Ewangelia przedstawia nam opis powołania pierwszych uczniów, wśród których znajduje się również św. Andrzej, patron dnia dzisiejszego, według tradycji uważany za pierwszego wezwanego przez Chrystusa.
Jezus jest tym, który powołuje: On określa miejsce, czas oraz okoliczności tego wezwania. Faktem jest, że zarówno Piotr, jak i Andrzej, zostają powołani w trakcie wykonywania swych codziennych prac. Jezus wkracza w ich życie, w ich codzienność i tam rozlega się Jego głos: Pójdź za mną! To element bardzo ważny dla każdego z nas.
Pamiętajmy, że Bóg upodobał sobie tę tak zwaną „codzienność”. Miejscem spotkania z Panem jest moje „dzisiaj”. Mamy czasem taką pokusę, by szukać Boga w nadzwyczajności. On tymczasem jest Bogiem historii, Bogiem faktów, który przechodzi przez prozaiczność i szarość dnia. Chce również bazować na naszych talentach, na tym wszystkim, czym nas ubogacił, aby wprzęgnąć to wszystko w jedno dzieło dla dobra innych. Dlatego ważna jest cała historia naszego życia, gdyż na niej właśnie opiera się Bóg.
Z drugiej strony, gdy On wkracza i wzywa nas do jakiegoś dzieła, to przerasta ono zawsze nasze oczekiwania, być może wpędza w jakiś kryzys spowodowany poczuciem własnej niewystarczalności. Realizowanie dzieła wyznaczonego przez Boga rozszerza horyzonty, gdyż ze swej natury jest dziełem „dla wielu”, którzy zostaną obdarowani „naszym kosztem”. Dobrze obrazuje tę specyfikę przytaczana dziś ewangeliczna scena: Andrzej i Piotr z bycia rybakami na potrzeby „własne”, staną się „rybakami ludzi” w łodzi Kościoła.
Ewangelia mówi również, że Jezus ujrzał Piotra i Andrzeja. Mamy więc tutaj jakieś spojrzenie Mistrza: dostrzegł ich. Możemy się zapytać, jak to wygląda z naszej strony, czy my szukamy naszym spojrzeniem Chrystusa? Czy zależy nam, by wpatrywać się w Niego i stamtąd czerpać siłę? Czy mamy świadomość, że On nigdy nie odwraca od nas swego wzroku? Jakże to ważne, by być przekonanym, że On zawsze jest obok!
Drugi element, to konieczność bycia wezwanym, aby pójść za Chrystusem. I bardzo ważne jest właśnie owo „za”, a więc nie „przed”. To trudne, ale musimy zaakceptować fakt, że tylko „idąc za” Chrystusem będziemy w pełni szczęśliwi i nasze życie przyniesie owoce. A jest to trudne, ponieważ wymaga od nas pokory, zejścia na „drugi plan”. Tak samo rzecz ma się z naszymi relacjami z innymi ludźmi. Uczeń Chrystusa to ten, kto jest gotowy się upokorzyć, uznać czyjąś wyższość – w imię miłości. Zawsze, gdy chcemy „iść jako pierwsi”, ryzykujemy pobłądzeniem oraz tym, że będziemy ranili innych. Chrystus jest nam dany jako pasterz, jako ten, który zna drogę. Ja drogi nie znam, ja często daję się otumanić fałszywym przewodnikom. Dlatego dobrze jest, gdy kroczę za Nim. Więcej, On jest jedynym, który zna drogę poprzez śmierć, ponieważ powrócił ze śmierci do życia.
Taka relacja z Chrystusem pozwoli nam być gotowymi na poświęcenie życia dla Niego. Może nie od razu ma się na myśli męczeńską śmierć, jak w przypadku dzisiejszego patrona. Ale czyż nie brak w naszej codzienności okazji do tego, by „oddawać życie” za prawdę, za wierność Bogu i człowiekowi, za to, by kochać pomimo tylu przeciwności? Doświadczenie żywej relacji z Chrystusem, która jest utwierdzana we wspólnocie Kościoła, dodaje nam odwagi, by wkraczać w szeregi świętych apostołów i męczenników, bo wiemy, że Ten, za którym idziemy, Ten, który wypowiedział nasze imię, jest Panem życia i śmierci, i to do Niego należy ostatnie słowo.
Drukuj...
Wychowawca i wykładowca teologii fundamentalnej i języka włoskiego
w Wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów w Tuchowie
o. Sylwester Pactwa CS
Ewangelia przedstawia nam opis powołania pierwszych uczniów, wśród których znajduje się również św. Andrzej, patron dnia dzisiejszego, według tradycji uważany za pierwszego wezwanego przez Chrystusa.
Jezus jest tym, który powołuje: On określa miejsce, czas oraz okoliczności tego wezwania. Faktem jest, że zarówno Piotr, jak i Andrzej, zostają powołani w trakcie wykonywania swych codziennych prac. Jezus wkracza w ich życie, w ich codzienność i tam rozlega się Jego głos: Pójdź za mną! To element bardzo ważny dla każdego z nas.
Pamiętajmy, że Bóg upodobał sobie tę tak zwaną „codzienność”. Miejscem spotkania z Panem jest moje „dzisiaj”. Mamy czasem taką pokusę, by szukać Boga w nadzwyczajności. On tymczasem jest Bogiem historii, Bogiem faktów, który przechodzi przez prozaiczność i szarość dnia. Chce również bazować na naszych talentach, na tym wszystkim, czym nas ubogacił, aby wprzęgnąć to wszystko w jedno dzieło dla dobra innych. Dlatego ważna jest cała historia naszego życia, gdyż na niej właśnie opiera się Bóg.
Z drugiej strony, gdy On wkracza i wzywa nas do jakiegoś dzieła, to przerasta ono zawsze nasze oczekiwania, być może wpędza w jakiś kryzys spowodowany poczuciem własnej niewystarczalności. Realizowanie dzieła wyznaczonego przez Boga rozszerza horyzonty, gdyż ze swej natury jest dziełem „dla wielu”, którzy zostaną obdarowani „naszym kosztem”. Dobrze obrazuje tę specyfikę przytaczana dziś ewangeliczna scena: Andrzej i Piotr z bycia rybakami na potrzeby „własne”, staną się „rybakami ludzi” w łodzi Kościoła.
Ewangelia mówi również, że Jezus ujrzał Piotra i Andrzeja. Mamy więc tutaj jakieś spojrzenie Mistrza: dostrzegł ich. Możemy się zapytać, jak to wygląda z naszej strony, czy my szukamy naszym spojrzeniem Chrystusa? Czy zależy nam, by wpatrywać się w Niego i stamtąd czerpać siłę? Czy mamy świadomość, że On nigdy nie odwraca od nas swego wzroku? Jakże to ważne, by być przekonanym, że On zawsze jest obok!
Drugi element, to konieczność bycia wezwanym, aby pójść za Chrystusem. I bardzo ważne jest właśnie owo „za”, a więc nie „przed”. To trudne, ale musimy zaakceptować fakt, że tylko „idąc za” Chrystusem będziemy w pełni szczęśliwi i nasze życie przyniesie owoce. A jest to trudne, ponieważ wymaga od nas pokory, zejścia na „drugi plan”. Tak samo rzecz ma się z naszymi relacjami z innymi ludźmi. Uczeń Chrystusa to ten, kto jest gotowy się upokorzyć, uznać czyjąś wyższość – w imię miłości. Zawsze, gdy chcemy „iść jako pierwsi”, ryzykujemy pobłądzeniem oraz tym, że będziemy ranili innych. Chrystus jest nam dany jako pasterz, jako ten, który zna drogę. Ja drogi nie znam, ja często daję się otumanić fałszywym przewodnikom. Dlatego dobrze jest, gdy kroczę za Nim. Więcej, On jest jedynym, który zna drogę poprzez śmierć, ponieważ powrócił ze śmierci do życia.
Taka relacja z Chrystusem pozwoli nam być gotowymi na poświęcenie życia dla Niego. Może nie od razu ma się na myśli męczeńską śmierć, jak w przypadku dzisiejszego patrona. Ale czyż nie brak w naszej codzienności okazji do tego, by „oddawać życie” za prawdę, za wierność Bogu i człowiekowi, za to, by kochać pomimo tylu przeciwności? Doświadczenie żywej relacji z Chrystusem, która jest utwierdzana we wspólnocie Kościoła, dodaje nam odwagi, by wkraczać w szeregi świętych apostołów i męczenników, bo wiemy, że Ten, za którym idziemy, Ten, który wypowiedział nasze imię, jest Panem życia i śmierci, i to do Niego należy ostatnie słowo.
Wychowawca i wykładowca teologii fundamentalnej i języka włoskiegow Wyższym Seminarium Duchownym Redemptorystów w Tuchowie
o. Sylwester Pactwa CS