Początek listopada to czas, który jednoznacznie kojarzy się nam, chrześcijanom, z nawiedzaniem cmentarzy, na których spoczywają szczątki naszych bliskich. W zadumie stajemy nad ich grobami i w chwili cichej modlitwy polecamy ich dobremu Bogu, by w swoim nieskończonym miłosierdziu przygarnął tych zmarłych do siebie. Modlimy się za nich, bo wierzymy, że nasza modlitwa nie tylko może im pomóc, ale sprawi, że stanie się skuteczne ich wstawiennictwo za nami (por. KKK 958).
Przychodzimy też więc i trochę w swojej sprawie. Przychodzimy, bo szukamy odpowiedzi na wiele pytań, jakie rodzą się w naszym życiu. Przychodzimy, bo może chcemy się przekonać po raz kolejny, że wszystkie problemy, które przeżywamy, nikną w obliczu śmierci człowieka; że wszystkie nasze sukcesy i podziw innych to jedynie chwilowa namiastka prawdziwej radości. Patrząc na mogiły naszych bliskich, uświadamiamy sobie, że ich życie – podobnie jak i nasze obecne życie – wypełnione było radościami i sukcesami, troskami i porażkami, różnymi problemami dnia codziennego, wśród których były pewnie też i takie, które wydawały się trudnościami nie do pokonania. Ale to wszystko zniknęło w jednym momencie – w chwili śmierci – i wrócili do domu Ojca, do krainy życia, w której – jak wierzymy – ujrzeli dobroć Boga (por. Ps 27, 13), dostąpili tej prawdziwej radości, tego prawdziwego szczęścia, jakie człowiekowi może dać tylko Bóg.
Tym samym, można by powiedzieć, przychodzimy tu po nadzieję dla nas samych. Nadzieję na to, że Bóg jest większy od tego wszystkiego, co przeżywamy, że nasze trudności dnia codziennego są niczym w perspektywie życia wiecznego, o którym zapewnia nas sam Jezus Chrystus. Pięknym przykładem takiej niezachwianej nadziei pokładanej w Bogu jest życie biblijnego Hioba, który utraciwszy wszystko, co miał, był przekonany, że dobroć Boga, którego będzie mógł oglądać, zwycięży wszystko. Choć „przyjaciele”, widząc jak wielkie nieszczęścia co rusz go dotykały, wyśmiewali się z jego niezachwianej wiary, on jednak trwał w nadziei na życie w wiecznej szczęśliwości z Bogiem.
Prawdziwą, wielką nadzieją człowieka, która przetrwa wszelkie zawody, może być tylko Bóg – Bóg, który nas umiłował i wciąż nas miłuje «aż do końca», do ostatecznego «wykonało się!» (Benedykt XVI, Spe salvi, 27).
Świat, w którym przyszło nam żyć, na każdym kroku usiłuje nas przekonywać o tym, że tylko to, co doczesne, ma znaczenie; że skoro życie jest tak krótkie i każda chwila może być ostatnią, to nie należy zastanawiać się nad tym, co będzie potem, ale korzystać z życia do woli, zaznawać wszelkich dostępnych przyjemności i po prostu cieszyć się życiem. Jednak doświadczenie uczy nas, że to, co daje chwile radości i uniesienia, tak naprawdę nie zaspokaja pragnienia szczęścia, jakie skrywa się w ludzkim sercu – tego prawdziwego szczęścia, którego chcielibyśmy doświadczać. I coraz bardziej podświadomie czujemy, że to prawdziwe szczęście jest poza zasięgiem możliwości tego świata – jedynie Bóg może nas nim obdarzyć.
Stąd, stając nad grobami bliskich w tej chwili zadumy i refleksji, zwracamy swe myśli ku Bogu, który obdarza swoje dzieci tym prawdziwym szczęściem. I te nasze chwile milczenia nad mogiłami są po trosze napawaniem się, a zarazem budowaniem się szczęściem, którego już doświadczają nasi bliscy zmarli. I choć nie potrafimy dokładnie sprecyzować ani wyrazić tego, co kryje się pod tym słowem „szczęście”, to jednak to pragnienie, to dążenie do owego „szczęścia”, które w nasze serca wpisał Bóg, jest silniejsze od wszelkich ziemskich dążeń.
Nie sprzeciwiajmy się temu dążeniu, ale niech będzie ono dla nas motywacją wszelkich podejmowanych działań. Niech ciągle przyświeca nam ta nadzieja na przebywanie w domu Ojca, kosztowanie słodyczy Pana i radowanie się Jego świątynią (por. Ps 27, 4) po wieki wieków.
Drukuj...
Tirocinium Pastoralne Prowincji Warszawskiej Redemptorystów (wewnętrzne studium Zgromadzenia,
przygotowujące do prowadzenia rekolekcji parafialnych i misji ludowych) – Lublin
o. Arkadiusz Buszka CSsR
Początek listopada to czas, który jednoznacznie kojarzy się nam, chrześcijanom, z nawiedzaniem cmentarzy, na których spoczywają szczątki naszych bliskich. W zadumie stajemy nad ich grobami i w chwili cichej modlitwy polecamy ich dobremu Bogu, by w swoim nieskończonym miłosierdziu przygarnął tych zmarłych do siebie. Modlimy się za nich, bo wierzymy, że nasza modlitwa nie tylko może im pomóc, ale sprawi, że stanie się skuteczne ich wstawiennictwo za nami (por. KKK 958).
Przychodzimy też więc i trochę w swojej sprawie. Przychodzimy, bo szukamy odpowiedzi na wiele pytań, jakie rodzą się w naszym życiu. Przychodzimy, bo może chcemy się przekonać po raz kolejny, że wszystkie problemy, które przeżywamy, nikną w obliczu śmierci człowieka; że wszystkie nasze sukcesy i podziw innych to jedynie chwilowa namiastka prawdziwej radości. Patrząc na mogiły naszych bliskich, uświadamiamy sobie, że ich życie – podobnie jak i nasze obecne życie – wypełnione było radościami i sukcesami, troskami i porażkami, różnymi problemami dnia codziennego, wśród których były pewnie też i takie, które wydawały się trudnościami nie do pokonania. Ale to wszystko zniknęło w jednym momencie – w chwili śmierci – i wrócili do domu Ojca, do krainy życia, w której – jak wierzymy – ujrzeli dobroć Boga (por. Ps 27, 13), dostąpili tej prawdziwej radości, tego prawdziwego szczęścia, jakie człowiekowi może dać tylko Bóg.
Tym samym, można by powiedzieć, przychodzimy tu po nadzieję dla nas samych. Nadzieję na to, że Bóg jest większy od tego wszystkiego, co przeżywamy, że nasze trudności dnia codziennego są niczym w perspektywie życia wiecznego, o którym zapewnia nas sam Jezus Chrystus. Pięknym przykładem takiej niezachwianej nadziei pokładanej w Bogu jest życie biblijnego Hioba, który utraciwszy wszystko, co miał, był przekonany, że dobroć Boga, którego będzie mógł oglądać, zwycięży wszystko. Choć „przyjaciele”, widząc jak wielkie nieszczęścia co rusz go dotykały, wyśmiewali się z jego niezachwianej wiary, on jednak trwał w nadziei na życie w wiecznej szczęśliwości z Bogiem.
Prawdziwą, wielką nadzieją człowieka, która przetrwa wszelkie zawody, może być tylko Bóg – Bóg, który nas umiłował i wciąż nas miłuje «aż do końca», do ostatecznego «wykonało się!» (Benedykt XVI, Spe salvi, 27).
Świat, w którym przyszło nam żyć, na każdym kroku usiłuje nas przekonywać o tym, że tylko to, co doczesne, ma znaczenie; że skoro życie jest tak krótkie i każda chwila może być ostatnią, to nie należy zastanawiać się nad tym, co będzie potem, ale korzystać z życia do woli, zaznawać wszelkich dostępnych przyjemności i po prostu cieszyć się życiem. Jednak doświadczenie uczy nas, że to, co daje chwile radości i uniesienia, tak naprawdę nie zaspokaja pragnienia szczęścia, jakie skrywa się w ludzkim sercu – tego prawdziwego szczęścia, którego chcielibyśmy doświadczać. I coraz bardziej podświadomie czujemy, że to prawdziwe szczęście jest poza zasięgiem możliwości tego świata – jedynie Bóg może nas nim obdarzyć.
Stąd, stając nad grobami bliskich w tej chwili zadumy i refleksji, zwracamy swe myśli ku Bogu, który obdarza swoje dzieci tym prawdziwym szczęściem. I te nasze chwile milczenia nad mogiłami są po trosze napawaniem się, a zarazem budowaniem się szczęściem, którego już doświadczają nasi bliscy zmarli. I choć nie potrafimy dokładnie sprecyzować ani wyrazić tego, co kryje się pod tym słowem „szczęście”, to jednak to pragnienie, to dążenie do owego „szczęścia”, które w nasze serca wpisał Bóg, jest silniejsze od wszelkich ziemskich dążeń.
Nie sprzeciwiajmy się temu dążeniu, ale niech będzie ono dla nas motywacją wszelkich podejmowanych działań. Niech ciągle przyświeca nam ta nadzieja na przebywanie w domu Ojca, kosztowanie słodyczy Pana i radowanie się Jego świątynią (por. Ps 27, 4) po wieki wieków.
Tirocinium Pastoralne Prowincji Warszawskiej Redemptorystów (wewnętrzne studium Zgromadzenia,przygotowujące do prowadzenia rekolekcji parafialnych i misji ludowych) – Lublin
o. Arkadiusz Buszka CSsR