Rozpoczynając Adwent, liturgia słowa przenosi nas do dni ostatecznych. Już prorok Jeremiasz mówi o „owych dniach” czy też o „owym czasie”. Takim oznaczeniem czasu określano w Starym Testamencie pojawienie się Mesjasza. Święty Łukasz doprecyzuje, jak będzie wyglądało przyjście Chrystusa, z tym że Ewangelista myśli tu o powtórnym przyjściu, czyli o paruzji. Będzie to dzień grozy, a zarazem dzień zdumienia i prawdy. Ale, jak zauważył to z kolei Święty Paweł, chrześcijanin nie powinien bać się tego dnia. Dzień ten będzie bowiem dniem objawienia świętości Boga oraz świętości wszystkich tych, którzy żyli na ziemi miłością. Każdy wierzący w Chrystusa powinien oczekiwać z radością „owego dnia”, bo chrześcijaństwo jest religią nadziei i oczekiwania.
Z uwagą słuchajmy słowa Bożego.
Jednym z najpiękniejszych symboli adwentowych jest światło, które świeci w ciemności. Takim światłem jest np. światło świecy roratniej – światło, które w Boże Narodzenie wybuchnie na naszych choinkach tysiącem światełek.
Również Msze św. roratnie w okresie adwentu zawierają w sobie niepowtarzalny czar. Ciemny kościół, w którym płonie jedynie świeca roratnia, robi na nas wielkie wrażenie. Wszyscy podświadomie wyczuwamy orędzie tej świecy. Świat jest pogrążony w ciemnościach, w świecie panuje chłód. Nam jednak zostało ofiarowane Światło, które niesie ze sobą blask, które jest w stanie ogrzać nasze serca.
„Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” usłyszymy w Ewangelii bożonarodzeniowej. Światłość prawdziwa… Istnieje tak wiele zwodniczych świateł, które oślepiają i próbują sprowadzić nas na fałszywe drogi. Prawdziwą światłością zaś jest Ten, który powiedział o sobie „Ja jestem światłem świata”. Takiego Światła potrzebujemy. Potrzebujemy Tego, który rozświetli nasze ciemności. Świat pogrążony jest w ciemnościach mimo milionów świateł, które wokół nas błyszczą.
Doświadczamy tego codziennie, słuchając, czytając bądź oglądając wiadomości. Ileż tam cierpienia, ile bólu, ile tragedii.
A jak jest w moim sercu? Czy wszystko jest w nim tylko jasne, radosne i życzliwe? A może jednak kłębią się nad nim ciemne chmury? Chmury rozdrażnienia, złości i zgorzknienia. To wszystko zaciemnia naszą duszę. W kazaniu na górze Jezus powiedział: „Światłem ciała jest oko”. Człowieka kształtuje wewnętrznie to, co – jak zwykliśmy potocznie mówić – „ma na oku”, to, za czym się ogląda, czego wypatruje. Jeśli szukamy światła, jeśli wpatrujemy się w jasność, jasną stanie się również nasza dusza.
Jest to podstawowe orędzie adwentowe. Spoglądaj na Pana, twojego Boga, stań w Jego świetle i wchłaniaj je w siebie. Wtedy będzie jasno i ciepło w twojej duszy, a także w twoich kontaktach z innymi.
Wykorzystajmy, dni adwentowe, które stoją przed nami. Co roku są one dla nas szansą ukierunkowania się i otwarcia na światło. Przeżyjmy ten adwentowy czas świadomie, zarówno w naszych rodzinach, jak i tu, w kościele.
I pamiętajmy o jednym: świat nie chce dopuścić do tego, abyśmy świadomie przeżywali adwent. Handel musi zarabiać, a my mamy być potulnymi konsumentami. Do tego ma się za wszelką cenę przyczynić niewypowiedziany kicz centrów handlowych.
Jeżeli ktoś pragnie położyć inne akcenty w przeżywaniu adwentu, kto szuka alternatywy, musi płynąć pod prąd. Jednakże tylko wtedy, tylko za taką cenę, adwent znowu odzyska swój pierwotny charakter i najgłębszy sens. Wtedy także i my doświadczymy w naszym codziennym życiu prawdziwej głębi adwentu. Wtedy staniemy się bardziej wrażliwi na to, co nam w tym przeszkadza oraz na to, co jest wartościowe. Wtedy też kilka minut spędzonych przed świecą roratnią będzie dla nas o wiele wartościowsze, niż wszystko to, co nas tak zawzięcie kusi.