Niestety, sposób przeżywania naszej relacji z Bogiem ma wiele wspólnego z wydarzeniem opisanym przez ewangelistę. Otrzymując dar, zarazem nie dostrzegamy Obdarowującego. Relacja, która ma być przede wszystkim spotkaniem osób, zaczyna ograniczać się do prezentowania listy żądań i ewentualnie pretensji i dąsów, gdy Bóg nie spełni oczekiwań. Nie potrafiąc dostrzec Jego zbawczej obecności, zamieniamy się w „braczy”, wiara zaś – w wymianę handlową. Pan Bóg wciśnięty w ciasny gorset oczekiwań nie wystarcza. Nie potrafimy (nie chcemy?) pozbyć się maniery wymagania od Niego logiki myślenia „na ludzki obraz i podobieństwo”, nawyku stawiania „dobrej nowiny” oferowanej przez świat ponad Ewangelię.
Smutny, sfrustrowany, niemy chrześcijanin nie rozumie miłości Ojca. Będzie czekał, narzekał, oczekiwał cudów. Ale ich nie będzie. Bo do tego, by ich doświadczyć, potrzebna jest wiara, nie kalkulacja.