Kalendarze adwentowe podzieliły losy świętego Mikołaja, który z biskupa stał się rubasznym dystrybutorem coca-coli.
Z dzieciństwa dobrze pamiętam zwyczaj sprawiania najmłodszym kalendarza adwentowego. Wtedy nie interesowałem się jego pochodzeniem, wystarczało mi, że pod każdą z dat kryła się czekoladka. Od dawna jednak nie miałem do czynienia z tą tradycją, po części dlatego, że przez lata żyłem w Rosji i na Ukrainie, gdzie jest ona mało znana.
Z informacji zamieszczonych w internecie możemy się dowiedzieć, że idea kalendarza adwentowego pochodzi z Niemiec, z kręgów protestanckich. Pierwotnie miał formę wieńca, w którym umieszczano 24 małe woreczki z drobnymi niespodziankami, które miały pomóc w odliczaniu dni do świętowania narodzin Jezusa. Możemy dostrzec w tej tradycji z jednej strony jakąś uważność na to, by nie przegapić wspomnienia najważniejszego dla chrześcijańskiej wiary wydarzenia, a z drugiej strony okazję do wzmacniania religijnych praktyk, które muszą być systematyczne, jeśli chcemy, żeby przyniosły pożytek.
Dopiero w tym roku ze zdumieniem odkryłem kalendarze adwentowe, które w żaden sposób nie nawiązują do świąt Narodzenia Pańskiego. Znajomi pokazali mi dwa: bohaterem pierwszego był Harry Potter, drugi natomiast był przeznaczony dla… kotów. Odkryłem także, że istnieją kalendarze adwentowe z piłkarzami FIFY, oraz że niemal każda firma kosmetyczna w okresie przedświątecznym przygotowuje kalendarz adwentowy z próbkami swoich produktów. Tak oto ten wyjątkowy okres liturgiczny został zaangażowany w komercję, stając się wyśmienitą okazją do promowania marek i ich konsumpcyjnych dóbr – kosmetyków, a także biżuterii, różnego rodzaju herbat, a nawet piw. Kalendarze adwentowe podzieliły losy świętego Mikołaja, który z biskupa stał się rubasznym dystrybutorem coca-‑coli. Zastanawiam się, w jakim stopniu tego rodzaju inicjatywy mają jeszcze coś wspólnego z przygotowaniem do obchodu świąt chrześcijańskich. Intuicja wiary powinna nam podpowiadać, by nie brać udziału w szaleństwie konsumpcji tak odległym od ducha Adwentu.
Nie mam pojęcia, na co czeka Harry Potter. Na pewno nie na wcielenie Syna Bożego. o. Wojciech SURÓWKA OP