Jezus wielokrotnie powtarzał swoim uczniom, że nie można trwać przy Bogu i zarazem stać w miejscu, że miłość, która nie potrafi się sobą dzielić, umiera. To dlatego kazał im iść i „czynić uczniami” wszystkie narody, „udzielając chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Nie chodzi jedynie o przekaz wiedzy, obwieszczenie prawd teologicznych, znaki. Warto zauważyć, że użyty w tekście czasownik grecki „matheteuo” wyraża więcej niż tylko nauczanie. Obejmuje bowiem wprowadzenie w pewną ścisłą relację – krąg wzajemnego oddziaływania. Myśl zatem jest taka: idźcie i czyńcie uczniami ludzi (z) wszystkich narodów, wprowadzajcie ich w relację do Mnie, prowadźcie ich ku wolności! Mocą sakramentów uzdalniajcie do życia w komunii i jedności z Bogiem, z braćmi i siostrami, tak aby tworzyli jeden organizm – Mistyczne Ciało Jezusa, czyli wspólnotę kościelną. „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”.
Pokusa stagnacji, zamiany swojej wiary w li tylko „polisę na wieczność” jest dziś realna jak nigdy dotąd. Wzmacnia ją ciągłe zastraszanie (które coraz częściej przyjmuje formę działania zorganizowanej struktury), ośmieszanie chrześcijaństwa i przekonywanie, że „wiara jest sprawą prywatną”. Komplet zaświadczeń, dowodów poświadczających wysłuchanie stosownych nauk przed Pierwszą Komunią Świętą, bierzmowaniem czy sakramentem małżeństwa to za mało. Coś z tego musi wynikać! I ma sens tylko wtedy, gdy staje się świadectwem spotkania żywego i prawdziwego Boga, znakiem gotowości do podjęcia wewnętrznej przemiany. Inaczej zamienia się w stos niepotrzebnej nikomu makulatury…