Dziś w liturgii słowa usłyszymy o trosce Pana Boga o swój lud, przejawiającej się w zapewnieniu pożywienia. Druga Księga Królewska opowiada o cudzie rozmnożenia chleba, jakiego Bóg dokonał za pośrednictwem proroka Elizeusza. Rozdzielił on pomiędzy stu ludzi dwadzieścia bochenków chleba i niewielką ilość zboża. Święty Paweł w Liście do Efezjan zachęca z kolei do troski o jedność. Ewangelia przypomina cud rozmnożenia chleba i ryb, dokonany przez Pana Jezusa. Działo się to przed świętem Paschy, nad Jeziorem Galilejskim.
Niech słowo Boże, dotykając dziś naszych serc, uczy nas modlitwy o jedność i dziękczynienia, bo przez nie wyraża się miłość i udzielanie się Boga światu.
Mamy nieraz pomysł na jakąś inicjatywę, chcemy coś zrobić. Mówimy o tym innym, których chcemy do tego pomysłu zaangażować. Jakże często ludzie, do których się zwracamy o pomoc, przedstawiają nam trudności, które nas czekają. Potrafią nas zniechęcić, przekonać, by tego pomysłu nie realizować.
Jezus w dzisiejszym fragmencie Ewangelii pyta uczniów, co zrobić, aby zaspokoić głód tłumów, które schodziły się do Niego. Uczniowie próbują znaleźć rozwiązanie, ale wszystko co mają, czym dysponują, wydaje się niewystarczające. Za mało pieniędzy, za mało jedzenia, za mało chęci, a może i za mało ufności. Może są zmęczeni i nie bardzo chce im się jeszcze angażować w coś, co może kosztować ich sporo wysiłku.
Filip mówi o pieniądzach: Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać. Andrzej zwraca uwagę na chłopca, który ma pięć jęczmiennych chlebów i dwie ryby, ale zaraz dodaje, że to kropla w morzu potrzeb. To, co posiadamy, czym dysponujemy, tak często jest to tak niewiele wobec potrzeb, przed którymi stajemy. Pięć chlebów i dwie ryby – czymkolwiek one będą – cóż znaczą wobec głodu nadziei, pokoju, odwagi, sprawiedliwości, miłości tych, którzy są wokół nas. Warto zauważyć, że my widzimy pięć i dwa, a Bóg widzi pięć plus dwa, tzn. siedem. W języku biblijnym siedem wskazuje na pełnię, więc jeśli oddasz to, co uważasz za swoje „niewiele”, w ręce Jezusa, On to pomnoży.
Potrzebny był Andrzej, który dostrzega chłopca, potrzebny był chłopiec, który był w posiadaniu pięciu chlebów i dwóch ryb, by dokonał się cud. Chłopiec jest bezimienny, zatem możemy tutaj postawić swoje imię. Chrystus pragnie zaangażować także mnie z tym, co posiadam, choć może czasem wydaje mi się, że to tak mało, że nie wystarczy. Wydaje się, że dzisiaj również Jezus stawia pytanie nam wierzącym: Jak współczesnemu światu, współczesnym ludziom, nieść Dobrą Nowinę, by zaspokoić głód ludzi?
Ludzie, którzy doświadczają cudu rozmnożenia chleba, chcą Jezusa obwołać królem. Spodziewają się, że On może rozwiązać wszystkie ich materialne problemy. Dzisiaj także wielu szuka Jezusa, bo spodziewają się, że może zapewnić „szczęśliwe życie”, „cudowne uzdrowienie”, „właściwe liczby w lotto”… Bywa, że ignorowali Go latami, ale gdy pojawia się trudna sytuacja, choroba, szukają Go. Jednak potrzebują Go dla zaspokojenia swoich celów. A cud rozmnożenia chleba jest wezwaniem, by się zaangażować, spojrzeć głębiej, wzrastać w ufności do Boga, by stać się budowniczym Jego królestwa, wykorzystując swoje talenty.
W Janowym opowiadaniu łatwo zauważyć nawiązanie do Eucharystii. Jezus wziął chleby, dzięki uczyniwszy (gr. eucharistesas), rozdał, potem nakazał zebrać resztki, by nic nie zginęło, to także gest eucharystyczny. Cud Eucharystyczny dokonuje się na naszych oczach, chleb i wino stają się Ciałem i Krwią, Chrystus oddaje się nam całkowicie. Potrzeba głębokiego wzroku wiary, by to zobaczyć.
Pewien hiszpański jezuita opowiedział o wydarzeniu ze swego życia:
„Pewnej nocy spacerowałem w Paryżu po Polach Elizejskich z jezuitą z Kanady. Szliśmy, rozmawiając po angielsku, kiedy zbliżył się do mnie trochę podpity stary żebrak, prosząc o pieniądze. Chcąc się go pozbyć, odpowiedziałem mu, że nie rozumiem francuskiego, lecz powiedziałem to po francusku.
Człowiek proszący mnie po francusku o jałmużnę spoglądał na mnie ze zdumieniem. Nosiłem wtedy biały kołnierzyk, jaki nosili księża niemieccy, ponieważ studiowałem w Austrii. Ów człowiek, widząc biały kołnierzyk, zwrócił się do mnie po niemiecku, prosząc o jałmużnę.
Zaskoczony tą prośbą po niemiecku, odpowiedziałem mu, również po niemiecku, że nie rozumiem niemieckiego.
Po raz trzeci zaczął on mówić do mnie po niemiecku już trochę zły, pytając mnie, skąd jestem. Ja kontynuując dalej po niemiecku, powiedziałem, że jestem Hiszpanem.
Niespodziewanie zwrócił się do mnie po hiszpańsku, prosząc o pieniądze.
Zaczęliśmy rozmawiać. Był on Francuzem z Alzacji, dlatego znał dobrze niemiecki. Należał do tzw. czarnych stóp, którzy walczyli w Algierii, w Oranie, gdzie znajduje się duża kolonia hiszpańska. Tam też poznał hiszpański. Na zakończenie rozmowy w trzech językach, tej małej wieży Babel, wyciągnąłem kilka monet z portfela i dałem mu.
Kiedy wróciłem do mego towarzysza, który czekał kilka kroków dalej, zobaczyłem jego bardzo poważną minę, jakby był zdenerwowany.
Podszedłem do niego, opowiadając mu to, co się wydarzyło i o tym, jak w różnych językach rozmawiałem z żebrakiem. Zapytał mnie bardzo poważnie: Ile mu dałeś? Ja lekkomyślnie odpowiedziałem: Nie wiem… kilka groszy.
Wtedy on patrząc na mnie uważnie – nigdy nie zapomnę tego spojrzenia – powiedział mi: Czy wiesz, że to był Chrystus?
Od tej chwili, od tego momentu, od tej lekcji zrozumiałem znaczenie «umieć widzieć». Potrafić zobaczyć Chrystusa we wszystkich ludziach. Potrafić zobaczyć Chrystusa w jakimkolwiek człowieku”.
Wydaje się, że tego spojrzenia uczymy się w czasie Eucharystii. Jeżeli podczas niej umiemy spojrzeć głębiej, to w życiu codziennym także będziemy umieli dostrzec Chrystusa w drugim człowieku.
o. Krzysztof Szczygło CSsR Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Szczecin