Święta Bożego Narodzenia to nie tylko wspomnienie przeszłości, opowieść „ku pokrzepieniu serc”. Gdyby tak było, niewiele wart byłby trud wkładany w ich przygotowanie. Rocznic mamy bez liku w kalendarzu, dlaczego więc akurat tę czcić w tak szczególny sposób? Odpowiedź na pytanie daje święty Łukasz: „dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan”. Łukaszowe „dziś” wydaje się osią wydarzeń betlejemskich – w całej jego Ewangelii słowo to (gr. semeron) pada zresztą aż 11 razy. Okazuje się bowiem, że pomimo upływu dwudziestu wieków od cudu betlejemskiego wchodzenie Jezusa w „tu i teraz” ziemskiego świata jawi się jako ciągła aktualizacja tamtych wydarzeń. Boża obietnica spełnia się na naszych oczach. Konkretyzuje się w realiach społecznych, a nade wszystko w życiu każdego z nas. Niczego też ze swojej aktualności nie straciło zapewnienie anioła: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką!”. Tam, gdzie przestrzeń i czas wypełnia swoją obecnością Bóg, tam nie ma miejsca na lęk. Gdy Go zaczyna brakować, pojawia się ciemność, strach, beznadziejność i pustka. Świat się zmienia, lecz mechanizmy nim rządzące pozostają ciągle takie same…
Jezus rodzi się w ludzkim sercu, gdy człowiek przyjmuje Słowo, Ewangelię – otwiera się na spełnienie zapowiedzianego Przymierza. Gdy w znaku bezbronności Dziecięcia dostrzega miłość Stwórcy, który uniża się tylko po to, aby nas uratować, naprawić wszystko, co zniszczył grzech.
Ważne jest, aby w najbliższych dniach przebić się przez sentymentalno-słodkie kołysanie, zostawić na chwilę całą bożonarodzeniową otoczkę i zmierzyć się z powyższą prawdą. Znak obecności Boga pośród swojego ludu: „Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie”, przyjąć nie jako mniej czy bardziej konieczny świąteczny „gadżet”, ale jako dar łaski, szansę dla siebie, która nie ma sobie równych w świecie. Jako Światło, które jest w stanie rozświetlić pozostałe 364 dni w roku.