W sobotę, 15 sierpnia, przypada uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Prawdę wiary o tym, że Maryja po ziemskim życiu z ciałem i duszą została wzięta do chwały niebieskiej i wywyższona przez Boga jako Królowa, ogłosił papież Pius XII w 1950 roku. Ten dogmat był przypieczętowaniem starodawnej tradycji.
W Polsce ta uroczystość jest znana i obchodzona jako święto Matki Bożej Zielnej. Na liturgię do kościoła przynosimy bukiety ziół, kwiatów i warzyw, które zostaną pobłogosławione. Sam gest błogosławienia rzeczy jest okazją do wychwalania Stwórcy za wszelkie otrzymane dary. Jest także prośbą, aby błogosławiony przedmiot zawsze przypominał o Bogu i Jego dobroci, o Bożej opiece. W tę uroczystość dziękujemy za dar pierwszych zbiorów właśnie w dniu, w którym Maryja osiąga pełnię zbawienia. Ofiarujmy Jej nasze serca i codzienny trud przybliżania się do Boga.
W tę maryjną uroczystość tradycyjnie pamięcią sięgamy do naszej historii, aby wspominać „Cud nad Wisłą” z 1920 roku. Pamiętajmy, że zmagania o właściwe miejsce Polski wśród narodów Europy i świata ciągle jeszcze trwają. Polecajmy Królowej Polski losy naszego narodu.
Pisarz rzymski Owidiusz pisze o królu Pigmalionie, że zlecił u jakiegoś wybitnego rzeźbiarza sporządzenie posągu idealnie pięknej kobiety, gdyż żadna żyjąca nie mogła sprostać jego wymaganiom. I zakochał się w tym posągu, a Afrodyta, bogini miłości, z litości do niego ożywiła tenże posąg.
Jak widać, pragnienie uformowania sobie swojego partnera życiowego według swoich własnych ideałów towarzyszy człowiekowi chyba od samego początku…
A to pragnienie dotyczy też siebie samego – dziś niewątpliwie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Mamy jakiś swój fizyczny ideał siebie i staramy się go – kosztem i niemałego czasu, i niemałych pieniędzy – zrealizować. Gabinety odnowy biologicznej, fitnessu, masażu, urody, odchudzania, treningu personalnego, kulturystyki i jakie tam jeszcze (trudno wszystkie zliczyć), medycyna estetyczna, operacje plastyczne, tatuaż, piercing itd., itp. – to wszystko dziś kwitnie jak pustynia po ulewnym deszczu. Że wcale nie tak rzadko przynosi to opłakane skutki dla zdrowia, o tym się milczy, bo to zbyt złoty interes, by mu szkodzić. Ludzkie ciało stało się obiektem kształtowania – i obiektem kultu…
Można to widzieć pozytywnie: jako dowartościowanie ciała, tak długo lekceważonego poprzez stulecia chrześcijańskiej tradycji w niektórych jej odłamach, ale można też widzieć to negatywnie: jako uprzedmiotowienie ciała, które staje się narzędziem realizowania ludzkich kaprysów i ambicji, zostaje im poddane, podporządkowane; nie ma już ono wartości samo w sobie, lecz tylko o tyle, o ile spełnia jakiś wydumany ideał.
Kościół katolicki święci dziś uroczystość Wniebowzięcia Maryi. Tradycja sięgająca wstecz pierwszych stuleci chrześcijaństwa mówi, że Maryja została wzięta do nieba z duszą i ciałem. W Kościele wschodnim to święto było obchodzone już od Soboru Efeskiego (w roku 431), w Kościele zachodnim od VII wieku. Papież Pius XII w roku 1950 podniósł to przekonanie do rangi dogmatu wiary. W jego bulli Munificentissimus Deus czytamy:
Oświadczamy, stanowimy i wyrokujemy, iż jest dogmatem objawionym przez Boga, że Niepokalana Bogurodzica zawsze Dziewica Maryja po zakończeniu ziemskiego życia wzięta została z ciałem i duszą do chwały niebieskiej.
To orzeczenie to ukoronowanie toczących się przez stulecia dyskusji o wartości ciała. Bowiem wciąż i w chrześcijańskiej tradycji, i poza nią (i na długo przed nią!) istniały tendencje traktowania ciała jako tylko siedziby duszy, czyli pomniejszania jego wartości. Więcej, było widziane jako „więzienie duszy” albo jako jej uciążliwy ciężar: duszę porównywano z osłem, który dźwiga na swym grzbiecie ciężkie brzemię; tu oczywiście brzemię ciała. Niektórym teologom sprawiała przykrość myśl, że Syn Boży był poddany procesom cielesnym tak jak zwyczajni ludzie, i w swoich konstrukcjach teologicznych robili wszystko, co mogli, żeby tej przykrości uniknąć. Ale nie był to jedyny nurt. Bo przecież już na wspomnianym Soborze Efeskim ustalono, że Maryję możemy nazywać Matką Boga. To orzeczenie zaś oznaczało bardzo radykalne i jednoznaczne uznanie wartości cielesności poprzez związanie jej z bóstwem.
Stosunek do ciała był więc zawsze w Kościele – ale i poza nim, i jest nadal, aż do dziś, także w naszej, ateistycznej już w znacznym stopniu kulturze – tematem trudnym. Pytanie, jak docenienie wartości ciała może (czy powinno) się łączyć z uznaniem wartości tego, co duchowe, a zwłaszcza jak może się ono wyrazić w konkretnym życiu, każda epoka stawia sobie na nowo.
Wydaje się, że Wniebowzięcie Maryi to dla nas wezwanie, by na nowo krytycznie rozpatrzeć nasze podejście do ciała. Bo w świetle dogmatów maryjnych błędne wydają się zarówno dziwactwa współczesnego kultu ciała (wspomniane na początku), jak i uprzedzenia i lęki tych, którzy w ciele upatrują jakiegoś zagrożenia dla duszy. Gdyż te dogmaty właśnie ukazują ideał: uznanie wysokiej wartości ciała, ale bez ubóstwiania go; jego jedność z duszą i przeznaczenie obojga do chwały nieba. Wniebowzięcie pokazuje, że można harmonijnie połączyć to, co wydaje się sprzeczne, z pożytkiem dla obu tych elementów: duszy i ciała. I w wierności Bogu, który przecież cały świat – i w jego wymiarze materialnym, i duchowym – stworzył jako dobry.
Tę ważną ideę teologiczną dobrze, choć może bardziej intuicyjnie niż refleksyjnie, zrozumiała pobożność ludowa. I tak np. w krajach niemieckich nazywa się czasem Wniebowzięcie „wielkim dniem kobiet”; widać tu zrozumienie, że docenienie wartości ciała wiąże się z szacunkiem wobec kobiety, bo to ona właśnie najczęściej pada ofiarą pogardy dla ciała. U nas błogosławi się zioła i kwiaty, dobre owoce dobrej matki ziemi. W krajach śródziemnomorskich to szczyt sezonu urlopowego (włoskie Ferragosto), czasu wypoczynku, radości, cieszenia się życiem. Wszędzie tu występuje motyw dziękczynienia Stwórcy, który podarował nam duszę i ciało, tak pięknie i szczęśliwie połączone z sobą. I wspólnie przeznaczone do chwały nieba, co stawia nam przed oczy właśnie Wniebowzięcie Maryi.
o. Janusz Serafin CSsR Pracownik redakcji kwartalnika „Homo Dei” i wydawnictwa Homo Dei – Kraków