Człowiek dojrzewa, rozwija się, zmierza ku życiu dorosłemu, jednak mimo wszystko potrzebuje tego, aby ktoś opiekował się nim. W życiu rodzinnym czy małżeńskim dwoje dorosłych osób wybiera wspólne wędrowanie przez życie, a wraz z tą decyzją, wraz z tym wyborem, podejmują jednocześnie odpowiedzialność za siebie nawzajem i jedno otacza opieką drugie. Jest to oczywiste, choć nie mówi się o tym, nie jest to w jakiś nadzwyczajny sposób ogłaszane, manifestowane – po prostu jest to oczywiste.
Współczesność, czasy, w których przychodzi nam żyć, próbują podpowiadać nam jednak coś innego. Jaka odpowiedzialność? Jaka troska? Drugi człowiek? Ty się liczysz! Ty jesteś najważniejszy!
I trzeba powiedzieć, że wielu z nas ulega podszeptom współczesności. Są wśród nas ludzie, którzy żyją dla siebie, często nie zauważając drugiej osoby, która jest obok. Liczy się tylko chwila, ważne jest to, co ja z tego będę miał. Mówi się o kryzysie rodziny, o kryzysie małżeństwa i wielu zastanawia się nad powodami takiego stanu rzeczy. Może właśnie wyżej wspomniane postawy leżą u podstaw owego kryzysu? Proszę samemu sobie odpowiedzieć…
Choć świat próbuje kreować człowieka wedle „swojego obrazu i potrzeb”, nie jest w stanie zagłuszyć podstawowych potrzeb i instynktów w człowieku. W życiu każdego z nas przychodzi taki moment, kiedy to, co zewnętrzne, okazuje się niewystarczające. Pojawiają się też i rozczarowania, zawody i często oszustwo względem człowieka. I co wtedy? Radź sobie sam…
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje scenę podążania za Jezusem wielkich rzesz ludzi. Nawet odpocząć mu nie pozwalano. Warto spróbować zastanowić się nad tym, dlaczego za Nim podążali, jakie mieli oczekiwania. Zapewne niektórzy z nich szli za Jezusem – podobnie jak to i dzisiaj bywa – z ciekawości, szukając sensacji, szukając nadzwyczajności. Jednak zdecydowana większość z nich podążała za Jezusem, ponieważ potrzebowała zrozumienia i opieki, gdyż byli jak owce niemające pasterza. Potrzebowali „innego spojrzenia”, prawdziwego spojrzenia, takiego spojrzenia, którym dostrzega się wartość człowieka przez sam fakt, że ktoś „jest”, a nie przez to, co mi może dać czy ile ja mogę wziąć. Jezus dawał poczucie zatroskania i zrozumienia – ale przede wszystkim wysłuchania. On „patrzył inaczej”, co dawało nadzieję, uświadamiało, że nie jest się samemu, że Pan Bóg zawsze jest przy nas i ciągle czeka, trzeba tylko chcieć zwrócić się w Jego stronę.
Świat sprawia pozory troski, ale Tym, który naprawdę się troszczy o człowieka, jest jedynie Pan Bóg. Pozostaje pytanie, kiedy człowiek to zrozumie.
Drukuj...
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Lubaszowa
o. Ludwik Łabuda CSsR
Człowiek dojrzewa, rozwija się, zmierza ku życiu dorosłemu, jednak mimo wszystko potrzebuje tego, aby ktoś opiekował się nim. W życiu rodzinnym czy małżeńskim dwoje dorosłych osób wybiera wspólne wędrowanie przez życie, a wraz z tą decyzją, wraz z tym wyborem, podejmują jednocześnie odpowiedzialność za siebie nawzajem i jedno otacza opieką drugie. Jest to oczywiste, choć nie mówi się o tym, nie jest to w jakiś nadzwyczajny sposób ogłaszane, manifestowane – po prostu jest to oczywiste.
Współczesność, czasy, w których przychodzi nam żyć, próbują podpowiadać nam jednak coś innego. Jaka odpowiedzialność? Jaka troska? Drugi człowiek? Ty się liczysz! Ty jesteś najważniejszy!
I trzeba powiedzieć, że wielu z nas ulega podszeptom współczesności. Są wśród nas ludzie, którzy żyją dla siebie, często nie zauważając drugiej osoby, która jest obok. Liczy się tylko chwila, ważne jest to, co ja z tego będę miał. Mówi się o kryzysie rodziny, o kryzysie małżeństwa i wielu zastanawia się nad powodami takiego stanu rzeczy. Może właśnie wyżej wspomniane postawy leżą u podstaw owego kryzysu? Proszę samemu sobie odpowiedzieć…
Choć świat próbuje kreować człowieka wedle „swojego obrazu i potrzeb”, nie jest w stanie zagłuszyć podstawowych potrzeb i instynktów w człowieku. W życiu każdego z nas przychodzi taki moment, kiedy to, co zewnętrzne, okazuje się niewystarczające. Pojawiają się też i rozczarowania, zawody i często oszustwo względem człowieka. I co wtedy? Radź sobie sam…
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje scenę podążania za Jezusem wielkich rzesz ludzi. Nawet odpocząć mu nie pozwalano. Warto spróbować zastanowić się nad tym, dlaczego za Nim podążali, jakie mieli oczekiwania. Zapewne niektórzy z nich szli za Jezusem – podobnie jak to i dzisiaj bywa – z ciekawości, szukając sensacji, szukając nadzwyczajności. Jednak zdecydowana większość z nich podążała za Jezusem, ponieważ potrzebowała zrozumienia i opieki, gdyż byli jak owce niemające pasterza. Potrzebowali „innego spojrzenia”, prawdziwego spojrzenia, takiego spojrzenia, którym dostrzega się wartość człowieka przez sam fakt, że ktoś „jest”, a nie przez to, co mi może dać czy ile ja mogę wziąć. Jezus dawał poczucie zatroskania i zrozumienia – ale przede wszystkim wysłuchania. On „patrzył inaczej”, co dawało nadzieję, uświadamiało, że nie jest się samemu, że Pan Bóg zawsze jest przy nas i ciągle czeka, trzeba tylko chcieć zwrócić się w Jego stronę.
Świat sprawia pozory troski, ale Tym, który naprawdę się troszczy o człowieka, jest jedynie Pan Bóg. Pozostaje pytanie, kiedy człowiek to zrozumie.
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Lubaszowa
o. Ludwik Łabuda CSsR