Egzegeza Prologu nie jest łatwym zadaniem – szczególnie wtedy, gdy chce się przełożyć na prosty język złożone dywagacje teologiczne i filozoficzne. Największą trudnością w lekturze tekstu jest zrozumienie i właściwa interpretacja pojęcia Słowa. Imię Jezus Chrystus nie występuje w tekście ani razu – nawet w momentach, które Jego przyjście na świat lokują w konkretnych realiach historycznych. Również Jezus nigdy tak o sobie nie mówił. Teologowie jednak zgodnie podkreślają, iż Słowo to druga Osoba Trójcy Świętej – odrębny byt, stanowiący „jedno z Ojcem” (J 10, 10), a zatem uczestniczący w dziele stworzenia i będący źródłem życia. Bóg objawia się człowiekowi właśnie przez Nie. W Nim realizuje się przymierze, zawarte przed wiekami z Abrahamem – przez Nie manifestuje się nieskończona miłość Boga (w. 7), który w taki właśnie sposób (zaskakujący dla wielu z tych, którzy Go oczekiwali) wypełnia Obietnicę. Jest wierny. Nie jest tego w stanie zmienić nawet odrzucenie ze strony ludzi czy próby stłumienia Światłości (por. J 1, 5, ukrzyżowanie Jezusa). Ona jest Prawdą. Można jej nie uznawać, negować sens, nienawidzić, lecz nie da się Jej zgasić, ponieważ nie jest z tego świata. Nawet wtedy, kiedy ciemność jest bardzo gęsta – gdy pojawia się Światło, mrok przestaje istnieć.
Włączenie człowieka w wewnętrzne życie Boże – w „obieg łaski” – jest możliwe. Nie jesteśmy skazani na rolę obserwatorów, biernych uczestników historii zbawienia. Warunek jest jeden: wiara (w. 12), która otwiera na Życie. Ona sprawia, że „z Boga się rodzimy”. Dzięki niej Jego Słowo – przyjęte przez nas – rozświetla ciemności grzechu, może stać się początkiem nowego stworzenia.