnia: „Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”. Zatem przychodźmy do Jezusa z wiarą, że On może zaspokoić pragnienia naszych serc.
Zapraszamy na Eucharystię!
Dzisiejsza słowo Boże ukazuje nam historię poszukiwania Jezusa. Tłum ludzi, wobec których Jezus dokonał cudów, szukał Go. Ludzie odnaleźli Go na przeciwległym brzegu jeziora. Ale co kierowało mieszkańcami Palestyny, aby znaleźć Jezusa? Czy poszukiwali Go, kierując się rozumem, dla własnego interesu? A może szukali Go tylko dlatego, aby zaspokoić swoją ciekawość, bo oto jest człowiek, który dokonuje cudu rozmnożenia chleba?
Jezus w rozmowie z ludźmi, którzy Go odnaleźli, wyczuwając ich intencje, kieruje do nich słowa: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta (J 6, 26). Oznacza to, że przybyli do Jezusa z powodu fizycznego głodu. Ale czy taka intencja jest całkowicie niewłaściwa? Przecież Jezus uczył nas modlić się: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj (Mt 6, 11). Podobnie może być w naszym życiu. Często przychodzimy do Boga na modlitwę nie tylko z duchowymi potrzebami, ale także z konkretnymi potrzebami materialnymi. Prosimy Boga o pomoc, bo nie wiemy, za co zapłacimy rachunki czy też potrzebujemy pieniędzy na drogie leki. Bóg nie jest przeciwny takim modlitwom. Jako kochający Ojciec chce, żebyśmy przedstawiali Mu nasze potrzeby. Stąd Jezus nie krytykuje takiej postawy.
Jezus natomiast zwraca uwagę do przybyłych do niego ludzi, żeby przestali zajmować się jedynie swoimi potrzebami materialnymi. Cuda, które Jezus czyni, jak choćby rozmnożenie chleba, są znakiem, który ma pomóc, aby przyjść do Niego i poprosić Go o coś znacznie więcej niż tylko chleb i rybę. Przez to Mistrz z Nazaretu mówi ludziom, którzy do niego przyszli, i także nam: Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy (J 6, 27).
A czym jest ten pokarm, który trwa na wieki (J 6, 27)? Interpretując słowa Jezusa, tym pokarmem może być słowo Boże, pełnienie woli Bożej i Eucharystia. Słowo Boże jest dla nas duchowym pokarmem. Kiedy Jezus był kuszony na pustyni, na propozycje diabła, aby zamienił kamień w chleb, odpowiada: Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych (Mt 4, 4b). Troszczyć się o ten pokarm oznacza słuchać słowa Bożego i wprowadzać je w życie. Poprzez taką postawę wypełniamy wolę Bożą. Sam Jezus o tym mówił, że Jego pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Go posłał, i wykonać Jego dzieło (por. J 4, 34). To wszystko prowadzi nas do Eucharystii. Jest to pokarm przepowiedziany przez starotestamentalny cud manny na pustyni. Jak Bóg każdego dnia zsyłał mannę, aby nakarmić lud Boży wędrujący po pustyni do ziemi obiecanej, tak Bóg Ojciec daje Jezusa, który jest Chlebem Żywym, aby zstąpił z nieba, jako nasz duchowy pokarm.
Ta niedziela, kiedy wsłuchujemy się w słowa o prawdziwym Chlebie Życia, warto zadać sobie pytanie: Czy odczuwam głód Chrystusa w Eucharystii? Czy korzystam z możliwości, jakie daje Kościół, że nie tylko raz w tygodniu, ale nawet codziennie mogę przyjmować ten biały chleb, w którym ukryty jest mój Zbawiciel?
Czasami, aby docenić, jakim skarbem jest Eucharystia, trzeba doświadczyć prawdziwego głodu „Chleba Życia”. Szczególny głód Eucharystii towarzyszył wiernym i kapłanom w ekstremalnie trudnych warunkach. Mamy wiele opisów Mszy Świętej sprawowanej z narażeniem życia w sowieckich gułagach czy hitlerowskich obozach. Tak było w obozie koncentracyjnym w Dachau przeznaczonym głównie do eksterminacji duchowieństwa. Tak wspomina więzienną Eucharystię jeden z jezuitów: „Najjaśniejszym punktem w tej naszej więziennej doli była zakonspirowana Msza Święta, którą niedługo po aresztowaniu mogliśmy zorganizować dzięki temu, że jedna z dozorczyń nie bała się przemycać wina i komunikantów. Po wstaniu i umyciu się nad jedną miednicą przyodziewaliśmy suknie zakonne – zostawili nam Niemcy ten znak przynależności zakonnej. Stawaliśmy murem od strony drzwi, żeby ktoś niepowołany, zaglądając przez Judasza, nie zorientował się, co się w celi dzieje. Na więziennym stole rozkładaliśmy zamiast korporału czystą białą chusteczkę, stawialiśmy na niej niewielką szklankę, nakrywaliśmy ją świętym obrazkiem, składaliśmy na talerzyku komunikanty podzielone na ćwiartki, bo nie wiadomo, kiedy otrzymamy następne i rozpoczynała się Eucharystyczna ofiara. Cóż to było za przeżycie! Nie będę go opisywał: nie potrafię. Powiem tylko tyle: dla jednej takiej Mszy Świętej warto było przeżyć 7 miesięcy w więzieniu”.
W naszych spotkaniach z prawdziwym Jezusem w Eucharystii potrzebujemy wiary, że nie jest to zwykły chleb, ale pokarm dający życie wieczne. Jezus mówi do każdego z nas: Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął, a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie (J 6, 35). Tak łatwo zasłabnąć w naszej życiowej drodze i odczuwać duchowy głód. Tak łatwo stracić inicjatywę i cel, aby czynić dobro. Jednak Jezus nie zostawia nas samych. Każdego dnia przychodzi do nas w białym chlebie – Eucharystii. Nie zmarnujmy tego daru, a wtedy z pewnością w naszym życiu odnajdziemy Boga.
o. Łukasz Baran CSsR