Jak ubóstwo samo w sobie nie jest cnotą, tak również bogactwo nie jest z natury czymś złym. Dopiero stosunek człowieka do tych rzeczywistości czyni z nich cnotę albo grzech. Czytania biblijne, które dziś usłyszymy, piętnują przede wszystkim nadużycia spowodowane złym wykorzystywaniem dóbr materialnych. Żądza stawania się coraz bogatszym niszczy człowieka, ale także niszczy jego relacje z Panem Bogiem i innymi ludźmi. Księga Proroka Amosa oraz Ewangelia zwracają uwagę, że niewłaściwe podejście do dóbr ziemskich może ściągnąć na niego karę.
Niech słowo Boże oczyszcza nas z żądzy posiadania i wyczuli serca na potrzeby bliźnich.
Nie lubimy służyć. To fakt niezaprzeczalny. Bycie służącym uderza w nasze poczucie godności, kojarzy się z brakiem wolności. Wolność jest dzisiaj postrzegana jako jedna z większych wartości. Jak bardzo niewspółcześnie brzmią słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Nie możecie służyć Bogu i mamonie! Rzeczywiście nie możemy. Dlaczego? Można przecież być bogatym i wierzącym. Można zabiegać o pieniądze, troszczyć się o rodzinę, o przyszłość poprzez pracę, zarabianie pieniędzy i być uczniem Jezusa. Można, a nawet trzeba. Jednak Chrystus zwraca uwagę na pewne niebezpieczeństwo bogactwa, albo raczej postawy, która zmierza do tego, żeby mieć, nagromadzić i czuć się bezpiecznie.
Nie lubimy służyć. To fakt niezaprzeczalny. Bycie służącym uderza w nasze poczucie godności, kojarzy się z brakiem wolności. Wolność jest dzisiaj postrzegana jako jedna z większych wartości. Jak bardzo niewspółcześnie brzmią słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Nie możecie służyć Bogu i mamonie! Rzeczywiście nie możemy. Dlaczego? Można przecież być bogatym i wierzącym. Można zabiegać o pieniądze, troszczyć się o rodzinę, o przyszłość poprzez pracę, zarabianie pieniędzy i być uczniem Jezusa. Można, a nawet trzeba. Jednak Chrystus zwraca uwagę na pewne niebezpieczeństwo bogactwa, albo raczej postawy, która zmierza do tego, żeby mieć, nagromadzić i czuć się bezpiecznie.
Bywa niestety tak, że to, co miało dać wolność, zniewala. To, co miało zabezpieczać naszą przyszłość, co miało być środkiem do celu, staje się celem samym w sobie. Chcę być wolny, więc pracuję i zarabiam pieniądze, a po jakimś czasie okazuje się, że jestem niewolnikiem. Nie mam czasu dla rodziny, przyjaciół, na odpoczynek, nie mam czasu na modlitwę, Mszę Świętą. Bóg zostaje na marginesie mojego życia. Jakże często podczas kolędy, kiedy rozmawia się z ludźmi, można usłyszeć słowa:
„Nie mam czasu na niedzielną Mszę, modlitwę, bo jestem zapracowany, a w niedzielę chcę odpocząć. Ale ja wierzę, jestem, proszę księdza, osobą wierzącą”.
Jednak jaka to wiara, której się nie praktykuje? Co z Bogiem w naszym życiu, w naszej hierarchii wartości? Czasem szybka modlitwa tuż przed snem, może rano w biegu, od czasu do czasu Msza, raz w roku spowiedź. Minimum życia chrześcijańskiego.
Ludzie zabiegają o wszystko, co potrzebne do życia, ale w sumie tylko w sferze materialnej, a co z życiem duchowym, co z wiecznością?
Taki stan nie jest często brakiem dobrej woli czy pragnienia spotkania z Bogiem, lecz brakiem zastanowienia, zatrzymania się, płytkiego życia w biegu, wynikiem życia według terminarza spotkań, zajęć, które mamy wykonać, czyli braku wolności. Nie można służyć dwom panom!
Nie chcemy służyć, ale czasem okazujemy się niewolnikami, nawet o tym nie wiedząc. Co zrobić wobec powyższego? Przestać pracować, zarabiać pieniądze, zdając się całkowicie na Boga? Zamiast do pracy, chodzić do kościoła, a wszystko samo się jakoś ułoży? Nie, oczywiście, że nie! Przede wszystkim trzeba się zatrzymać, zastanowić, dokąd tak pędzę i czy aby na pewno w tym, co robię, jestem wolny. No i zdać się na Boga, polegać na Nim, On wie, czego nam potrzeba. Wie! To jest ważne, na tym polega wiara. Zdać się w pewnym sensie na Boga, rozumieć to, że nie ze wszystkim sobie poradzę, nie na wszystko mam wpływ. Życie polegające na gromadzeniu bogactwa ma na celu niejednokrotnie zapewnienie sobie niezależności, bycie samowystarczalnym. Jednak w zderzeniu z rzeczywistością czasem okazuje się to budowaniem na piasku. Czytałem kiedyś wywiad w jednym z tygodników, z człowiekiem, który był prezesem dużej firmy. Miał pieniądze, stać go było na wiele, prawie na wszystko. Jednak kiedy jego żona zachorowała na raka, pomimo swoich wpływów, stosowania najlepszych lekarstw i najnowocześniejszych sposobów leczenia, nawet za granicą, nie udało się uratować jej życia. Kiedy ona umarła sprzedał swoje akcje i udziały w firmie, zostawił to wszystko i kupił dom na głębokiej prowincji. W wywiadzie mówił, że zrozumiał, iż największe pieniądze, to, o co do tej pory tak zabiegał, nie potrafiło uratować życia jego żony. Zrozumiał też, jak bardzo był zabiegany i skupiony na tym wszystkim. Zmienił swoje życie.
Lepiej służyć Bogu, Jego mieć na pierwszym miejscu w swoim życiu. Jeżeli tak będzie istnieje pewność, że pieniądze, bogactwo czy ta ogólnie pojęta ewangeliczna mamona nie zawładnie nami, nie doprowadzi do naszego zniewolenia. Bóg nie zabiera naszej wolności, nie manipuluje nami. On po prostu pokazuje, że jesteśmy dla Niego ważni.