Naprawdę spotkanie i towarzyszący mu – pozornie zaskakujący i gorszący – dialog to tylko pretekst, swoista prowokacja. Mamy bowiem do czynienia z głęboką katechezą na temat wiary. Poprzedza ją najczystsza, najgłębsza miłość. Niesie – bezradność, świadomość, iż po ludzku żadne działania nie mają już sensu. Rodzi się w chwili, gdy postaje tylko determinacja, upór, całkowita gotowość na podporządkowanie się woli Boga. W Syrofenicjance stają się tak wielkie, że słyszy słowa niezwykłe: „niech ci się stanie, jak chcesz!” – to wyjątkowa sytuacja, zważywszy na to, że zwykle przy cudach, jakie Jezus spełniał na prośbę ludzi, padały inne słowa: „wiara twoja/wasza cię/was uzdrowiła” (Mk 5,34; 10,52; Łk 17,19; 18,42) albo: „niech wam się stanie według waszej wiary” (Mt 9,29).
Dlaczego Jezus każe się tak długo prosić? To nie jedyny fragment w Ewangelii zawierający podobny motyw. Przecież Bóg wie doskonale, czego nam potrzeba – skąd więc ten opór? Chodzi o konieczność oczyszczenia intencji – przecież metal, aby nabrał wartości i stał się przydatny do czegokolwiek, najpierw musi się wytopić z brudnej rudy! Owo kołatanie do bram Nieba potrzebne jest nam jako oczyszczenie, wzmocnienie nadziei. Z nich wytapiają się czysta miłość i zaufanie.