Dzisiejsza Ewangelia przenosi nas na Górę Tabor, gdzie Jezus wybranym Apostołom ukazał przemienione oblicze. W tym okresie Wielkiego Postu to wydarzenie jest dla nas wezwaniem: stój na straży Dobrej Nowiny, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego! A jak przemienienie, które dokonało się w Jezusie, tak i moralna oraz duchowa przemiana będą dostępne dla nas wszystkich, którzy przyjmujemy słowa Ewangelii. A w wieczności czeka i na nas takie przemienione oblicze. Bóg ma upodobanie w człowieku, który się nawraca i niech ta prawda dociera do nas w Wielkim Poście ze zdwojoną siłą. Zechciejmy spojrzeć na uwielbione oblicze Jezusa. Zapraszamy!
Dzisiejsza niedziela nazywana jest NIEDZIELĄ AD GENTES i jest poświęcona modlitwie za misje i misjonarzy. Przy wyjściu ze świątyni będzie można wesprzeć dzieło misyjne Kościoła ofiarą złożoną do puszki.
Góra ma w sobie coś majestatycznego. Góra sięga nieba i rozbudza w człowieku pragnienie spotkania z Przedwiecznym. Wspinaczka na górski szczyt jest wymagająca, wiąże się z samozaparciem i sprawdzianem własnych motywacji. Kiedy człowiek wreszcie stanie na upragnionym szczycie i spojrzy w dół, może zobaczyć drogę, którą z mozołem pokonał.
Dzisiejsza liturgia słowa prowadzi nas na trzy góry ważne dla historii zbawienia. O pierwszej górze położonej w krainie Moria mówi nam Księga Rodzaju. Opowiadanie o ofierze, którą ma złożyć Abraham ze swego syna Izaaka, należy do najpiękniejszych, ale i zarazem najtrudniejszych opowiadań zawartych na kartach pierwszej księgi Biblii.
Izaak był synem obietnicy. Bóg dał Abrahamowi trzy obietnice: (1) ziemi, (2) potomstwa i (3) błogosławieństwa. O ile pierwsza i ostatnia dość szybko się ziściły, o tyle na spełnienie drugiej Abraham czekał bardzo długo. W swojej młodości poślubił przepiękną kobietę Saraj (później Sarę), którą kochał i z którą chciał dzielić radości i smutki związane z ojcostwem i macierzyństwem.
Kiedy wreszcie w cudowny sposób otrzymuje ukochanego, pierworodnego i jedynego syna, Bóg prosi, aby Abraham złożył go w ofierze. Jak dramatyczna była to prośba. Abraham ma wziąć chłopca swoje ukochane, jedyne, wyczekane dziecko, dziedzica swojego pokaźnego majątku, na górę, tam na szczycie góry ma ułożyć ołtarz z kamieni, a na nim drwa. Następnie ma związać i położyć na nich swego syna, później podciąć mu gardło i spuścić krew, a następnie podpalić drwa i na ofiarnym stosie w całości spalić jego ciało.
W czasach Abrahama w taki przecież sposób składano ludzi w ofierze bogom Kanaanu. Czyniono to zwłaszcza z dziećmi, np. gdy wznoszono miasta, mury, bramy miejskie, pałace czy świątynie. Przecież do dziś istnieje zachodnia dolina Jerozolimy zwana doliną Gehenny, gdzie starożytni składali ofiary z dzieci bogom Mardukowi i Molochowi. Dolina Gehenny leżała przecież u podnóża góry Moria. Biblijna góra Moria, według tradycji, miała się znajdować w tym miejscu, gdzie siedem wieków po Abrahamie stanęła świątynia jerozolimska wzniesiona przez króla Salomona.
Rabini żydowscy, układając midrasze do tej biblijnej perykopy, często ukazywali Abrahama jako człowieka, który próbował jak najbardziej w czasie odwlec to, co nie uchronne, to, co i tak musi się stać. Abraham najpierw osiodła osła, postem przygotowuje sługi, z czasem dopiero rąbie drwa tak, aby jak najbardziej opóźnić wyjście z domu. W tych opowiadaniach uwidacznia się jego ból, cierpienie i to, jak ciężko mu zrezygnować z syna, którego przecież bardzo kocha. Abraham jest rozdarty i nie wie, czy wystarczy mu sił.
Izaak sam niesie drwa, na własnych plecach. Na tychże drwach przecież zostanie złożony w ofierze. Izaak nie był już chłopcem, jak często błędnie myślimy, lecz był mężczyzną w wieku ok. 20-30 lat. Tradycja żydowska opis ofiary z Izaaka określa słowem akedah, co dosłownie oznacza „związanie”. Izaak miał bowiem prosić swego ojca Abrahama, by ten mocno go związał, aby mu się czasem nie wyrwał i nie uciekł ze strachu. Wiemy, co było później, głos anioła, a potem miejsce Izaaka zajął baranek.
Dzisiejsza Ewangelia mówi nam o Górze Przemienienia, którą zwyczajowo identyfikujemy z górą Tabor, położoną w Galilei, choć jej nazwa nie pada w ewangelijnych opisach tego wydarzenia. Jezus na tej górze ukazuje swoim najbliższym uczniom chwałę swego bóstwa, przemieniając się wobec Piotra, Jakuba i Jana. Dlaczego wobec tych, a nie pozostałych uczniów? Czy oni byli lepsi od innych? Oczywiście, że nie. Może oni byli słabsi i dlatego potrzebowali umocnienia wiary. Po śmierci Jezusa to inni apostołowie będą szukać u tych trzech pocieszenia. Tabor ma ich przygotować na trzecią górę.
Jest do dziś w Jerozolimie góra, ukryta pod kopułą bazyliki, na którą wchodzi się i z której schodzi się po schodach. Ta góra to Kalwaria. To na nią jedyny Syn Ojca Przedwiecznego na własnych barkach wniósł drwa, na których został złożony w ofierze za grzechy świata. Bóg pozwolił Abrahamowi doświadczyć tego samego bólu, który stanie się Jego udziałem. Jednak Bóg nie zażąda od Abrahama tego, czego będzie oczekiwał od swego Syna. Miejsce Izaaka, a tym samym moje i twoje miejsce zajął Baranek Boży, który gładzi grzech świata (por. J 1, 29. 36). To na Kalwarii dokonało się nasze odkupienie – szatan, śmierć i grzech zostały pokonane przez doskonałe posłuszeństwo Syna Bożego.
Chciejmy w tym czasie szczególnie przez rozważanie tajemnic związanych z męką naszego Zbawiciela oddać Mu należną cześć za wielką tajemnicę odkupienia.
o. Stanisław Paprocki CSsR