ks. Paweł Siedlanowski
Celem Przemienienia nie była demonstracja cudowności czy wizualizacja początku „nowej ery”. Apostołowie widzieli przecież wiele razy Jezusa uzdrawiającego chorych, rozmnażającego chleb, wyrzucającego złe duchy, znali Jego moc i byli świadomi, że Pan Bóg nie potrzebuje „fajerwerków”, aby zwrócić na siebie uwagę ludzi. Przemienienie miało być umocnieniem, pieczęcią uwiarygodniającą wcześniejsze trudne słowa. Nakaz: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”, skierowany do uczniowskiej elity, stał się centralnym punktem wydarzenia na szczycie góry. Słowo Boga zostało spięte z wiarą, jego przyjęcie – w postawie uległości posłuszeństwa – postawione jako konieczny warunek właściwego odczytania istoty relacji, jaka ma łączyć stworzenie ze Stwórcą. Słowo objawione zostało postawione jako zasadniczy znak, przez który zbawienie staje się udziałem ludzi.
Przemienienie Jezusa na górze Tabor pokazuje, jak trudna i długa jest droga do tego, aby stać się uczniem. Łatwo jest przyjąć Jezusa triumfującego, potężnego. Natomiast umysł buntuje się, gdy jawi się On jako pokorny, bezradny, kiedy każe siebie w swoim uniżeniu naśladować. Ludzka logika podpowiada inaczej. Na Przemienienie Jezusa można spoglądać w kategoriach moralnych (traktując je jako wezwanie do własnej, wewnętrznej przemiany) wtedy, gdy nie stracimy z horyzontu kierunku, w którym On podążał. Wydarzenie na górze Tabor bardzo precyzyjnie go określa: jest nim gotowość do tracenia życia, brania na barki krzyża i podążania za Chrystusem.