Na pewno moje zwycięstwo pomoże wielu, wielu ludziom w Polsce, którzy są uzależnieni. Byłem narkomanem, a teraz jestem żywym przykładem, że można z tego wyjść. ...
To historyczne słowa Jerzego Górskiego, wypowiedziane w roku 1990 na mecie triathlonu IRONMAN, po niemal dwudziestu pięciu godzinach ekstremalnego sportowego wysiłku (ta konkurencja sprawnościowa obejmowała 7,5 km pływania, 360 km jazdy na rowerze oraz 84 km biegu...). Niezwykła historia Jerzego Górskiego, który wcześniej w szponach nałogu narkotykowego spędził 14 lat, stała się ostatnio bardziej znana za sprawą książki Łukasza Grassa: „Najlepszy – gdy słabość staje się siłą” oraz fabularnego filmu Łukasza Palkowskiego „Najlepszy” (w maju tego roku film doczekał się wydania w formie płyty DVD). Oparta na faktach historia jest opowieścią bardzo motywującą, jak zgodnie przyznają czytelnicy i widzowie. I motywuje nie tylko osoby uwikłane w nałogi, ale wszystkich, którzy doświadczają różnego typu kryzysów, a równocześnie widzą i cenią osobistą wolność oraz wartość życia.
Sytuacje kryzysowe nie są udziałem jedynie nielicznych. Zasadniczo zgadzamy się z poetą, który zauważył, iż:
Na siebie liczymy, że nam starczy krzepy
by o własnych siłach przebyć świata przepych
i mieć zeń choć tyle, co się dźwignąć zdoła.
A przecież się nieraz grunt spod stóp obsunie
i siebie samego nie potrafisz unieść,
przed własną bezsiłą chętnie chyląc czoła.
Choć – jeśli na siebie nie możesz już liczyć –
czyż jesteś niczym?
(Jacek Kaczmarski, Pytania retoryczne).
No właśnie – czy jestem coś wart? Czy jestem ważny zwłaszcza wtedy, gdy doświadczam bezsilności i wydaje się, że nie znajdę już siły, by nadal walczyć? A czy w ogóle warto walczyć?
Te lub podobne pytania powracają jak bumerang, gdy mierzymy się z takimi czy innymi kryzysami. Oczywiście kryzysy bywają różne i różne bywają zarówno kluczowe pytania kryzysowe jak i drogi wyjścia.
Jeśli jednak konkretna historia Jerzego Górskiego – opowiedziana czy to książką czy filmem – okazuje się bardzo uniwersalnym motywatorem do wychodzenia z kryzysu, to z pewnością ważna i pomocna może się też okazać historia proroka Eliasza, której mały fragment słyszymy w ramach dzisiejszego pierwszego czytania. Poza tym, że to też jest konkretne doświadczenie konkretnego człowieka, jest to jednak przede wszystkim słowo Boże. Poświęćmy więc trochę czasu i uwagi, by przypomnieć sobie – na podstawie losu Eliasza – w jaki sposób Bóg chce również nam udzielać siły potrzebnej do przekraczania kryzysów.
Eliasz poszedł na pustynię (1 Krl 19, 4)
Dlaczego poszedł na pustynię, nie dowiemy się z tekstu czytania (które zaczyna się właśnie od wersetu 4), jednak bez trudu ustalimy to, poszerzając lekturę o wersety wcześniejsze. Mówią one o tym, że na scenę wydarzeń wkroczyła Izebel, żona Achaba, i ogłosiła Eliaszowi wyrok śmierci. Uczyniła ona to z arogancją, właściwą komuś, kto ma niezaprzeczalną przewagę i pewność kierowania wydarzeniami. Izebel czuła się silna, nie obawiała się reakcji Eliasza i oficjalnie dała do zrozumienia, że jego los jest już przesądzony.
Ucieczka Eliasza na pustynię ukazuje jego strach i samotność. Nie było nikogo, kogo mógłby poprosić o pomoc (a przynajmniej tak mu się wydawało...). Usłyszany wyrok śmierci jeszcze bardziej go odizolował od innych ludzi. W tym położeniu wybrał ucieczkę na pustynię, choć właśnie pustynia jest miejscem królowania śmierci; na pustyni życie jest niemożliwe.
Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie,
bo nie jestem lepszy od moich przodków (1 Krl 19, 4)
Aby uciec od śmierci, Eliasz poszedł na miejsce śmierci i zaczął wzywać śmierci wobec Boga. Człowiek w kryzysie – jak się wydaje z zewnątrz – zachowuje się nielogicznie. Okolicznością, którą autor natchniony chce tu wyraźnie wyeksponować, jest samotność, poczucie opuszczenia zarówno ze strony ludu jak i ze strony Boga. Od pustki absolutnej dzielił Eliasza jeden „konkret”: wyrok śmierci. Wydaje się, że tylko to Eliasz w tym momencie widział. Jego niepokój przed śmiercią był tak wielki, że chciał ją przyspieszyć; chciał umrzeć, ponieważ przestraszył się śmierci(!). Z zewnątrz, racjonalnie poradzilibyśmy mu, że jeśli rzeczywiście chciał umrzeć, to wystarczyło zostać tam, gdzie był, a wysłannicy Izebel znaleźliby go i zabili... On tymczasem uciekł, PONIEWAŻ chciał umrzeć (!) i w miejscu ucieczki o śmierć prosił Boga (!). Supeł nielogiczności wydaje się tu tak skomplikowany, że nie jesteśmy w stanie nie tylko pomóc, ale nawet zrozumieć...
I właśnie tak lub podobnie bywa, gdy dotykamy świata czyjegoś kryzysu...
Tymczasem pozorną niespójność takiej konstrukcji MOŻNA rozszyfrować i dojść do poziomu propozycji pozytywnej. W tym specjalizuje się Bóg. Spójrzmy więc na sytuację nieco szerzej:
Eliasz nie chciał TAKIEJ śmierci, jaką chciała mu zadać Izebel – dlatego uciekł. Jednocześnie jednak – i na tym polegał jego kryzys – PRAGNĄŁ śmierci, bo w ten sposób wyraził, że to, co się działo, było nie do zaakceptowania, że sytuacja była nie do zniesienia, że nie był w stanie przejść ponad tą trudnością, gdyż – według niego – nikt nie był w stanie (...nie jestem lepszy od moich przodków...).
Po czym położył się tam i zasnął.
A oto anioł, trącając go, powiedział mu: «Wstań, jedz!» (1 Krl 19, 5)
Człowiek w dialogu z Bogiem powinien być otwarty na rozwiązania, których sam nie bierze pod uwagę. Rzeczywiście kryzysową jest sytuacja, w której dialog z Bogiem niby się odbywa, ale jedyne rozwiązanie jest już z góry Bogu narzucone i Bóg ma być tylko jego wykonawcą. Eliasz w takich okolicznościach zasnął. Sen jest jednym z biblijnych obrazów śmierci. Jest w wielu aspektach podobny do umierania; to podróż ku temu, co nieznane, nie kontrolujemy tego, co z nami się wówczas dzieje, tracimy świadomość, tracimy relację z rzeczywistością. W pewnym sensie sen (jak i śmierć) to utrata siebie (bardzo możliwe, że bezsenność, dokuczająca ludziom, ma konkretny związek z lękiem wobec śmierci oraz z przesadną chęcią kontrolowania wszystkiego...).
Bóg odpowiedział Eliaszowi przez interwencję anioła. I nie zesłał śmierci, ale przyszedł z wezwaniem do życia. To, co Eliasz usłyszał, to były imperatywy – tryb rozkazujący – Bóg NAKAZAŁ wyjście z przepaści i pragnienia śmierci. W sytuacji, gdy Eliasz interpretował swoje dzieje jako porażkę; gdy sam już pogodził się z tym, że został pokonany, rozkaz Boga przywrócił go do życia. Oczywiście słowo Boga to nie magia. Ono wymaga odpowiedzi, a konkretnie – posłuszeństwa. W „nowoczesnych” czasach nie lubimy imperatywów. Wolimy, gdy ktoś „proponuje”, „zaprasza”, „zachęca”... Takiego języka oczekujemy też ze strony Pana Boga, a tymczasem On pobudza do życia, uzdrawia, prowadzi również (i często) PRZEZ ROZKAZY, które mamy wypełniać!
Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą.
Zjadł więc i wypił, i znów się położył (1 Krl 19, 6).
Podjęcie życia na nowo nie jest łatwe, gdy jest się w udręce (...znów się położył). Optymistyczne jednak jest to, że zjadł i wypił. Pokarm też nie był przypadkowy. Podpłomyk i trochę wody to było to, o co kiedyś Eliasz prosił wdowę z Sarepty Sydońskiej (por. 1 Krl 17, 10-11) i przez co Bóg udzielił mu cennej lekcji miłości do życia. Teraz powinien zauważyć, że nawet gdy sam dla siebie prosi o śmierć, Bóg przygotowuje dla niego pokarm, bo ma zamiar przekonać go, że warto żyć i ma zamiar przywrócić go życiu.
Powtórnie anioł Pański wrócił i trącając go powiedział: «Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga».
Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb (1 Krl 19, 7-8).
Polecenie Boga zostało powtórzone. Powtórki są potrzebne – również na drodze wzrostu duchowego; to, co jest ważne, należy powtarzać. Tu – przy powtórzeniu – stało się jaśniejsze, jaki jest sens i cel powstania ze snu oraz spożycia posiłku. Jedzenie przyniesione przez anioła służyło nie tylko temu, żeby przeżyć, ale żeby podjąć drogę (misję) w nowy sposób. Błądzenie po pustyni – które zresztą było ucieczką – nie mogło pobudzać do życia. Jednak Bóg niespodziewanie otworzył przed Eliaszem drogę, która ma cel; drogę ku świętej górze Boga, aby Eliasz mógł otrzymać nową misję. Ucieczka może stać się pielgrzymką. Potrzebna jest jednak wrażliwość na Boże wezwania oraz posłuszeństwo wiary.
W Ewangelii słyszymy dziś, że chleb, którym Bóg chce nas karmić, to Ciało Chrystusa wydane za życie świata. Gdy karmimy się tym Chlebem i jesteśmy Bogu posłuszni, znajdziemy mądrość i siłę do pokonywania naszych kryzysów.
Drukuj...
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Wrocław
o. Jarosław Krawczyk CSsR
Na pewno moje zwycięstwo pomoże wielu, wielu ludziom w Polsce, którzy są uzależnieni. Byłem narkomanem, a teraz jestem żywym przykładem, że można z tego wyjść. ...
To historyczne słowa Jerzego Górskiego, wypowiedziane w roku 1990 na mecie triathlonu IRONMAN, po niemal dwudziestu pięciu godzinach ekstremalnego sportowego wysiłku (ta konkurencja sprawnościowa obejmowała 7,5 km pływania, 360 km jazdy na rowerze oraz 84 km biegu...). Niezwykła historia Jerzego Górskiego, który wcześniej w szponach nałogu narkotykowego spędził 14 lat, stała się ostatnio bardziej znana za sprawą książki Łukasza Grassa: „Najlepszy – gdy słabość staje się siłą” oraz fabularnego filmu Łukasza Palkowskiego „Najlepszy” (w maju tego roku film doczekał się wydania w formie płyty DVD). Oparta na faktach historia jest opowieścią bardzo motywującą, jak zgodnie przyznają czytelnicy i widzowie. I motywuje nie tylko osoby uwikłane w nałogi, ale wszystkich, którzy doświadczają różnego typu kryzysów, a równocześnie widzą i cenią osobistą wolność oraz wartość życia.
Sytuacje kryzysowe nie są udziałem jedynie nielicznych. Zasadniczo zgadzamy się z poetą, który zauważył, iż:
Na siebie liczymy, że nam starczy krzepy
by o własnych siłach przebyć świata przepych
i mieć zeń choć tyle, co się dźwignąć zdoła.
A przecież się nieraz grunt spod stóp obsunie
i siebie samego nie potrafisz unieść,
przed własną bezsiłą chętnie chyląc czoła.
Choć – jeśli na siebie nie możesz już liczyć –
czyż jesteś niczym?
(Jacek Kaczmarski, Pytania retoryczne).
No właśnie – czy jestem coś wart? Czy jestem ważny zwłaszcza wtedy, gdy doświadczam bezsilności i wydaje się, że nie znajdę już siły, by nadal walczyć? A czy w ogóle warto walczyć?
Te lub podobne pytania powracają jak bumerang, gdy mierzymy się z takimi czy innymi kryzysami. Oczywiście kryzysy bywają różne i różne bywają zarówno kluczowe pytania kryzysowe jak i drogi wyjścia.
Jeśli jednak konkretna historia Jerzego Górskiego – opowiedziana czy to książką czy filmem – okazuje się bardzo uniwersalnym motywatorem do wychodzenia z kryzysu, to z pewnością ważna i pomocna może się też okazać historia proroka Eliasza, której mały fragment słyszymy w ramach dzisiejszego pierwszego czytania. Poza tym, że to też jest konkretne doświadczenie konkretnego człowieka, jest to jednak przede wszystkim słowo Boże. Poświęćmy więc trochę czasu i uwagi, by przypomnieć sobie – na podstawie losu Eliasza – w jaki sposób Bóg chce również nam udzielać siły potrzebnej do przekraczania kryzysów.
Eliasz poszedł na pustynię (1 Krl 19, 4)
Dlaczego poszedł na pustynię, nie dowiemy się z tekstu czytania (które zaczyna się właśnie od wersetu 4), jednak bez trudu ustalimy to, poszerzając lekturę o wersety wcześniejsze. Mówią one o tym, że na scenę wydarzeń wkroczyła Izebel, żona Achaba, i ogłosiła Eliaszowi wyrok śmierci. Uczyniła ona to z arogancją, właściwą komuś, kto ma niezaprzeczalną przewagę i pewność kierowania wydarzeniami. Izebel czuła się silna, nie obawiała się reakcji Eliasza i oficjalnie dała do zrozumienia, że jego los jest już przesądzony.
Ucieczka Eliasza na pustynię ukazuje jego strach i samotność. Nie było nikogo, kogo mógłby poprosić o pomoc (a przynajmniej tak mu się wydawało...). Usłyszany wyrok śmierci jeszcze bardziej go odizolował od innych ludzi. W tym położeniu wybrał ucieczkę na pustynię, choć właśnie pustynia jest miejscem królowania śmierci; na pustyni życie jest niemożliwe.
Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie,bo nie jestem lepszy od moich przodków (1 Krl 19, 4)
Aby uciec od śmierci, Eliasz poszedł na miejsce śmierci i zaczął wzywać śmierci wobec Boga. Człowiek w kryzysie – jak się wydaje z zewnątrz – zachowuje się nielogicznie. Okolicznością, którą autor natchniony chce tu wyraźnie wyeksponować, jest samotność, poczucie opuszczenia zarówno ze strony ludu jak i ze strony Boga. Od pustki absolutnej dzielił Eliasza jeden „konkret”: wyrok śmierci. Wydaje się, że tylko to Eliasz w tym momencie widział. Jego niepokój przed śmiercią był tak wielki, że chciał ją przyspieszyć; chciał umrzeć, ponieważ przestraszył się śmierci(!). Z zewnątrz, racjonalnie poradzilibyśmy mu, że jeśli rzeczywiście chciał umrzeć, to wystarczyło zostać tam, gdzie był, a wysłannicy Izebel znaleźliby go i zabili... On tymczasem uciekł, PONIEWAŻ chciał umrzeć (!) i w miejscu ucieczki o śmierć prosił Boga (!). Supeł nielogiczności wydaje się tu tak skomplikowany, że nie jesteśmy w stanie nie tylko pomóc, ale nawet zrozumieć...
I właśnie tak lub podobnie bywa, gdy dotykamy świata czyjegoś kryzysu...
Tymczasem pozorną niespójność takiej konstrukcji MOŻNA rozszyfrować i dojść do poziomu propozycji pozytywnej. W tym specjalizuje się Bóg. Spójrzmy więc na sytuację nieco szerzej:
Eliasz nie chciał TAKIEJ śmierci, jaką chciała mu zadać Izebel – dlatego uciekł. Jednocześnie jednak – i na tym polegał jego kryzys – PRAGNĄŁ śmierci, bo w ten sposób wyraził, że to, co się działo, było nie do zaakceptowania, że sytuacja była nie do zniesienia, że nie był w stanie przejść ponad tą trudnością, gdyż – według niego – nikt nie był w stanie (...nie jestem lepszy od moich przodków...).
Po czym położył się tam i zasnął.A oto anioł, trącając go, powiedział mu: «Wstań, jedz!» (1 Krl 19, 5)
Człowiek w dialogu z Bogiem powinien być otwarty na rozwiązania, których sam nie bierze pod uwagę. Rzeczywiście kryzysową jest sytuacja, w której dialog z Bogiem niby się odbywa, ale jedyne rozwiązanie jest już z góry Bogu narzucone i Bóg ma być tylko jego wykonawcą. Eliasz w takich okolicznościach zasnął. Sen jest jednym z biblijnych obrazów śmierci. Jest w wielu aspektach podobny do umierania; to podróż ku temu, co nieznane, nie kontrolujemy tego, co z nami się wówczas dzieje, tracimy świadomość, tracimy relację z rzeczywistością. W pewnym sensie sen (jak i śmierć) to utrata siebie (bardzo możliwe, że bezsenność, dokuczająca ludziom, ma konkretny związek z lękiem wobec śmierci oraz z przesadną chęcią kontrolowania wszystkiego...).
Bóg odpowiedział Eliaszowi przez interwencję anioła. I nie zesłał śmierci, ale przyszedł z wezwaniem do życia. To, co Eliasz usłyszał, to były imperatywy – tryb rozkazujący – Bóg NAKAZAŁ wyjście z przepaści i pragnienia śmierci. W sytuacji, gdy Eliasz interpretował swoje dzieje jako porażkę; gdy sam już pogodził się z tym, że został pokonany, rozkaz Boga przywrócił go do życia. Oczywiście słowo Boga to nie magia. Ono wymaga odpowiedzi, a konkretnie – posłuszeństwa. W „nowoczesnych” czasach nie lubimy imperatywów. Wolimy, gdy ktoś „proponuje”, „zaprasza”, „zachęca”... Takiego języka oczekujemy też ze strony Pana Boga, a tymczasem On pobudza do życia, uzdrawia, prowadzi również (i często) PRZEZ ROZKAZY, które mamy wypełniać!
Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą.Zjadł więc i wypił, i znów się położył (1 Krl 19, 6).
Podjęcie życia na nowo nie jest łatwe, gdy jest się w udręce (...znów się położył). Optymistyczne jednak jest to, że zjadł i wypił. Pokarm też nie był przypadkowy. Podpłomyk i trochę wody to było to, o co kiedyś Eliasz prosił wdowę z Sarepty Sydońskiej (por. 1 Krl 17, 10-11) i przez co Bóg udzielił mu cennej lekcji miłości do życia. Teraz powinien zauważyć, że nawet gdy sam dla siebie prosi o śmierć, Bóg przygotowuje dla niego pokarm, bo ma zamiar przekonać go, że warto żyć i ma zamiar przywrócić go życiu.
Powtórnie anioł Pański wrócił i trącając go powiedział: «Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga».Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb (1 Krl 19, 7-8).
Polecenie Boga zostało powtórzone. Powtórki są potrzebne – również na drodze wzrostu duchowego; to, co jest ważne, należy powtarzać. Tu – przy powtórzeniu – stało się jaśniejsze, jaki jest sens i cel powstania ze snu oraz spożycia posiłku. Jedzenie przyniesione przez anioła służyło nie tylko temu, żeby przeżyć, ale żeby podjąć drogę (misję) w nowy sposób. Błądzenie po pustyni – które zresztą było ucieczką – nie mogło pobudzać do życia. Jednak Bóg niespodziewanie otworzył przed Eliaszem drogę, która ma cel; drogę ku świętej górze Boga, aby Eliasz mógł otrzymać nową misję. Ucieczka może stać się pielgrzymką. Potrzebna jest jednak wrażliwość na Boże wezwania oraz posłuszeństwo wiary.
W Ewangelii słyszymy dziś, że chleb, którym Bóg chce nas karmić, to Ciało Chrystusa wydane za życie świata. Gdy karmimy się tym Chlebem i jesteśmy Bogu posłuszni, znajdziemy mądrość i siłę do pokonywania naszych kryzysów.
Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Wrocław
o. Jarosław Krawczyk CSsR