Usłyszymy dziś w Ewangelii o dwóch niezwykłych dotykach: pierwszy to dotyk kobiety cierpiącej na uporczywą chorobę, drugi to dotyk córeczki przełożonego synagogi. Kobieta dotykając się szaty Jezusa odzyskuje zdrowie, dziewczynka, która Jezus dotyka odzyskuje życie. Obu wydarzeniom towarzyszą dwa ważne elementy: wiara w bóstwo Chrystusa i uznanie własnej niemocy i bezradności.
Dziś Jezus dotyka nas poprzez sakramenty święte i przez nie staje się i dla nas realnie obecny, bliski, a także "przynosi zdrowie i życie". Takiego „dotyku” Jezusa możemy doświadczyć w czasie Mszy Świętej na którą serdecznie zapraszamy.
Stare przysłowie, które znane jest także w innych językach, mówi, że nieszczęścia chodzą parami. Innymi słowy, że jedno nieszczęście pociąga za sobą drugie. Dzisiejsza Ewangelia zdaje się sugerować, że także cuda wydarzają się parami. I nie chodzi tu tylko o zestawienie dwóch cudów uzdrowienia obok siebie, ale także tego następstwa każdego z cudów, jakim jest wzrost wiary i osłupienie wprost ze zdumienia (Mk 5, 42) u tych, którzy przedtem szydzili z Jezusa.
Czytając dzisiaj opis dwóch cudów, dokonanych przez Jezusa na drugim brzegu Jeziora Galilejskiego, jesteśmy pod wielkim wrażeniem dwojga bohaterów, o których wspomina Ewangelia: Jaira i kobiety cierpiącej na krwotok. Oboje zaskakują nas niezwykłym zaufaniem, wiarą, nadzieją na zmianę, chociaż ich sytuacja wydaje się po ludzku beznadziejna. Jair był zapewne ważnym członkiem synagogi, prawdopodobnie jednym ze starszych, którzy sprawowali nadzór nad religijnym i społecznym życiem wspólnoty. Jak bardzo musiał być zdesperowany, jak bardzo powodowany miłością do swojej córeczki, że nie bacząc na swoją pozycję ani opinię środowiska, przychodzi do Jezusa, by błagać Go o pomoc dla dziewczynki: Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła (Mk 5, 23), inaczej mówiąc, jest w stanie agonii. Kobieta cierpiąca od 12 lat na krwotok, traktowana jako nieuleczalnie chora, przeciska się przez tłum w nadziei, że jeśli uda się jej dotknąć choćby Jezusowego płaszcza, będzie uzdrowiona. Oboje postępują wbrew racjonalnej mentalności, która dyktowałaby zupełnie inną logikę.
Ślady tego „racjonalnego” podejścia dyskretnie zrelacjonował św. Marek, cytując wypowiedzi niektórych świadków tego wydarzenia:
– Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz nauczyciela? (Mk 5, 35),
– Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się mnie dotknął? (Mk 5, 31),
– Gdy Jezus mówi, że dziewczynka nie umarła, lecz śpi, Ewangelista jednym zdaniem opisał zachowanie tych „racjonalnych”: I wyśmiewali go (καὶ κατεγέλων αὐτοῦ – to dokładnie śmiać się pogardliwie (Mk 5, 40).
Jakże dramatycznie brzmi to zdanie. Szydzenie z Jezusa. Kiedy coś nie mieści się w głowie, nie zgadza z uporządkowanym widzeniem świata, przekracza granice racjonalności, najłatwiej to wyśmiać, wyszydzić, okazać pogardę. Przecież taka postawa nie jest nam obca także współcześnie, bo notorycznie doświadczamy szyderstwa z wiary, religijności, rzeczy dla nas najświętszych, z Kościoła, z kapłanów, choćby na forach internetowych czy w kabaretach. Dzisiaj traktuje się to jako wyraz uzasadnionej krytyki, wolności artystycznej, odwagi podejmowania kontrowersyjnych tematów, a przecież jest to zwykły wyraz pogardy i braku tolerancji dla mających inne spojrzenie na rzeczywistość.
Mamy zatem w Ewangelii do czynienia ze zderzeniem dwóch rodzajów mentalności: racjonalnej, opartej na tym, co widzialne i dotykalne, i ponad-racjonalnej, opartej na zaufaniu i wierze, że Bóg zdolny jest dokonywać rzeczy, które przekraczają granice ludzkiej racjonalności.
Adam Mickiewicz zwięźle opisał te dwa rodzaje mentalności w balladzie „Romantyczność”: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko”.
Zaufanie tylko do tego, co da się zmierzyć, policzyć, dotknąć, zaobserwować, udowodnić, zrozumieć, często okazuje się niewystarczające. Aby doświadczyć cudu, trzeba uwierzyć i zaufać Temu, dla którego nie ma nic niemożliwego.
o. Piotr Andrukiewicz CSsR