Okres wielkanocny ukazuje, jak rodził się Kościół – pełen mocy, ale i napięć wynikających z ludzkich słabości. Jednym z głównych dylematów było to, czy nawróceni poganie mają zachowywać prawo Mojżeszowe, takie jak obrzezanie czy koszerność. Spory między apostołami, różnice w podejściu Piotra czy podziały wśród wiernych pokazują, jak trudno było utrzymać jedność. A jednak Kościół przetrwał, bo był posłuszny Duchowi Świętemu. Na Soborze Jerozolimskim apostołowie jasno stwierdzili: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my…”. Wiedzieli, że to nie oni są źródłem mocy, lecz Bóg.
Zapraszamy na niedzielną Eucharystię, by doświadczać jedności Kościoła!
Dzisiejsza liturgia słowa zwraca naszą uwagę na Kościół, założony przez Chrystusa Pana. Niby jest to dla nas coś oczywistego i codziennego – że należymy do Kościoła – ale co to w zasadzie oznacza? Nasz Pan jest jego Głową, a my jesteśmy członkami tego Ciała i w ten sposób wspólnie tworzymy Kościół. Jest to wspólnota ludzi wierzących, którzy wchodzą do niej przez bramę Chrztu Świętego.
W każdą niedzielę, podczas Mszy Świętej, wyznajemy naszą wiarę. Od wieków katolicy odmawiają to samo Credo. Znajdują się w nim również słowa dotyczące Kościoła: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”.
Dziś słyszymy o tym apostolskim wymiarze Kościoła. Co to znaczy, że jest on apostolski? Po pierwsze – że został założony na fundamencie Apostołów. Nasz Pan, Jezus Chrystus, założył swój Kościół, nadając mu formę widzialnej społeczności, i ustanowił papiestwo jako podstawę jego jedności. Tym, co przekazujemy sobie w sztafecie pokoleń Kościoła, jest Boże Objawienie, czyli nasza święta, katolicka wiara. Jak mówi św. Paweł Apostoł w Liście do Efezjan: „Zbudowani [jesteśmy] na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Jezus Chrystus” (Ef 2,19-20). Mamy więc solidne podstawy dla naszej wiary.
Grono Dwunastu Apostołów było najbliższym otoczeniem Pana Jezusa. Każdego dnia wsłuchiwali się w Jego słowa, widzieli Jego czyny i zachowanie. Byli więc naocznymi świadkami, którzy w formie pisemnej i ustnej przekazali nam swoje doświadczenie życia z Chrystusem. Potwierdza to św. Jan Apostoł w swoim liście: „Co było od początku, co słyszeliśmy, co widzieliśmy na własne oczy, co oglądaliśmy i czego dotykały nasze ręce – o Słowie życia – to wam ogłaszamy” (1 J 1,1).
Miłość do Pana Jezusa jest istotą naszej wiary. A co to znaczy miłować Go – wyjaśnia On sam w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich” (J 14,23-24). Tak więc miłować Jezusa Chrystusa można poprzez zachowywanie w swoim życiu Jego nauki.
Wolą naszego Pana było, aby to Apostołowie i ich następcy reprezentowali Go w przyszłych wiekach. Wedle Jego słów skierowanych do uczniów: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi” (Łk 10,16).
Co więcej, Chrystus zaznaczył, że Apostołowie nie zrozumieją wszystkiego od razu: „To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14,24-25). Na tej podstawie następcy św. Piotra – kolejni papieże – ustanawiali dogmaty wiary. Kościół, przy pomocy Ducha Świętego, dopiero z czasem odkrywał kolejne prawdy wiary. On nieustannie nas poucza i prowadzi do coraz lepszego rozumienia, czym jest nasza wiara i jak właściwie nią żyć. To Duch Święty sprawia, że słowa i czyny Apostołów oraz ich następców (biskupów, kapłanów) mają moc przemieniać serca i budować wspólnotę wierzących. To dziedzictwo Apostołów trwa nieustannie w Piśmie Świętym, Tradycji i Magisterium Kościoła.
Każdy z nas tworzy wspólnotę Kościoła. To nie jest tak, że wierni świeccy są gorszą kategorią Kościoła. Wszyscy tak samo jesteśmy uczniami naszego Pana. Mamy jednak w Kościele różne funkcje i zadania, stosownie do własnego stanu. Każdego z nas Bóg wzywa do świętości – nie poprzez jakieś nadzwyczajne działania, lecz przez wierne i sumienne, codzienne wypełnianie obowiązków swojego stanu: ksiądz jako ksiądz, małżonek jako małżonek, matka jako matka.
Dzisiejsza liturgia słowa kieruje nasz wzrok dalej niż na doczesność. Spoglądamy ku wieczności – ku ostatecznemu celowi naszego życia. Pan Jezus zapowiada, że odchodzi do swojego Ojca, który jest w niebie, i dodaje: „Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was” (J 14,27-28).
Jeszcze nie wszystko, co zapowiedział, się wypełniło. Jesteśmy ludźmi, którzy czekają. Czekamy na Jego ponowne przyjście na ten świat i ostateczną odnowę całego stworzenia – ostateczne pokonanie szatana, grzechu i śmierci. To daje nam nadzieję. To sprawia, że trudy, z jakimi mierzymy się w życiu, nie stanowią dla nas ostatecznej przegranej. Bo jesteśmy po stronie Chrystusa, który zwyciężył świat. Kto żyje z Chrystusem i z Nim umiera, ten również z Nim zwycięży i osiągnie wieczne szczęście przy Bogu. Amen.
- Patryk Reczek CSsR