Ojcowie KapucyniParafia WniebowstąpieniaParafia Matki Bożej Nieustającej PomocyParafia Św. AnnyStrona Główna
Niedzielne Msze Święte
Parafia Matki Bożej

700, 900, 1030, 1200,
1315, 1800

Parafia Wniebowstąpienia

730, 1030, 1200, 1700

W Brzezinach - godz. 900

 

Czytania na dziś
 
3 niedziela zwykła - 27 stycznia
27-01-2019 12:25 • Ks. Stanisław Rząsa

Fragment z Księgi Nehemiasza opowie nam, że lud po wysłuchaniu słowa Bożego i zrozumieniu go zaczął płakać. Osądził własne życie w świetle słowa Bożego i napełnił się smutkiem. To dobra reakcja prawego sumienia. Czy we mnie słowo Boże ożywia głos sumienia? Czy słowo głoszone w czasie liturgii wywołuje we mnie emocje? Więcej, czy przychodzę tutaj, aby znaleźć wskazówki do właściwego wypełnienia mojego powołania? Słuchanie kogoś z obowiązku nie pozostawia w pamięci żadnego śladu, a słowo Boże ma radykalnie odmienić nasze życie.

Na zamkniętym oddziale szpitala psychiatrycznego, w kolejce do stołówkowego okienka, miał miejsce kiedyś następujący dialog:
    – To już jest skandal! Żebym ja, Napoleon, musiał czekać na posiłek, jak jakiś szeregowiec! – denerwował się pierwszy z dyskutujących.
     – Owszem, nie jest to w porządku – wtórował drugi – ale co mam powiedzieć ja, Mojżesz, któremu sam Bóg powierzył przykazania, zapisane na kamiennych tablicach!
     – Nie przypominam sobie, żebym ci dawał jakieś tablice czy przykazania – dopowiedział trzeci.
 
 
Dowcip, klasyczny żart... Uśmiechamy się i jest to naturalna reakcja na opisaną tu scenkę. Oczywiste jest dla nas to, że jeśli ktoś uważa siebie za Boga, to powinien trafić do psychiatry. Niestety – niemal każdy człowiek ma mniejsze czy większe tendencje (a przynajmniej pokusy), żeby w pewnych sytuacjach siebie stawiać na miejscu Boga. Nie jest to zazwyczaj identyfikacja pełna (dlatego psychiatrzy na szczęście nie muszą zajmować się każdym), ale pewne zachowania potwierdzają, że chętnie zamienilibyśmy się z Bogiem miejscami. Student pierwszego roku opowiada dziennikarzowi o wrażeniach z pierwszych miesięcy studiów:
    Rektor nie jest człowiekiem szerokich horyzontów... Opiekun grupy – jakiś taki banalny, śmieszny momentami... Jest jeden profesor, który nawet stara się i ma ciekawe wykłady, ale jednostka to za mało, żeby całość ocenić dobrze...
 
Miało być wrażenie, ewentualnie opinia, a wychodzi coś na miarę osądu; coś niebezpiecznie bliskiego wyrokowi. Gdy takie wyroki czy osądy są skierowane w naszą stronę, bronimy się, sprzeciwiamy się, tłumaczymy się... Sami natomiast bez skrupułów wchodzimy w rolę wyrokujących. I okazuje się, że całkiem łatwo jest wtedy spotkać grono „bogów”, którzy siedzą przy kawie, a przy okazji diagnozują i leczą cały świat. Wiedzą, jaki powinien być papież, co powinien zrobić prezydent, czego powinien unikać premier, co powinien powiedzieć prymas, jak powinien się zachować biskup itd. Słuchając tych wywodów, można niejednokrotnie odnieść wrażenie, że oto spotkaliśmy naprawdę wyjątkowo światłych ludzi, jednak sama powszechność takich rozmów podpowiada, że mamy wtedy do czynienia raczej z osobami co najwyżej śmiesznymi – jak panowie z początku niniejszego rozważania.
 
Trudno jest być bogiem, jeśli się jest grzesznym człowiekiem. Bycie bogiem bardzo męczy... (kogoś, kto nie jest Bogiem). Zatrzymajcie się i we Mnie uznajcie Boga (Ps 46, 11) – przypomina nam co jakiś czas Bóg prawdziwy. Dziś przypomina o tym choćby w kolekcie – czyli w modlitwie, którą tuż przed liturgią słowa główny celebrans Mszy świętej wypowiada w imieniu wszystkich uczestników. Dziś wspólnie odpowiedzieliśmy Amen na słowa następujące: Wszechmogący, wieczny Boże, kieruj naszym życiem według swego upodobania... Logika podpowiada, że naszym życiem można kierować według upodobania Boga (jak w kolekcie) lub według naszego upodobania. Nasze upodobanie to – najkrócej mówiąc – zajmowanie miejsca należnego Bogu i warto wystrzegać się tego dla dobra naszego i innych ludzi.
 
Jednak jeśli nawet nie dawaliśmy wiary słowom Boga i sami kierowaliśmy swoim życiem, Bóg nie odwraca się od nas. Dziś przychodzi w osobie Jezusa Chrystusa i wciąż na nowo zachęca, aby właśnie Jemu powierzyć ster naszego życia. Dziś słyszymy o Jezusie, który rozpoczyna swoją publiczną działalność. W tych okolicznościach przedstawia coś w rodzaju programu; zapowiada, co chce uczynić:
    Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana.
 
Często Bóg jest widziany jako wróg ludzkiej wolności, a właśnie – paradoksalnie – korzystanie z wolności bez Boga powoduje, że... znajdujemy się w więzieniu, że jesteśmy niewidomi. W nowoczesnej hodowli zwierząt stosuje się tzw. elektrycznego pasterza, czyli ogrodzenie pod napięciem, ograniczające zwierzętom przestrzeń wolnego wybiegu. Wielu ludzi łudzi się, że żyją w wolności, a żyją oni tak naprawdę w ograniczonej przestrzeni „wolnego wybiegu” – przychodzą chwile, kiedy sami przyznają, że czegoś nie mogą, bo uniemożliwiają im to konsekwencje ich własnych wyborów: Nie mogę porozmawiać z siostrą, nie mogę porozmawiać z byłym mężem, nie mogę porozumieć się z dorastającymi dziećmi... Takie życie to naprawdę wolność czy jedynie wydzielona przestrzeń wolności? Młodzi ludzie – często pod wpływem jakiegoś kompleksu – potrafią mówić: już nigdy nie zaśpiewam (choć mają talent wokalny!), już nigdy nie zatańczę (choć potrafią i lubią!). W grupie duszpasterskiej próbujemy przezwyciężyć taki czy inny kompleks, mówimy: jesteś wartościowym człowiekiem i możesz wiele osiągnąć, ...i już prawie się to udaje, gdy jednak znów słyszymy: a ja tego nie widzę... I oto mamy dzisiejszych więźniów i dzisiejszych niewidomych! Przy głębszej analizie rzeczywistości nie jest trudno stwierdzić, że dotyczy to niemal każdego człowieka. Niektórych z pewnością w mniejszym stopniu, ale dotyczy wielu...
 
Jezus Chrystus przychodzi po to, by obdarować nowym widzeniem; byśmy zaczęli widzieć tak, jak widzi Bóg. Jezus Chrystus przychodzi po to, by nam wyłączyć „elektrycznego pasterza”; byśmy cieszyli się wolnością w prawdzie, a nie tylko jej namiastkami.
 
Jak On to czyni?
 
Teraz jeszcze nie mówi wszystkiego na ten temat i nie prezentuje całego arsenału środków, które Mu w tym posłużą. Z pewnością jednak chce, abyśmy zwrócili uwagę na podstawowy warunek tych procesów. Nasze uzdrowienie i obdarowywanie przez Boga dokonuje się przede wszystkim W JEGO OBECNOŚCI; w obecności, którą Ewangelia podkreśla słowem dziś. Pamiętamy, jak kończy się fragment Ewangelii na dziś przewidziany: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli. Boga spotyka się DZIŚ, choć Jego obraz często wyłania się z opowiadań zakorzenionych w przeszłości. Jezus dziś naucza, dziś uzdrawia, dziś przebacza, dziś karmi tych, którzy za Nim idą, dziś wyrzuca złe duchy, dziś prowadzi swoich uczniów. Często my sami SPOSOBEM OPOWIADANIA o Jezusie niemal skazujemy się na Jego niedostępność, gdy mówimy o Nim jedynie w czasie przeszłym.
 
Czy Ewangelia zamyka Jezusa w czasie przeszłym?
 
Zdarza się, że narracja rzeczywiście prowadzona jest gramatycznie w czasie przeszłym... Ale tylko gramatycznie! Wróćmy do początku czytanej dziś Ewangelii: Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. I następnie czytamy „biografię” Jezusa, napisaną przez św. Łukasza. Jeden szczegół jednak „nie pasuje” (gdyby miała to być tylko biografia)... Opisane tam zdarzenia dokonały się pośród nas, choć św. Łukasz nie chodził za Jezusem w czasie Jego ziemskiej działalności! Wniosek? Jezus żyje w swoim Kościele i o tym jest Ewangelia! Nie jest jedynie o tym, że kiedyś żył..., kiedyś nauczał itd. Żyje i działa – to jest fundament dobrej nowiny!
 
 
Jeśli zatem chcemy, aby „program” Jezusa nas dotyczył i nas obejmował, należy najpierw przyjąć Odkupiciela, który żyje i działa dziś. Ten Jezus zapewnia, że chce i może pokierować naszym życiem według swego upodobania. Pozwalając Mu na to naprawdę (zwalniając się z męczącej posady zastępowania Boga), już i tak czynimy wiele.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Drukuj...
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Wrocław
o. Jarosław Krawczyk CSsR

Na zamkniętym oddziale szpitala psychiatrycznego, w kolejce do stołówkowego okienka, miał miejsce kiedyś następujący dialog:
    – To już jest skandal! Żebym ja, Napoleon, musiał czekać na posiłek, jak jakiś szeregowiec! – denerwował się pierwszy z dyskutujących.     – Owszem, nie jest to w porządku – wtórował drugi – ale co mam powiedzieć ja, Mojżesz, któremu sam Bóg powierzył przykazania, zapisane na kamiennych tablicach!     – Nie przypominam sobie, żebym ci dawał jakieś tablice czy przykazania – dopowiedział trzeci. 
 
Dowcip, klasyczny żart... Uśmiechamy się i jest to naturalna reakcja na opisaną tu scenkę. Oczywiste jest dla nas to, że jeśli ktoś uważa siebie za Boga, to powinien trafić do psychiatry. Niestety – niemal każdy człowiek ma mniejsze czy większe tendencje (a przynajmniej pokusy), żeby w pewnych sytuacjach siebie stawiać na miejscu Boga. Nie jest to zazwyczaj identyfikacja pełna (dlatego psychiatrzy na szczęście nie muszą zajmować się każdym), ale pewne zachowania potwierdzają, że chętnie zamienilibyśmy się z Bogiem miejscami. Student pierwszego roku opowiada dziennikarzowi o wrażeniach z pierwszych miesięcy studiów:
    Rektor nie jest człowiekiem szerokich horyzontów... Opiekun grupy – jakiś taki banalny, śmieszny momentami... Jest jeden profesor, który nawet stara się i ma ciekawe wykłady, ale jednostka to za mało, żeby całość ocenić dobrze...
 
Miało być wrażenie, ewentualnie opinia, a wychodzi coś na miarę osądu; coś niebezpiecznie bliskiego wyrokowi. Gdy takie wyroki czy osądy są skierowane w naszą stronę, bronimy się, sprzeciwiamy się, tłumaczymy się... Sami natomiast bez skrupułów wchodzimy w rolę wyrokujących. I okazuje się, że całkiem łatwo jest wtedy spotkać grono „bogów”, którzy siedzą przy kawie, a przy okazji diagnozują i leczą cały świat. Wiedzą, jaki powinien być papież, co powinien zrobić prezydent, czego powinien unikać premier, co powinien powiedzieć prymas, jak powinien się zachować biskup itd. Słuchając tych wywodów, można niejednokrotnie odnieść wrażenie, że oto spotkaliśmy naprawdę wyjątkowo światłych ludzi, jednak sama powszechność takich rozmów podpowiada, że mamy wtedy do czynienia raczej z osobami co najwyżej śmiesznymi – jak panowie z początku niniejszego rozważania.
 
Trudno jest być bogiem, jeśli się jest grzesznym człowiekiem. Bycie bogiem bardzo męczy... (kogoś, kto nie jest Bogiem). Zatrzymajcie się i we Mnie uznajcie Boga (Ps 46, 11) – przypomina nam co jakiś czas Bóg prawdziwy. Dziś przypomina o tym choćby w kolekcie – czyli w modlitwie, którą tuż przed liturgią słowa główny celebrans Mszy świętej wypowiada w imieniu wszystkich uczestników. Dziś wspólnie odpowiedzieliśmy Amen na słowa następujące: Wszechmogący, wieczny Boże, kieruj naszym życiem według swego upodobania... Logika podpowiada, że naszym życiem można kierować według upodobania Boga (jak w kolekcie) lub według naszego upodobania. Nasze upodobanie to – najkrócej mówiąc – zajmowanie miejsca należnego Bogu i warto wystrzegać się tego dla dobra naszego i innych ludzi.
 
Jednak jeśli nawet nie dawaliśmy wiary słowom Boga i sami kierowaliśmy swoim życiem, Bóg nie odwraca się od nas. Dziś przychodzi w osobie Jezusa Chrystusa i wciąż na nowo zachęca, aby właśnie Jemu powierzyć ster naszego życia. Dziś słyszymy o Jezusie, który rozpoczyna swoją publiczną działalność. W tych okolicznościach przedstawia coś w rodzaju programu; zapowiada, co chce uczynić:
    Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana.
 
Często Bóg jest widziany jako wróg ludzkiej wolności, a właśnie – paradoksalnie – korzystanie z wolności bez Boga powoduje, że... znajdujemy się w więzieniu, że jesteśmy niewidomi. W nowoczesnej hodowli zwierząt stosuje się tzw. elektrycznego pasterza, czyli ogrodzenie pod napięciem, ograniczające zwierzętom przestrzeń wolnego wybiegu. Wielu ludzi łudzi się, że żyją w wolności, a żyją oni tak naprawdę w ograniczonej przestrzeni „wolnego wybiegu” – przychodzą chwile, kiedy sami przyznają, że czegoś nie mogą, bo uniemożliwiają im to konsekwencje ich własnych wyborów: Nie mogę porozmawiać z siostrą, nie mogę porozmawiać z byłym mężem, nie mogę porozumieć się z dorastającymi dziećmi... Takie życie to naprawdę wolność czy jedynie wydzielona przestrzeń wolności? Młodzi ludzie – często pod wpływem jakiegoś kompleksu – potrafią mówić: już nigdy nie zaśpiewam (choć mają talent wokalny!), już nigdy nie zatańczę (choć potrafią i lubią!). W grupie duszpasterskiej próbujemy przezwyciężyć taki czy inny kompleks, mówimy: jesteś wartościowym człowiekiem i możesz wiele osiągnąć, ...i już prawie się to udaje, gdy jednak znów słyszymy: a ja tego nie widzę... I oto mamy dzisiejszych więźniów i dzisiejszych niewidomych! Przy głębszej analizie rzeczywistości nie jest trudno stwierdzić, że dotyczy to niemal każdego człowieka. Niektórych z pewnością w mniejszym stopniu, ale dotyczy wielu...
 
Jezus Chrystus przychodzi po to, by obdarować nowym widzeniem; byśmy zaczęli widzieć tak, jak widzi Bóg. Jezus Chrystus przychodzi po to, by nam wyłączyć „elektrycznego pasterza”; byśmy cieszyli się wolnością w prawdzie, a nie tylko jej namiastkami.

 
Jak On to czyni?
 
Teraz jeszcze nie mówi wszystkiego na ten temat i nie prezentuje całego arsenału środków, które Mu w tym posłużą. Z pewnością jednak chce, abyśmy zwrócili uwagę na podstawowy warunek tych procesów. Nasze uzdrowienie i obdarowywanie przez Boga dokonuje się przede wszystkim W JEGO OBECNOŚCI; w obecności, którą Ewangelia podkreśla słowem dziś. Pamiętamy, jak kończy się fragment Ewangelii na dziś przewidziany: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli. Boga spotyka się DZIŚ, choć Jego obraz często wyłania się z opowiadań zakorzenionych w przeszłości. Jezus dziś naucza, dziś uzdrawia, dziś przebacza, dziś karmi tych, którzy za Nim idą, dziś wyrzuca złe duchy, dziś prowadzi swoich uczniów. Często my sami SPOSOBEM OPOWIADANIA o Jezusie niemal skazujemy się na Jego niedostępność, gdy mówimy o Nim jedynie w czasie przeszłym.
 
Czy Ewangelia zamyka Jezusa w czasie przeszłym?
 
Zdarza się, że narracja rzeczywiście prowadzona jest gramatycznie w czasie przeszłym... Ale tylko gramatycznie! Wróćmy do początku czytanej dziś Ewangelii: Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. I następnie czytamy „biografię” Jezusa, napisaną przez św. Łukasza. Jeden szczegół jednak „nie pasuje” (gdyby miała to być tylko biografia)... Opisane tam zdarzenia dokonały się pośród nas, choć św. Łukasz nie chodził za Jezusem w czasie Jego ziemskiej działalności! Wniosek? Jezus żyje w swoim Kościele i o tym jest Ewangelia! Nie jest jedynie o tym, że kiedyś żył..., kiedyś nauczał itd. Żyje i działa – to jest fundament dobrej nowiny! 
 
Jeśli zatem chcemy, aby „program” Jezusa nas dotyczył i nas obejmował, należy najpierw przyjąć Odkupiciela, który żyje i działa dziś. Ten Jezus zapewnia, że chce i może pokierować naszym życiem według swego upodobania. Pozwalając Mu na to naprawdę (zwalniając się z męczącej posady zastępowania Boga), już i tak czynimy wiele.
 
 
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Wrocław
o. Jarosław Krawczyk CSsR


© 2009 www.parafia.lubartow.pl