Wymowny jest końcowy fragment rozmowy Samarytanki z Jezusem: Rzekła kobieta do Jezusa: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko”. Powiedział do niej Jezus: „Jestem Nim Ja, który z tobą mówię” (J 4, 25n). Samarytanka wierzyła w Boga, znała przepowiednie mesjańskie, potrafiła identyfikować wydarzenia z historii zbawienia. Sedno problemu tkwiło gdzie indziej: nie wierzyła, że ma to jakikolwiek wpływ na jej życie. Że prawda o Bogu, w którym spełniają się obietnice Przymierza, może odmienić jej życie, nadać mu nowy sens.
Wydaje się, że jest to kluczowy moment (i niestety – słabość) naszej wiary. Zasadniczo każdy wierzy w „jakiegoś” Boga. Do chrześcijaństwa przyznaje się zdecydowana większość z nas. Ewangelia jest fundamentem, na którym zbudowana jest cywilizacja europejska. Z niej wyrasta polska tożsamość. Kościoły są jeszcze względnie pełne. Rzecz w tym, że nie wierzymy, iż ta Obecność może radykalnie odmienić nasze życie – zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. Odkrywając w sobie pragnienie sensu, szczęścia, spełnienia, źle je interpretujemy, szukając zaspokojenia w doraźnych działaniach, zamiast prosić Jezusa: „Ty daj mi pić! Wskaż mi źródło wody żywej! Przywróć mi sens! Obdaruj mnie prawdziwym życiem, bo mam dość jego marnych podróbek!”.
Zwrot relacji w życiu Samarytanki rozpoczyna się od przyznania się do porażki: nie mam męża, moje życie jest zbudowane na kłamstwie, cudzołóstwie. Odkrycie w Jezusie Chrystusie Zbawiciela, zgoda na to, aby owa prawda dotknęła najgłębszych pokładów jej jestestwa, radykalnie odmienia życie. Staje się wolna.