Krnąbrne dzieci takimi się nie rodzą, ale stają się takimi później. Niejedno złośliwe i uparte dziecko, pod wpływem wychowania, stało się wspaniałym człowiekiem. Pod wpływem Bożej łaski nie tylko Szaweł z Tarsu, bluźnierca i prześladowca, stał się Pawłem – Apostołem Chrystusa, ale także każdy z nas może stać się świadkiem Bożego miłosierdzia. Łatwiej jest odmówić Koronkę do Bożego miłosierdzia, niż przygarnąć złośliwego i zazdrosnego brata czy siostrę. Jak nam przypomina Święty Paweł Apostoł w Liście do Tymoteusza, Jezus Chrystus przyszedł na świat zbawić grzeszników. Stąd musimy uzbroić się w cierpliwość i wytrwałość, aby doprowadzić do zbawienia przynajmniej niektórych. Sam Chrystus chce dzisiaj przemówić do naszej wyobraźni przez przypowieści o zaginionej owcy i o zaginionej drachmie.
Dzisiejsze czytania biblijne ukazują wiele twarzy grzechu. Duchowa ślepota, złudzenia, niewiedza – św. Paweł pisze na ten temat o czasie, kiedy prześladował chrześcijan: Działałem z nieświadomością, w niewierze (1 Tm 1, 13). Dalej: ucisk, niedola, beznadzieja – naród hebrajski u stóp góry Synaj upada w grzech, kiedy przedłuża się nieobecność Mojżesza, kiedy wydaje mu się, że pozostał sam, bez przywódcy, i poprzez pogańską orgię próbuje ukoić to poczucie opuszczenia. I następna twarz: nikczemność, bo przecież odejście od Boga Jahwe świeżo po zawarciu z Nim przymierza było niewątpliwie nikczemnością z każdego (nawet czysto „świeckiego”) punktu widzenia, tak jak nikczemnością jest zdrada małżeńska świeżo po ślubie. I w końcu trzeba stwierdzić bezsilność człowieka wobec grzechu – w dzisiejszym psalmie psalmista nie widzi żadnej możliwości uwolnienia się samemu od grzechu, ale oczekuje tego od Boga: Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów we mnie moc ducha (Ps 51, 12).
Istotnie, to jest naprawdę niezwykła, tajemnicza rzeczywistość, którą rzadko sobie uświadamiamy: człowiek ma, by się tak wyrazić, tylko jednostronny dostęp do swojego własnego serca, a pełny dostęp ma jedynie Bóg. Możemy mianowicie nasze serce zepsuć, ale nie możemy go zreperować. To może zrobić tylko Bóg
Mojżesz, wracając w mistycznej ekstazie z długiej rozmowy z Bogiem na Synaju, staje twarzą w twarz z apostazją swojego ludu. Nie oczekiwana, brutalna i bolesna konfrontacja! Spodziewałby się raczej wszystkiego innego niż czegoś takiego. Nie dziwimy się gniewowi Boga, a tym bardziej nie dziwilibyśmy się gniewowi Mojżesza. Ale on staje po stronie swojego ludu. Nie neguje jego grzechu, nie bagatelizuje go ani nie usprawiedliwia, lecz bierze go na siebie. Był z tym ludem solidarny w dniach dobrych i złych; teraz jest z nim solidarny w najgorszym dniu. I tak będzie już aż do końca, choć jeszcze nieraz ten lud go udręczy i upokorzy. Oto wzór prawdziwego przywódcy i zapowiedź, z jednej strony, innego przywódcy, który także – a nawet jeszcze bardziej radykalnie – weźmie na siebie grzechy swojego ludu, to znaczy Jezusa Chrystusa, a z drugiej strony zapowiedź odpowiedzi Boga na ludzki grzech.
Tą odpowiedzią jest miłosierne przebaczenie. Św. Paweł pisze na ten temat: Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą swą wielkoduszność (1 Tm 1, 15b-16a). Bóg wyzwala człowieka z potęgi i nieszczęścia grzechu przez to, że mu wybacza; a tym samym zaspokaja też tęsknotę wyrażoną przez psalmistę i „stwarza w człowieku czyste serce”. Wspaniałość tego aktu ukazuje Jezus poprzez niezwykle plastyczny i sugestywny obraz: oto całe „niebo” od krańca do krańca, sam Bóg, a wraz z Nim niezliczona rzesza aniołów i zbawionych ludzi cieszą się ogromną radością z nawrócenia tylko jednego jedynego grzesznika. Ten obraz wyraża wspaniale, jak wielką i niezwykłą rzeczą, wręcz cudem, są Boże przebaczenie i ludzkie nawrócenie. My zaś jesteśmy przyzwyczajeni do łatwego odpuszczania grzechów w sakramencie pojednania, dlatego nie uświadamiamy sobie tego cudu – niestety…, bo nie jest to z korzyścią dla naszego rozwoju duchowego. Tej radości przebaczenia i nawrócenia odpowiada nowa godność grzesznika, którą św. Paweł stwierdza z dumą: Jezus uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę (1 Tm 1, 12b-13a). Jeśli Ewangelia jest „dobrą nowiną” (Niemcy mówią, chyba lepiej, „radosną nowiną”), to widać to przede wszystkim właśnie w tym przejściu od niegodziwości grzechu do nowej godności nawróconego grzesznika. Nikt nie jest ostatecznie stracony, dla każdego istnieje nadzieja na ratunek od Boga i na – i to nawet bardzo radykalny, jak u św. Pawła – zwrot życiowy. Czyż nie jest to uzasadniony powód do radości?...
o. Janusz Serafin CSsR Pracownik redakcji kwartalnika „Homo Dei” i wydawnictwa Homo Dei – Kraków