„Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają”. Jezus w dzisiejszej Ewangelii pokazuje nam, że słowa i deklaracje bez pokrycia to za mało, by wejść do Królestwa Niebieskiego, bo musimy pokazać, że wśród codziennych życiowych zmagań zależy nam na zdobyciu Królestwa Niebieskiego. Jezus pragnie naszego zbawienia, ale pod warunkiem, że my wejdziemy na tę drogę prowadzącą do tego celu. On pozostał pośród nas w Eucharystii, by ułatwić nam osiągnięcie zbawienia.
Zapraszamy do udziału!
Każdy z nas, świadomie bądź nie, nosi w sobie pragnienie przynależności do jakiejś wspólnoty, a co za tym idzie – akceptacji i przyjęcia. Pragnienie to jest naturalne i wynika z naszych pierwotnych instynktów społecznych. Daje ono poczucie bezpieczeństwa, sprawczości, a także pozwala odnaleźć pomoc w trudnościach i oparcie w chwilach niepowodzeń. Człowiek jest istotą społeczną i – powtarzając za klasykiem – nikt nie jest samotną wyspą.
Jednak potrzeba przynależności może mieć różne źródła i różne skutki. Może być naturalna, pozytywna i budująca, ale bywa także negatywna. Kiedy pragniemy wspólnoty z potrzeby bezpieczeństwa, braterstwa i jedności – to pragnienie jest dobre. Gdy natomiast kieruje nami chęć elitarności, wyższości czy źle pojmowanego ekskluzywizmu – wówczas rodzi się coś niebezpiecznego i sprzecznego z Ewangelią.
Dla jasności – nie chodzi tu o jakąkolwiek rewolucję polityczną czy społeczną (o manifest rewolucji marksistowskiej czy francuskiej), ale o zrozumienie, co kryło się za pytaniem rozmówcy Jezusa w dzisiejszej Ewangelii. Na pierwszy rzut oka mogło ono brzmieć jak troska: „Czy tylko nieliczni będą zbawieni?” (Łk 13,23). Tymczasem już w pierwszym czytaniu usłyszeliśmy, że Bóg – wbrew ówczesnym przekonaniom Żydów – pragnie zbawić także tych, którzy nie uchodzili za „godnych” Jego wybrania. Słowa proroka Izajasza mogły dla wielu zabrzmieć jak bluźnierstwo, bo przecież przymierze zostało zawarte z Abrahamem i jego potomstwem. A jednak Bóg objawia, że Jego miłość i zbawienie skierowane są do wszystkich narodów.
Żydowski midrasz opowiada, że gdy wody Morza Czerwonego zatapiały faraona i jego wojsko, aniołowie zwrócili się z radością do Boga, wysławiając Jego moc i ocalenie ludu wybranego. Wtedy Bóg – jak mówi tradycja – miał zasmucić się i odpowiedzieć: „Jak mogę się cieszyć, skoro Moje dzieci giną w Morzu Czerwonym?”.
Dzieło odkupienia jest faktem: męka, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa – Jego doskonałe posłuszeństwo i miłość – otworzyły nam drogę do Nieba. Każdy człowiek otrzymał dar zbawienia, ale pozostaje pytanie: co z tym darem zrobimy? Nie jest on tanim „gratisem” dorzucanym do gazety czy paczki chipsów, lecz niewyobrażalnym skarbem, który można przyjąć i rozwinąć albo – niestety – zmarnować.
Odpowiedzią na to pytanie jest przypowieść Jezusa, a jej sens dopełnia dzisiejsze drugie czytanie. Sama deklaracja wiary jest niewystarczająca. Jak mawiają członkowie Drogi Neokatechumenalnej: „To, że stoję w kościele, nie czyni mnie jeszcze katolikiem, tak jak to, że stoję w garażu, nie czyni mnie samochodem”. Bóg oczekuje nie tylko słów, ale także postawy serca i czynów. Nie praktykujemy modlitwy, uczynków miłosierdzia czy lektury Pisma Świętego po to, aby „zasłużyć” na Niebo, lecz dlatego, że kochamy Boga, siebie i bliźniego. To miłość, a nie strach przed karą czy chęć nagrody, powinna być motywacją naszego życia. Przyjmujemy trudy i cierpienia nie jako „karę Bożą”, lecz jako okazję, by zbliżyć się do Boga i upodobnić do Chrystusa.
Wtedy wszystko jest na właściwym miejscu. Wtedy pytanie rozmówcy Jezusa byłoby wyrazem troski o zbawienie jak największej liczby ludzi, a nie – jak można przypuszczać – próbą potwierdzenia własnej wyjątkowości. Ekskluzywizm religijny, który nie zaprasza do wspólnoty, ale eliminuje innych, jest sprzeczny z Ewangelią.
Kościół jest drogą do zbawienia. W nim otrzymujemy wszystkie potrzebne środki, by wzrastać w miłości i dążyć do życia wiecznego z Bogiem. Ale tej drogi nie możemy zamykać przed tymi, którzy jeszcze do Kościoła nie należą lub z różnych przyczyn są od niego daleko. Troska o depozyt wiary ma sens tylko wtedy, gdy prowadzi do ewangelizacji i pragnienia zbawienia wszystkich, a nie do szyderstwa czy pogardy wobec tych, którzy są „na zewnątrz”. W sercu chrześcijanina powinien być ból i żal na myśl o potępieniu innych, a nie pycha i przekonanie, że „ja mam już niebo zapewnione”.
Bóg jest Miłością i pragnie, aby każdy człowiek mógł doświadczyć tej Miłości i miłosierdzia. Stawia warunki, ale jednocześnie daje łaskę, abyśmy mogli je wypełnić.
Prośmy Boga, przez ręce Najświętszej Maryi Panny, aby Jego miłość przynaglała nas do ewangelizacji. Niech jak najwięcej ludzi doświadczy miłości Boga i osiągnie zbawienie.
O. Wacław Zyskowski CSsR