Sięgając po nie, łudzimy się, iż będzie w stanie zaspokoić pragnienie pełni życia, da nam szczęście, ugruntuje kompetencje w rozstrzyganiu, co jest dobre, a co złe. Taką naturę ma każdy grzech, u podstaw nawet najbardziej zbrodniczego działania leży jakieś pozorne, subiektywnie rozumiane dobro (pijak sięga po butelkę z wódką, ponieważ daje mu to chwilowe poczucie spełnienia, pokój; dyktator rozpoczyna wojnę, ponieważ dobrem dla niego jest władza, powiększenie „przestrzeni życiowej” itd.). Złudzeniem, któremu ulega dziś wielu ludzi, jest przekonanie, iż można zbudować raj na ziemi, odrzucając Pana Boga. Głosi to wielu „mesjaszy”, strojących się w szaty populizmu bądź tłumaczących wszystko ideą humanizmu czy postępu. Jezus to przewidział: „Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: ’Ja jestem’ oraz: ’Nadszedł czas’” – mówił. Nie chodźcie za nimi! Zawsze u podstaw ich działania leży zafałszowanie bądź brak prawdy. W konsekwencji pojawia się fałszywie rozumiane dobro. Wojny, kataklizmy cywilizacyjne, o których mowa w dzisiejszej Ewangelii, nie są „dopustem Bożym” czy „karą”, lecz efektem nieporządku, który człowiek sam wygenerował, gardząc Ewangelią. Obnażają bezradność świata, stają się dlań wyrzutem sumienia. Stąd prześladowania, wściekłość i agresja, z jaką spotykają się chrześcijanie – analogiczna do tej, jaka dotknęła Jezusa, któremu włożono na ramiona krzyż, a potem do niego przybito. Dlatego św. Paweł, doświadczając prześladowań, mógł napisać: „Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele” (2 Kor 4, 11). To staje się udziałem każdego z nas.
Znamienna jest rada (polecenie), którą Jezus daje swoim uczniom: „Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić”. Obmyślanie obrony wedle tylko ludzkich zasad jest jakimś sposobem asekuracji, braku ufności. Chodzi o to, aby całkowicie zdać się na Pana Boga, Jemu powierzyć swój los – pozwolić na to, aby On nas przeprowadził przez „ciemną dolinę” (por. Ps 23) czasu, historii, by Jego mądrość i moc zatriumfowały.