W środę, 2 lutego, przypada święto Ofiarowania Pańskiego, popularnie zwane świętem Matki Bożej Gromnicznej. Będziemy wspominać dzień, kiedy Maryja i Józef przynieśli małego Jezusa do świątyni, aby ofiarować Go Panu. Starzec Symeon nazwał Jezusa „Światłem na oświecenie pogan i ludu Izraela”. Zapraszamy na Mszę Świętą z błogosławieństwem świec.
Tego dnia obchodzimy także ustanowiony przez Świętego Jana Pawła II Światowy Dzień Życia Konsekrowanego. Naszą modlitwą będziemy wspierać wszystkich, którzy oddali się na służbę Bogu i ludziom w zgromadzeniach życia zakonnego i instytutach świeckich. Będziemy prosić Boga o nowe powołania do życia zakonnego. Ofiary składane na tacę przeznaczone są na wparcie zakonów klauzurowych.
Dzisiejsze słowo Boże ukazuje nam ludzi, którzy przez całe swoje życie czekali na Mesjasza. Mimo że byli już w podeszłym wieku, nie tracili nadziei, że Boża obietnica przyjścia na świat Zbawiciela zostanie spełniona. Trwając wiernie na modlitwie w świątyni, dzięki Duchowi Świętemu w niepozornym Dziecku ujrzeli Boga i Mesjasza. Tymi osobami, którym Bóg pozwolił dożyć tak ważnej chwili, byli Symeon i Anna. Są oni przedstawicielami narodu wybranego, który od setek lat nie mógł doczekać się upragnionego Mesjasza. Na to wydarzenie czekali całe swoje długie życie. I kiedy nadszedł ten moment, wyrazili swoją radość w słowach wielbiących Boga za to, że dotrzymał swoich obietnic.
Symeon i Anna, jak opisuje Ewangelia, byli już w podeszłych latach. Zatem ich oczekiwanie na Mesjasza trwało długi czas. Dzięki swojej wierze byli przekonani, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Jednak nie znali czasu, kiedy to się spełni. Zatem ich oczekiwanie było wytrwałe. Bohaterowie dzisiejszej Ewangelii uczą nas wytrwałości. Tej wytrwałości z pewnością każdy z nas oczekuje. Nasze życie jest nieustannym przecież czekaniem na to, co ma się wydarzyć czy minąć. Obecnie cała ludzkość czeka na to, kiedy skończy się pandemia. Inni czekają na podwyżkę pensji czy lepszą pracę. W życiu duchowym również ciągle czekamy. Najczęściej czekamy, kiedy Bóg wysłucha naszych modlitw.
Nasze życiowe doświadczenie podpowiada nam niestety czasem, że choć wiele razy o coś prosiliśmy, nic z tego nie wyszło. Przez to może nasuwać się pytanie: Czy Bóg o nas zapomniał? Nie! Bóg zawsze wysłuchuje naszych modlitw. Jednak czekanie ma nas uczyć wytrwałości.
W czasie jednej z letnich olimpiad dziennikarz przeprowadził wywiad ze sportowcem, który wygrał bieg na 1500 m, ustanawiając rekord świata na tym dystansie. Zapytał go, w jaki sposób udało mu się osiągnąć tak dobry wynik. Na to sportowiec zadał mu pytanie: – Czy widział pan kiedyś rzeźbiarza przy pracy? – Nie, a czemu pan pyta? – On wiele razy uderza dłutem w to samo miejsce, ale skała czy drewno pęka dopiero, załóżmy, przy 50-tym uderzeniu z kolei. Czy jednak to ostatnie uderzenie przynosi sukces? Nie! Lecz prowadzi do niego 49 poprzednich. Ja osiągnąłem ten sukces przez wytrwałe treningi. Sukces można osiągnąć tylko przez wytrwałość.
Podobnie jest z naszą wytrwałością w życiu duchowym. Nasza intencja, o którą tak bardzo Boga prosimy, jest jak rzeźba. Niekiedy już po pierwszym uderzeniu chcielibyśmy ukończyć nasze dzieło. Oczywiście, jest to niemożliwe. Nasza modlitwa musi być wytrwała to znaczy systematyczna – jak uderzenia rzeźbiarza. Pokazuje to dobrze postawa prorokini Anny. Jak czytamy w Ewangelii: Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Całe jej życie było trwaniem przy Bogu. Swoją modlitwą czuwała, a przez to doczekała się najpiękniejszego dnia w swoim życiu. W naszym życiu powinniśmy być czujni. Możemy nawet przez wiele lat zanosić do Boga prośby i przegapić dar, który od Boga otrzymamy. Dlatego też trzeba się modlić o to, abyśmy umieli dostrzec i przyjąć otrzymane dary i łaski.
By odnaleźć coś, czego szukamy, potrzebujemy światła. Symeon w swoim uwielbieniu nazywa małego Jezusa światłem na oświecenie pogan i chwałą ludu Izraela. W naszym życiu światłem naszej wiary jest Jezus. Bez tej światłości nasze modlitwy pozostaną w ciemności naszych życiowych lęków i bezradności. Trzeba nam przyjąć tę światłość w naszym życiu. Symbolem przyjęcia tego światła są dziś nasze zapalone świece – gromnice. W dzisiejsze święto przynosimy je, aby zostały pobłogosławione w świątyniach. Następnie zapalone zaniesiemy je do naszych domów. W polskiej ludowej tradycji był taki zwyczaj, że po powrocie do domu podnoszono świece wysoko do góry i kopcono nią belki stropowe chaty tak, by powstał na nich znak krzyża. W całej Polsce wierzono, że pobłogosławiona w kościele gromnica ma moc ochrony domostwa przed burzami, piorunami i ogniem. W czasie burz stawiano zapaloną świecę w oknie lub obchodzono z nią dom i całe obejście. Gromnice wkładano także do rąk umierającym ludziom, aby oświetlały ich drogę do wieczności.
Teodor Axentowicz, polski przedwojenny malarz ormiańskiego pochodzenia, namalował obraz zatytułowany „Na gromniczną”. Przedstawia on młodą dziewczynę, w zimowej scenerii, która jedną ręką trzyma zapaloną gromnicę, a drugą ochrania płonący knot, aby nie zgasł. Chce zapaloną świecę zanieść z kościoła do domu. Świeca, którą dziś błogosławimy, ma nam przypominać, że każdego dnia mamy swoim życiem być światłem dla tych, którzy poszukują Boga. Niech zatem nasza modlitwa i wytrwałość w wierze będzie jak płonąca świeca, która rozświetla naszą ziemską drogę do nieba.
o. Łukasz Baran CSsR Redemptorysta Prowincji Warszawskiej obecnie duszpasterz w Parafii Świętego Klemensa Hofbauera oraz kapelan Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego – Warszawa