Słychać coraz więcej głosów ostrzegających przed skutkami ludzkiej zuchwałości. Do czego doprowadzi sięganie po geny, wiwisekcja na żywej tkance? Ile śmiercionośnych wirusów powstało, bo testy w laboratoriach wymknęły się spod kontroli? Ile jeszcze czeka nas porażek będących wynikiem lekkomyślnego eksperymentowania z rodziną, zgody na zabijanie bezbronnych, podważania odwiecznego porządku? Ilu ślepców dookoła, którzy w zachłannej pogoni za pełnią władzy nad światem biegną wprost ku przepaści?
Obraz zamordowania syna właściciela winnicy był bardzo czytelny dla Żydów. Wiedzieli, że Jezus mówił o ich przodkach i zabijanych prorokach. Przez kolejne wieki obraz ten był aktualizowany podczas wojen, rewolucji, utopijnych prób budowania nowego porządku. Jest czytelny także dla nas. Skazuje się na publiczny niebyt (czasem także odbiera życie) tych, którzy przypominają o źródle ładu obowiązującego w świecie, o tym, że jesteśmy jedynie jego dzierżawcami i na tyle potrafimy skutecznie budować swoją wielkość, na ile będziemy umieli stworzyć właściwą relację z Bogiem – Panem naszego życia. Wydaje się, że to prawda prosta, ale jakże bardzo dla wielu nieoczywista.
Dzisiejsza Liturgia Słowa to nie tylko poetycka, pełna troski i miłości skarga Stwórcy, nie tylko opis ludzkiego okrucieństwa. To także rachunek sumienia.