Każde uzdrowienie, niezależnie od tego, czy dotyczy ludzkiego ciała czy ducha, zawiera kilka stałych elementów. Pierwszym z nich jest stanięcie w prawdzie – uświadomienie sobie, że po ludzku nie ma już nadziei. Często związane jest to z wypaleniem się pewności siebie czy, mówiąc wprost, pychy. Zwykle jest to moment dość bolesny. Może pojawić się chęć dezercji. Zdemaskowany Zacheusz też pewnie w pierwszym odruchu chciał uciekać, zdeptany ludzkim śmiechem i kpiną. Pozostał. Uwierzył, że spotkanie może stać się dla niego szansą. W tym momencie rozpoczyna się trzeci, najważniejszy etap uzdrowienia: przychodzi Chrystus. Wkracza w ludzkie życie z tak wielką miłością, że pozbawiony dotychczasowej pewności siebie człowiek wystawia bez oporu swoją poranioną duszę na uzdrawiające działanie łaski. Otwiera się przed nim zupełnie nowa perspektywa życia. To moment wyczekiwany, upragniony, wytęskniony przez tak wielu z nas…
„Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś” – pisze autor Księgi Mądrości (Mdr 11, 23-24). Słowa budzą odwagę – szczególnie wtedy, gdy grzechy szkarłatem znaczą duszę. Bóg nie sądzi z pozorów, On patrzy w serce. Lituje się nad biednymi i pokornymi. Potrafi przebić się przez twardą skorupę złudnej pewności i tchnąć nadzieję.