Od najmłodszych lat człowiek nieustannie czegoś się boi. Strach ciągle mu towarzyszy. Dzieci boją się ciemności, potworów, „baby jagi”, którymi dorośli straszą je, kiedy są niegrzeczne. Nastolatkowie boją się reakcji rodziców, gdy nie wrócą do domu o wyznaczonej godzinie, albo jak w szkole pojawią się kłopoty z nauką.
A czy my, dorośli, boimy się czegoś? Nas dorosłych dzisiaj paraliżuje niepokój o naszą przyszłość. Boimy się o to, co będzie jutro, a nade wszystko boimy się śmierci. Jakże ten lęk wzmógł się po ostatnich wydarzeniach, jakie miały miejsce w Europie, kiedy zamachy terrorystyczne przewinęły się przez niektóre państwa naszego kontynentu. Psychoza strachu tak zakorzeniła się w świadomości ludzi, że wystarczył huk wystrzelonej petardy, aby wybuchła panika w czasie wspólnego oglądania meczu w Turynie, gdzie rannych zostało około półtora tysiąca ludzi. Młode małżeństwo mieszkające w Malmo w Szwecji z obawy o swoje bezpieczeństwo nie chodzi do polskiego kościoła, znajdującego się w dzielnicy, w której osiedliła się ludność muzułmańska. Przykładów można byłoby mnożyć.
Wydaje się, że świat stał się człowiekowi wrogi i groźny. Dlaczego? Przypomina nam o tym św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu. Wszystko to dzieje się wskutek grzechu, który począwszy od wykroczenia Adama, zaczął się rozrastać jak pędząca lawina, determinując naszą sytuację na świecie. To on wzbudził w sercach wielu nienawiść, skłócił narody, wywołał konflikty zbrojne i sprawił, że wielu ludzi nie czuje się bezpiecznie.
Na te lęki powstałe za sprawą grzechu, rozlewają się jak ożywcza rosa słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii: Nie bójcie się.
W całej Ewangelii często spotykamy te słowa. Do Maryi w chwili zwiastowania anioł kieruje słowa: Nie bój się, znalazłaś bowiem łaskę u Boga (Łk 1, 30). W podobnych słowach Jezus zwraca się do Jaira, który otrzymał straszną wiadomość o śmierci córki. Uspokaja ojcowską trwogę, mówiąc: Nie bój się, wierz tylko (…) Dziecko nie umarło, tylko śpi (por. Mk 5, 36-39). Powtarza te słowa uczniom, którzy myśleli, że widzą zjawę i byli śmiertelnie przerażeni, gdy Jezus kroczył do nich po falach na środku jeziora. Jezus przywraca im spokój, mówiąc: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się! (Mk 6, 50).
Także i ludzie bardzo często dodają sobie odwagi mówiąc „nie bój się”, „odwagi”, „będzie dobrze”.
Rządzący państwami nawołują, do tego, by się nie bać, zapewniają, że trzymają rękę na pulsie. Więcej policji na ulicach, a nawet wojsko z bronią w ręku sprawi, że będzie bezpieczniej. Czy te zabiegi jednak sprawiają, że ludzie wyzbywają się strachu i nie boją się wyjść na ulicę? Słaba to pociecha. Życie pokazuje, że jest inaczej. Rodzi się pytanie, czy tak samo nie jest ze słowami Jezusa, które zapraszają do tego, aby się nie lękać?
Nasze wątpliwości rozwiewa sam Jezus w słowach dzisiejszej Ewangelii. Zapewnia nas, że nie musimy się lękać tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Nikt na świecie, oprócz nas samych, nie jest w stanie zabić naszej duszy. Ponadto nasze lęki może rozwiać świadomość, że Bóg jest tym, który pełen miłości podtrzymuje swoich wiernych i nie porzuca ich w trudnych czasach. Mówi do nas, abyśmy się nie bali, gdyż jesteśmy ważniejsi niż para wróbli, a przecież żaden z nich bez woli Ojca nie spadnie na ziemię. Nawet włosy na naszej głowie są policzone. Czuwa nad nami subtelna i pełna miłości obecność Boga, po ojcowsku uważna na rzeczy małe i słabe, jak wróbel czy włosy, a tym bardziej na tego, który jest Jego dzieckiem. Ufność w Bożą obecność, jest tym, co daje nadzieję i pozwala żyć w większym pokoju.
Powodów do strachu i obaw nigdy nie brakowało, i zawsze będą. Jednak patrząc w świetle dzisiejszej Ewangelii, jest to bezużyteczny lęk. Nikt bowiem, niezależnie od tego, jak bardzo by się starał, nie może dodać choćby jednej godziny do czasu swego życia. Znajdujemy się w troskliwych dłoniach Boga.
Niech ta świadomość utwierdza naszą nadzieję i wiarę podczas sprawowania każdej Eucharystii, w której Jezus wydaje się za nas w ofierze, którą złożył, aby pokonać śmierć. Czerpmy z niej odwagę do podejmowania naszych codziennych obowiązków, abyśmy mniej się bali. Jesteśmy przecież pod czułym okiem Boga, którego imię brzmi: JESTEM!.
Drukuj...
Przełożony Wspólnoty Zakonnej Redemptorystów w Tuchowie
oraz Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Tuchów
o. Witold Radowski CSsR
Od najmłodszych lat człowiek nieustannie czegoś się boi. Strach ciągle mu towarzyszy. Dzieci boją się ciemności, potworów, „baby jagi”, którymi dorośli straszą je, kiedy są niegrzeczne. Nastolatkowie boją się reakcji rodziców, gdy nie wrócą do domu o wyznaczonej godzinie, albo jak w szkole pojawią się kłopoty z nauką.
A czy my, dorośli, boimy się czegoś? Nas dorosłych dzisiaj paraliżuje niepokój o naszą przyszłość. Boimy się o to, co będzie jutro, a nade wszystko boimy się śmierci. Jakże ten lęk wzmógł się po ostatnich wydarzeniach, jakie miały miejsce w Europie, kiedy zamachy terrorystyczne przewinęły się przez niektóre państwa naszego kontynentu. Psychoza strachu tak zakorzeniła się w świadomości ludzi, że wystarczył huk wystrzelonej petardy, aby wybuchła panika w czasie wspólnego oglądania meczu w Turynie, gdzie rannych zostało około półtora tysiąca ludzi. Młode małżeństwo mieszkające w Malmo w Szwecji z obawy o swoje bezpieczeństwo nie chodzi do polskiego kościoła, znajdującego się w dzielnicy, w której osiedliła się ludność muzułmańska. Przykładów można byłoby mnożyć.
Wydaje się, że świat stał się człowiekowi wrogi i groźny. Dlaczego? Przypomina nam o tym św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu. Wszystko to dzieje się wskutek grzechu, który począwszy od wykroczenia Adama, zaczął się rozrastać jak pędząca lawina, determinując naszą sytuację na świecie. To on wzbudził w sercach wielu nienawiść, skłócił narody, wywołał konflikty zbrojne i sprawił, że wielu ludzi nie czuje się bezpiecznie.
Na te lęki powstałe za sprawą grzechu, rozlewają się jak ożywcza rosa słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii: Nie bójcie się.
W całej Ewangelii często spotykamy te słowa. Do Maryi w chwili zwiastowania anioł kieruje słowa: Nie bój się, znalazłaś bowiem łaskę u Boga (Łk 1, 30). W podobnych słowach Jezus zwraca się do Jaira, który otrzymał straszną wiadomość o śmierci córki. Uspokaja ojcowską trwogę, mówiąc: Nie bój się, wierz tylko (…) Dziecko nie umarło, tylko śpi (por. Mk 5, 36-39). Powtarza te słowa uczniom, którzy myśleli, że widzą zjawę i byli śmiertelnie przerażeni, gdy Jezus kroczył do nich po falach na środku jeziora. Jezus przywraca im spokój, mówiąc: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się! (Mk 6, 50).
Także i ludzie bardzo często dodają sobie odwagi mówiąc „nie bój się”, „odwagi”, „będzie dobrze”.
Rządzący państwami nawołują, do tego, by się nie bać, zapewniają, że trzymają rękę na pulsie. Więcej policji na ulicach, a nawet wojsko z bronią w ręku sprawi, że będzie bezpieczniej. Czy te zabiegi jednak sprawiają, że ludzie wyzbywają się strachu i nie boją się wyjść na ulicę? Słaba to pociecha. Życie pokazuje, że jest inaczej. Rodzi się pytanie, czy tak samo nie jest ze słowami Jezusa, które zapraszają do tego, aby się nie lękać?
Nasze wątpliwości rozwiewa sam Jezus w słowach dzisiejszej Ewangelii. Zapewnia nas, że nie musimy się lękać tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Nikt na świecie, oprócz nas samych, nie jest w stanie zabić naszej duszy. Ponadto nasze lęki może rozwiać świadomość, że Bóg jest tym, który pełen miłości podtrzymuje swoich wiernych i nie porzuca ich w trudnych czasach. Mówi do nas, abyśmy się nie bali, gdyż jesteśmy ważniejsi niż para wróbli, a przecież żaden z nich bez woli Ojca nie spadnie na ziemię. Nawet włosy na naszej głowie są policzone. Czuwa nad nami subtelna i pełna miłości obecność Boga, po ojcowsku uważna na rzeczy małe i słabe, jak wróbel czy włosy, a tym bardziej na tego, który jest Jego dzieckiem. Ufność w Bożą obecność, jest tym, co daje nadzieję i pozwala żyć w większym pokoju.
Powodów do strachu i obaw nigdy nie brakowało, i zawsze będą. Jednak patrząc w świetle dzisiejszej Ewangelii, jest to bezużyteczny lęk. Nikt bowiem, niezależnie od tego, jak bardzo by się starał, nie może dodać choćby jednej godziny do czasu swego życia. Znajdujemy się w troskliwych dłoniach Boga.
Niech ta świadomość utwierdza naszą nadzieję i wiarę podczas sprawowania każdej Eucharystii, w której Jezus wydaje się za nas w ofierze, którą złożył, aby pokonać śmierć. Czerpmy z niej odwagę do podejmowania naszych codziennych obowiązków, abyśmy mniej się bali. Jesteśmy przecież pod czułym okiem Boga, którego imię brzmi: JESTEM!.
Przełożony Wspólnoty Zakonnej Redemptorystów w Tuchowieoraz Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Tuchów
o. Witold Radowski CSsR