Przestroga Chrystusa staje się bardziej czytelna w kontekście drugiego czytania (Rz 13, 11-14). „Teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” – pisze św. Paweł. Odwiecznym problemem człowieka jest zachwianie proporcji swojej aktywności. Jezus nigdy nie twierdził, że troska o godne życie nie jest ważna. Jego realia każą zabiegać o to, aby dobra tego świata służyły mu, przyczyniały się do rozwoju społeczności ludzkiej (por. przypowieść o talentach). Ale też przy każdej okazji wskazywał, że „Królestwo Boże nie jest stąd”, a my jako „dzieci światłości” tam mamy przygotowane mieszkanie.
Dlatego człowiek nie może nigdy zapomnieć, co jest jego ostatecznym celem, czemu ma służyć jego codzienne zabieganie, troski. Rzecz w tym, że nader łatwo stajemy się niewolnikami tego świata. Jemu zaczynamy służyć, a często sprzedajemy mu swoją duszę w zamian za świecidełka, które jedynie mamią wzrok, udając prawdziwe perły. „Godzina powstania ze snu” to nie jakiś wirtualny czas przyszły – to „tu i teraz”. Może właśnie ten Adwent, ten dzień, najbliższe rekolekcje sprawią, że dokona się przemiana twojego myślenia, że wreszcie zwolnisz i zaczniesz inaczej patrzeć na siebie, na swoje zmęczenie, zweryfikujesz priorytety, nawrócisz się. Przestaniesz pędzić za błyskotkami i wreszcie dostrzeżesz, zobaczysz, co jest twoim skarbem…