Ojcowie KapucyniParafia WniebowstąpieniaParafia Matki Bożej Nieustającej PomocyParafia Św. AnnyStrona Główna
II Niedziela Wielkanocna czyli Miłosierdzia Bożego - 7 kwietnia
07-04-2024 08:51 • Ks. Stanisław Rząsa

Dzisiejszy fragment Ewangelii wg św. Jana przypomina spotkanie Zmartwychwstałego z uczniami. Pan Jezus uwiarygodnia się przez swoje rany. Takiego dowodu prawdziwości Jego zmartwychwstania domagał się Tomasz Apostoł. Ta niewiara Tomasza pomaga i nam jeszcze bardziej uwierzyć w zmartwychwstanie Jezusa. W tym spotkaniu Jezus dopomina się o wiarę opartą nie tyle na dowodach widocznych dla oczu, lecz na dowodach serca. Taką wiarę budujemy i jej doświadczamy we wspólnocie Kościoła. „Błogosławieni którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Niech słowo Boże pogłębi naszą wiarę w obecność Pana pośród nas.

To prawda, że nie wszystko w naszym życiu jest poukładane i w porządku. Mamy liczne problemy z sobą samymi osobiście, z najbliższymi, wspólnotami, społeczeństwem i ojczyzną. Przyplątują się ciągle jakieś choroby i słabości, niektóre z nich okazują się potem być poważnymi. Są w końcu grzechy, nieprawości, wady, a także krzywdy, których sami doznaliśmy lub wyrządziliśmy innym ludziom.

Dziś jednak – pomimo naszego udawania i malowania życia w świetlanych barwach na pokaz innym ludziom – wybija się inna dobra nowina, rzeczywiście dobra, trzeba powiedzieć: najlepsza i przynosząca życie.

Po swym powstaniu z martwych Pan Jezus ponownie spotyka w wieczerniku swoich uczniów. Duch Święty kieruje nasze oczy zwłaszcza na jednego z nich, św. Tomasza apostoła, który nie był przy pierwszym spotkaniu. Zaproszenie Boga, by dotknął Jego ran, a przede wszystkim samo spotkanie ze Zmartwychwstałym, owocują odnowieniem wiary wątpiącego Tomasza oraz pokojem i miłosierdziem dla niego, i wszystkich, którzy uwierzą w przyszłości w Syna Bożego, słuchając świadectwa apostoła.

Czy św. Tomasz nie był początkowo skoncentrowany na sobie, swoich wątpliwościach i lękach, że buduje swoje życie na kruchym fundamencie? Oczywiście, że był. Ale w jednej chwili Jezus to wszystko przemienia – doświadczenie Jego obecności, miłosierdzia Bożego prowadzi ucznia do stania się misjonarzem wobec innych ludzi: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20, 29), przez pośrednictwo właśnie Tomasza.

Jeżeli św. Tomasz może opowiadać potem o dobru, które było w jego życiu, to tylko o tym najważniejszym dobru, którego doświadczył. Od tej chwili każde pytanie: „co dobrego u Ciebie” musiało nieuchronnie prowokować jedyną możliwą odpowiedź: „Pan zmartwychwstał i okazał mi swą łaskę, miłosierdzie!”.

Dlaczego świat zobaczył ze szczegółami śmierć Jezusa, a nie ujrzał jak wyglądało dokładnie Jego zmartwychwstanie? Zapewne i z tego powodu, by to uczniowie o tym opowiedzieli swoimi słowami i życiem. Nie ma dowodów zmartwychwstania na polu nauk matematyczno-przyrodniczych. Jest natomiast świadectwo uczniów-misjonarzy, którzy zrozumieli, że jedynym, co się liczy to Boże miłosierdzie.

Jeden z nawróconych mężczyzn tak opisuje w internecie swoje nawrócenie:

To stało się kilka lat po ślubie. Miałem piękną kochającą żonę, przeurocze dzieci i żadnych powodów do narzekania. I właśnie wtedy opętał mnie duch nieczystości. Zaczęło się od coraz bardziej odważnych dowcipów z koleżankami z pracy, potem niby żartobliwych dotknięć, aż wreszcie nastąpiła pierwsza zdrada. Z pomocą alkoholu, który usuwał wstyd i łamał skrupuły, brnąłem dalej w nieczystość. Na szczęście Bóg nie odebrał mi światła sumienia. Wiedziałem, że to co robię jest podłe.

Żona nie domyślała się niczego. Ale kiedy wracałem do domu, i ona z uśmiechem i czułym słowem podawała mi obiad, to chciało mi się wyć z bólu. Uciekałem przed spojrzeniem dzieci jak przed rozpalonym żelazkiem. A następnego dnia, mimo mocnych postanowień, kolejną panią trzymałem już w ramionach.

Jestem katolikiem i często spowiadałem się z tego. I to nie z czystego formalizmu. Naprawdę byłem zrozpaczony i chciałem przerwać to pasmo grzechu. Nie potrafiłem. Przy konfesjonale byłem szczery, księża robili co mogli by mi pomóc. Ja to wszystko rozumiałem, ale mimo to wracałem jak ta ćma do grzechu. Aż przy jednej spowiedzi ksiądz powiedział krótko i konkretnie: „Bracie, obrazek Jezusa Miłosiernego do portfela i codziennie Koronka do Miłosierdzia Bożego. A obrazka nie zapomnij codziennie ucałować”.

Po raz pierwszy myślałem, że się na spowiedzi zdenerwuję. Myślałem, że mnie wyśle na jakieś super rekolekcje, albo jakaś szczególna pokuta, a spowiednik kazał mi paciorki przesuwać codziennie i obrazeczki całować. Ale w tej rozpaczy byłem gotowy na wszystko. Obrazek kupiłem, różaniec z szafki wyciągnąłem, a potem ja człowiek z wyższym wykształceniem, właściciel niemałej firmy, zamykałem się w łazience i po kryjomu, ze ściągawką w ręku odmawiałem Koronkę. Na zakończenie całowałem obrazek. Czasami w garażu, czasami w windzie lub w samochodzie.

Można udawać, że wszystko dobrze i świetnie się układa, a w rzeczywistości prowadzić inne życie. Co gorsza można nawet udawać przed samym sobą i budować osobiste przekonanie, że nie ma potrzeby zmiany.

Staje jednak przed nami Jezus – obecny w swym Słowie, obecny w Eucharystii, we wspólnocie – i swym miłosierdziem wszystko przemienia. I już wiemy, że na pytanie: „co dobrego u Ciebie?” możemy odpowiedzieć wyłącznie: „miłosierdzie Boże mnie zwyciężyło”. I to jest Dobra Nowina, którą warto przekazać innym.

o. Mariusz Mazurkiewicz CSsR


© 2009 www.parafia.lubartow.pl