Słowa Apokalipsy o niewieście obleczonej w słońce dotyczące Kościoła porównujemy do Maryi, Matki Chrystusa, uwielbionej przez Boga po dokonaniu życia pełnego trudów i bolesnych prób. Jej zaangażowanie w misję Chrystusa jest bez wątpienia wyjątkowe i przewyższa wszystkich uczniów Zbawiciela. Święty Paweł Apostoł w Liście do Koryntian mówi o kolejności skorzystania z łaski udziału w zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Nie mamy wątpliwości, że Maryja najbardziej należy do Chrystusa i dlatego jako pierwsza ma udział w Jego zmartwychwstaniu. W ten sposób dopełniło się dzieło, o którym Najświętsza Maryja Panna śpiewała w Magnificat.
Radując się z Maryją, podążajmy za Nią przez słuchanie słowa Bożego, rozważanie go i zachowywanie w sercu.
Pomódl się Miriam, by Jezus we mnie żył…
Od lat najmłodszych, odkąd tylko rozpoczęła się nasza katecheza, jedną z podstawowych prawd wiary, którą sobie przyswajamy, jest ta, że życie człowieka nie kończy się wraz z chwilą śmierci biologicznej, ale że trwa ono nadal po ustaniu funkcji życiowych. Trwa różnie – albo w wiecznej radości wraz z Bogiem i świętymi w niebie, albo w wiecznej rozpaczy i beznadziei w piekle. Tak czy inaczej, trwa. Pomimo tej prawdy tak dobrze nam znanej śmierć zwłaszcza osoby bliskiej sprawia olbrzymią przykrość. W sercu pojawia się pustka i doskwierające poczucie, że kogoś będzie mi już zawsze brakować, że pozostanie w sercu wyrwa nie do zapełnienia.
I stoimy jako chrześcijanie w rozkroku, rozdarciu, między wiarą a doświadczeniem i wiedzą. Komu bardziej zaufać?
Doświadczenie pustki po śmierci osoby bliskiej jest jak najbardziej naturalne, stąd też mamy okres żałoby przypisany do tego momentu naszego życia, jednak naszym zmartwieniem jako chrześcijan, powinno być to, jak będzie wyglądała wieczność moja i moich bliskich.
Dzisiejsza uroczystość właśnie do tego nas zachęca, spojrzeć w niebo i zrozumieć, że i dla mnie jest tam miejsce, jeśli bardziej zapatrzony będę w Niewiastę obleczoną w słońce i księżyc, z wieńcem z dwunastu gwiazd, niż w smoka barwy ognia, który ma siedem głów i dziesięć rogów. Ten apokaliptyczny obraz przedstawia nam odwieczną prawdę – między dobrem i złem trwa walka; ciemność próbuje zawładnąć światłością i zmieść ją, a bitwa rozgrywa się o potomstwo Niewiasty i o to, przez którą stronę zostanie porwane.
I choć ten obraz wygląda nieco baśniowo i może w nas rodzić pytanie, jak to w ogóle jest możliwe, przecież to ja dokonuję wyborów każdego dnia, a perspektywa nieba czy piekła jest tak abstrakcyjna i tak odległa, że trudno ją sobie wyobrazić, to jednak dotyczy nas bardzo.
Właśnie dlatego, aby nie uśpić naszej czujności, Kościół daje nam dziś do rozważenia tę prawdę, dogmat o tym, że Maryja wraz z ciałem i duszą została wzięta do nieba. Dla każdego człowieka jest to zapowiedź prawdy o zmartwychwstaniu ciał i życiu wiecznym. Maryja na mocy Bożego macierzyństwa i zasług swojego Syna nabyła tę niezwykłą łaskę.
A my na jakiej mocy?
Wielu powiedziałoby, że na mocy swoich dobrych uczynków i modlitw zanoszonych do Boga. Niekoniecznie. Tkwi w nas przekonanie, że na łaskę Pana Boga trzeba zasłużyć, jak na wynagrodzenie za odbytą pracę. Całe nasze życie nauczani jesteśmy, że nie ma nic za darmo, i poniekąd jest to prawda, ale nie w tym przypadku. Myśl, że możemy „wybudować” sobie domek w niebie, jest myślą ludzką, a można by nawet powiedzieć bardziej myślą „smoczą”, gdyż stawia ona naszą relację z Panem Bogiem nie jako relację miłości, ale jako niewolnictwo lub w najlepszym wypadku umowę o pracę.
Bóg ofiarowuje nam swoją łaskę darmowo, tak jak rodzice bezwarunkowo kochają swoje dzieci, po naszej stronie jest odpowiedź na tę miłość. Mogę modlić się z obowiązku, a mogę z miłości, tak samo jak mogę dzwonić do swoich rodziców jedynie z przykrego obowiązku albo z czystej miłości. Podobnie rzecz się ma z uczynkami. Jezus w Ewangelii mówi, że będziemy sądzeni z miłości, która była powodem wykonania jakiegoś czynu, a nie z samego czynu jako takiego.
Tu na scenę znów wkracza Niewiasta i smok – wybór, który przede mną staje.
Czy iść drogą Niewiasty, drogą miłości, światła, posłuszeństwa Bogu i pokory w codziennych wyborach i postawach, czyli umierać dla siebie, a żyć dla Boga?
A może iść drogą smoka, który jest synonimem ludzkiej mądrości, kalkulacji i doświadczenia (rogi, oczy, głowy i diademy to symbole właśnie mądrości światowej)?
Aby stanąć przed Bogiem, najpierw trzeba umrzeć – to jest pewne i nieuniknione – ale aby stanąć przed Bogiem na wieki i wpatrywać się w Jego chwałę, a co więcej mieć w tej chwale uczestnictwo, trzeba umrzeć trochę wcześniej, już za życia. Umrzeć dla swojego ego, dla świata i jego mądrości, umrzeć dla żądz i namiętności światowych, tak jak Maryja, która jest nam dziś stawiana za wzór.
Zespół Wspólnota Miłości Ukrzyżowanej pośród licznych swoich pieśni ma jedną noszącą tytuł – „Pomódl się Miriam”. Są w niej takie słowa:
Gdybym umarł, Jezus żył by we mnie.
Gdybym umarł odpocząłbym.
Przyspiesz, przyspiesz moją śmierć.
Pragnę umrzeć, aby żyć.
Prośmy dziś Maryję, aby pomagała nam umierać dla siebie, po to by Jezus mógł żyć w nas, abyśmy w odwiecznej walce stanęli po dobrej stronie.
Duszpasterz w Parafii Matki Bożej Królowej Polski (Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy) – Elbląg
o. Wacław Zyskowski CSsR