Krzysztof Tomasik (KAI): Jak Ksiądz Kanclerz zareagował na reportaż TVN „KRÓLewstwo w Orchard Lake?”
Ks. Mirosław Król: Nie znam faktów i intencji powstania tego filmu. Jedynie mogę się domyślać. Na pewno jest to próba zniszczenia mojego dobrego imienia. Bardzo mnie boli, że uderzyło to także w seminarium, moich współpracowników, księży, kleryków i całe środowisko.
KAI: Czy wiedział Ksiądz, że przygotowywany jest krytyczny materiał o Księdza działalności?
– Dochodziły mnie takie głosy, że szykuje się na mnie atak. Dostawałem anonimy z pogróżkami. W niektórych listach pisanych kiepską angielszyzną wzywano mnie bym wracał do Polski, gdyż moje kazania są zbyt konserwatywne. Redaktor z „Radia Rozmaitości”, Jerzy Różalski też mnie ostrzegał, że jak będę robił radyklane porządki w Orchard Lake i reprezentował swój zdrowy katolicyzm to może się to dla mnie źle skończyć. Okazuje się, że miał rację, a czynił to z czystej życzliwości.
Bohaterem mojej młodości był bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Dla mnie młodego chłopaka był wzorem kapłana i człowieka, który walczył z komunistyczną opresją. Kiedy w Polsce upadł komunizm, to czasami zadawałem sobie pytanie, z kim ja będę teraz walczył. Ale cóż, diabeł szalał w komunizmie i teraz też nie odpuszcza, przyjmując jeszcze bardziej wyrafinowane metody swojego działania. Modlę się za moich oskarżycieli i prześladowców, choć przyznam, że jest to trudne.
KAI: Oskarżyciele stawiają mocne zarzuty: pijaństwo, molestowanie seksualne, „zajeżdżanie psychiczne”, że zacytują słowa, które padają w reportażu. Kim oni są? Czy Ksiądz Kanclerz ich zna?
– Znam oskarżycieli. Niestety zgodnie z prawem amerykańskim nie mogę na ich temat nic więcej powiedzieć. Proces jest w toku. Zdziwiły mnie natomiast dwie panie. Jedna z nich nigdy w życiu mnie nie spotkała. Pracuje ona dla portalu „Church Militant”, któremu biskupi amerykańscy zabronili używania przymiotnika „katolicki”. Wyspecjalizował się on w prezentowaniu przede wszystkim przestępstw duchownych m. in. pedofilii, czy skłonności homoseksualnych. Otóż zarzuty jakie stawia mi ta pani są zupełnie nieprawdziwe i niedorzeczne. Zarzucane mi czyny nie są poparte żadnymi dowodami.
Reportaż nie ma nic wspólnego z dziennikarską rzetelnością. Dlaczego nie zaprezentowano w nim ani jednej pozytywnej opinii o mojej osobie, a jest ich absolutna większość. Ponadto w tym materiale wbrew dziennikarskim standardom nie ma miejsca na wyrobienie sobie osobistej opinii na mój temat.
KAI: Wśród oskarżycieli Księdza Kanclerza jest dziennikarka lokalnej gazety polonijnej z Detroit.
– Opowiada o mojej pracy w Linden w New Jersey, gdzie prowadziłem sanktuarium św. Jana Pawła II i parafie św. Teresy. Z tego co wiem nigdy tam tej pani nie było. Warto wiedzieć, ze starała się o pracę w Orchard Lake i tej pracy nie otrzymała.
KAI: Czy jakieś osobiste pobudki mogły kierować oskarżycielami?
– Mogę tylko powiedzieć, że dwie osoby, które mnie oskarżają nigdy nie pracowały dla seminarium. Pracowały w administracji ośrodka polonijnego w Orchard Lake. Więcej nie mogę powiedzieć ze względu na dobro postępowania sądowego.
KAI: Podobno jest Ksiądz Kanclerz bardzo wymagający wobec swoich współpracowników?
– Jeśli już jestem wymagający to przede wszystkim od siebie i to potwierdzi każdy kto mnie zna. Pracowałem od rana do nocy i bynajmniej nie było to związane z rozrywkami. Nigdy w życiu nie miałem problemów z alkoholem. Czy są inni świadkowie poza oskarżycielami, którzy wdzieli mnie pijanego? Zresztą nie mogę nadużywać alkoholu ze względu na problemy zdrowotne z sercem.
KAI: Obok oskarżycieli ma Ksiądz Kanclerz innych niechętnych swojej osobie ludzi?
– Może nie miałbym wrogów gdyby nie moje inicjatywy, decyzje i wymagania jakie stawiam. Z natury lubię działać i chcę żeby wszystko w miarę możliwości działo się szybko i sprawnie.
KAI: Taki temperament sprzyja na przykład do posądzenia o mobbing….
– Ja zawsze z szacunkiem odnoszę się do każdego człowieka. Rada Regentów przeprowadziła wewnętrzne śledztwo w ośrodku i nikt nie postawił mi żadnych zarzutów. Jeśli jestem z czegoś niezadowolony to nie robię awantur, ale zapraszam na spotkanie w celu wyjaśnienia problemu.
KAI: W reportażu mówi się, że został Ksiądz za pijaństwo wyrzucony z seminarium w Gdańsku.
– Jest to absolutna bzdura podobnie jak twierdzenie, że starałem się o przyjęcie do seminarium w Tarnowie, co nie miało nigdy miejsca. Kończyłem liceum w Gdańsku i naturalną konsekwencją tego był wybór gdańskiego seminarium. Przecież to są fakty, które można łatwo sprawdzić.
KAI: A zarzut molestowania seksualnego? Nie był Ksiądz Kanclerz sprawcą niestosownych zachowań, które mogłyby wzbudzić takie podejrzenia? Pewne zachowania mogą być źle odczytane, na przykład zbytnia wylewność, zwyczaj kordialnego witania się itp.
– Proszę zapytać o to moich kolegów, współpracowników, wychowanków ludzi z którymi pracowałem. Od początku, gdy zaczęto rozprawę z nadużyciami seksualnymi w amerykańskim Kościele wprowadzono bardzo ostre zasady w seminariach i instytucjach kościelnych. M. in. zakaz jakiś indywidualnych i „intymnych” spotkań przełożonych z klerykami. Proszę pytać księży, kleryków jak rygorystycznie przestrzegałem tych zasad i wymagałam tego od innych.
KAI: Co Ksiądz Kanclerz odpowie na zarzuty ks. Tomasza Seweryna? Czy znaliście się dobrze?
– Spotkałem go tylko raz w Doylestown w Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej, kiedy przyjechał na zjazd klubów „Gazety Polskiej”. Rozmawialiśmy wtedy kilka minut. On wtedy wyraził swoje zaniepokojenie sytuacją w ośrodku Orchard Lake, kiedy jeszcze nie miałem nic z nim wspólnego. Nigdy też wcześniej nie kandydowałem na stanowisko kanclerza, a wręcz gdy mi po raz pierwszy zaproponowano objęcie placówki to odmówiłem, gdyż miałem mnóstwo pracy w Linden. Dopiero po wielu namowach zdecydowałem się pod warunkiem, że zgodzi się na to mój biskup, kard. Joseph Tobin. W sytuację w Orchard Lake i poszukiwanie dobrego kandydata na kanclerza mocno zaangażowała się Polonia.
KAI: Ks. Seweryn był konkurentem Księdza na stanowisko kanclerza?
– Wiem, ze kandydował, ale jego kandydatury nie została przyjęta. W ogóle podziękowano mu za pracę w Orchard Lake. Nie wiem z jakiego powodu. Ja z tym nie miałem nic wspólnego. Wiem tylko, że później miał problemy na innych placówkach.
KAI: Jeden z oskarżycieli wycofał swoje zarzuty. Kto to jest?
– Tak, znam tę osobę. Ta decyzja jest bardzo znamienna i myślę, że powinna dać wiele do myślenia zwłaszcza tym, którzy zbyt szybko wydają wyroki.
KAI: Kto ostatecznie złożył pozew przeciwko Księdzu?
– Złożyła je najpierw osoba świecka, jeszcze raz podkreślę, że w żaden sposób nie związana pracą z seminarium. Później dołączyła do niej osoba księdza. Więcej nie mogę powiedzieć.
KAI: Na jakim etapie jest obecnie proces?
– Obecnie rozpocznie się etap składania zeznań w procesie cywilnym. Mam nadzieję, że do końca roku ten koszmar się zakończy.
KAI: Powróćmy do czasów edukacji Księdza Kanclerza. W reportażu, o czym już wspomnieliśmy, mowa jest o wyrzuceniu z seminarium gdańskiego. Jak wyglądała droga Księdza do kapłaństwa?
– Dobre profesjonalne dziennikarstwo powinno sięgać do źródeł. Autor reportażu powinien przede wszystkim dotrzeć do seminariów w Gdańsku, Tarnowie, czy New Jersey i nie opierać się na plotkach. Po pierwsze nigdy nie starałem się o przyjęcie do seminarium w Tarnowie. Liceum skończyłem w Gdańsku, gdzie mieszkała moja babcia i cześć rodziny i tam po maturze wstąpiłem do seminarium duchownego. Po drugim roku po przeczytaniu artykułu o potrzebie księży dla amerykańskiej Polonii zgłosiłem ówczesnemu metropolicie Gdańska, abp Tadeuszowi Gocłowskiemu chęć udania się do USA, który ostatecznie wyraził na to zgodę. I tu kolejna bzdura, którą muszę zdementować, że pomagał mi w tym ks. Henryk Jankowski. Nigdy tego człowieka nie spotkałem osobiście. W USA trafiłem od razu do seminarium pw. świętych Cyryla i Metodego w Orchard Lake. Po dwóch latach, jak wielu innych kleryków, m. in. za namową o. Mariusza Kocha, cieszącego się zresztą do dziś wielkim autorytetem, przeniosłem się do Newark, gdzie ordynariuszem był ówczesny arcybiskup Theodore McCarrick.
KAI: Jak wyglądały relacje z McCarrickiem?
– I tu kolejna nieprawdziwa informacja, jakobym miał jakieś z nim relacje. Miałem takie same relacje, jak setki innych księży, a nawet biskupów, których on wyświęcił. Będąc w seminarium nawet nie słyszałem żadnych pogłosek o jego postępowaniu.
KAI: Przypomnijmy, czym jest ośrodek w Orchard Lake?
– Ośrodek polonijny w Orchard Lake został założony w 1885 r. przez pochodzącego z archidiecezji lubelskiej ks. Józefa Dąbrowskiego. Na początku było to tylko seminarium duchowne a później dołączyło do tego liceum. Gdy zostałem kanclerzem jednym z najważniejszych zadań było zapewnienie funduszy na funkcjonowanie całego ośrodka. Po wyborze na kanclerza regensi poprosili mnie, abym nie tylko siedział na miejscu, ale jeżdżąc po kraju miał jak najwięcej kontaktów z Polonią i starał się o jak najlepsze warunki funkcjonowania ośrodka. Drugą istotną sprawą było ratowanie seminarium duchownego, gdzie studiowało zaledwie sześciu kleryków. Mówiono już wtedy otwarcie o jego zamknięciu. Rozpoczęliśmy rekrutację nie tylko kandydatów z Polski, ale też z wśród Polonii. Jeździliśmy na uroczystości organizowane przez rodaków, w trakcie których zachęcaliśmy do wstąpienia do seminarium. Po roku mieliśmy już wzrost powołań. I potem wszystko wyglądało coraz lepiej.
KAI: W tym kontekście zapytam, jakie były okoliczności założenia polskiej filii seminarium?
– Przypomnę, że wtedy za seminarium byli odpowiedzialni m. in. ks. prof. Ludwik Madej i ks. prałat Charles Kosanke. Wtedy nie miałem nic wspólnego z Orchard Lake. Także sugestie, że ja ze względu na relacje z kard. Dziwiszem, doprowadziłem do utworzenia filii seminarium Orchard Lake w Krakowie są nieprawdą. Przypomnę, że lokalizacji szukano w Tarnowie, koło Sandomierza i w Krakowie. Ostatecznie wybrano Kraków. Bynajmniej nie werbowaliśmy do niego nieudaczników, tylko poszukiwaliśmy jak najlepszych kandydatów do kapłaństwa. Twierdzenia zawarte w reportażu są niezwykle krzywdzące dla wszystkich absolwentów Orchard Lake, którzy dziś są wspaniałymi i oddanymi kapłanami.
KAI: W reportażu pada oskarżenie, że Ksiądz „handlował” klerykami.
– Zaznaczmy, że Kościół w Polsce czuł i czuje się odpowiedzialny za Polonię w USA i na całym świecie. Episkopat ma specjalnego delegata do tych spraw. Jest nim obecnie bp Wiesław Lechowicz. Dlatego jest czymś naturalnym odpowiedzialność polskiego Kościoła za duszpasterstwo Polaków żyjących poza granicami kraju i zapewnienie im, poprzez dobrych kapłanów jak najlepszej opieki religijno-duchowej. Nikt i nigdy nie „handlował” klerykami. Każdy kandydat przychodził do seminarium z własnej nie przymuszonej woli i przechodził cały proces badań jaki stosuje się we wszystkich seminariach. Nigdy też po ukończeniu seminarium Orchard Lake nie nakazywano absolwentowi, że ma iść do takiej a nie innej diecezji. Wbrew temu, co się sugeruje w reportażu, nigdy nie było sytuacji, że jakiś biskup przyjeżdżał do seminarium i „kupował” sobie kleryka do swojej diecezji. Owszem, przyjeżdżali diecezjalni dyrektorzy ds. powołań z różnych diecezji i zapraszali klerków, aby podjęli posługę na terenie ich diecezji. Ale zawsze ostateczna decyzja, gdzie chce on służyć zależała od kleryka. Przypomnijmy, że w USA i wielu innych krajach w jednym seminarium kształci się kapłanów dla kilku albo nawet kilkunastu diecezji. Seminarium w Orchard Lake służy wszystkim amerykańskim diecezjom, szczególnie tym gdzie są duże skupiska polonijne. Na przykład obecnie studiuje dwóch kleryków dla diecezji Fairbanks na Alasce, na czele której stoi pochodzący z polskiej rodziny bp Chad Zieliński.
KAI: Jak wygląda finansowanie seminarium? W reportażu pada suma 250 tys. dolarów za pełne wykształcenie jednego kleryka…
– Ośrodek w Orchard Lake utrzymuje się wyłącznie z datków ludzi dobrej woli. Za naukę w liceum płaci się czesne. Z kolei za naukę w seminarium w części pokrywają diecezje, z którymi są związani przyszli kapłani. Nasze seminarium jest jednym z najtańszych w USA. Wiemy jak drogie są studia w tym kraju. Na niektórych uniwersytetach płaci się nawet 100 tys. dolarów rocznie. U nas koszt kształcenia to ok. 42 tys. dolarów rocznie. Resztę wydatków pokrywanych jest z datków Polonii i ludzi dobrej woli. Należy jeszcze zaznaczyć, że seminarium najpierw inwestuje w kleryka. Ponosimy również straty, gdy na przykład kleryk rezygnuje ze studiów po roku, czy kilku latach. Niestety, ponosimy ryzyko, ale robimy to w duchu służby Polonii i Kościołowi w USA. Tak jest we wszystkich amerykańskich seminariach. Bzdurą są insynuacje, że otrzymujemy 250 tys. dolarów za każdego kleryka.
KAI: Padł też zarzut, że pieniędzy nie inwestowano np. w remont campusu…
– Proszę sprawdzić jakie inwestycje pojąłem po przyjściu do Orchard Lake. Prawie wszystko zostało odnowione np. w budynku seminaryjnym, pokoje, łazienki, zakupiono nowe meble itp. Dlatego jest nieprawdą, że nie wiadomo, co się dzieje z pieniędzmi przekazywanymi na Orchard Lake.
KAI: Nad sobą ma Ksiądz Kanclerz Radę Regentów…
– Całym ośrodkiem, na który składają się trzy instytucje kieruje kanclerz tak w sprawach administracyjnych, finansowych jak i edukacyjnych. Oczywiście szkołami kierują dyrektorzy a seminarium rektor. Ponad nami jest tzw. Rada Regentów, w której zasiada obecnie 27 osób. Jest w niej paru przedstawicieli Polonii, ale i osoby, które nie mają żadnych związków z Polską. Choć mamy polskie korzenie i pragniemy podtrzymywać polskie tradycje to jesteśmy otwarci na wszystkich. Na przykład wokół siebie mamy duże skupisko Chaldejczyków, którzy uciekli z Syrii i Iraku. Utrzymujemy z nimi bardzo dobre relacje.
KAI: Wróćmy do relacji Księdza Kanclerza z kard. Dziwszem…
– Z księdzem kardynałem i innymi biskupami miałem kontakty jak wielu polonijnych księży i wiernych.
KAI: Jak wyglądały relacje Księdza Kanclerza z Fundacją Jana Pawła II?
– Jej działalność jest całkowicie przejrzysta. Przypomnijmy, że nie była to tylko moja inicjatywa, ale całej rady fundacji, która spełniła prośbę kard. Dziwsza. Tylko przez jakiś czas stałem na jej czele. Teraz jestem jej prezesem honorowym. Fundacja zbierała w USA środki na budowę Centrum Jana Pawła II w Krakowie. Została tylko po to założona, aby móc w sposób przejrzysty przekazywać datki na ten cel. Fundacja nie tylko to robiła, ale organizowała różne sympozja, czy koncerty poświęcone jej Patronowi. Nie otrzymywałem od niej żadnych pieniędzy. Sugerowanie jakichś nieprawidłowości w jej działaniach jest oszczerstwem.
KAI: Jaki jest obecnie status Księdza Kanclerza?
– Rada Regencyjna jednogłośnie zdecydowała, że pozostaję nadal kanclerzem na urlopie do wyjaśnienia sprawy.
KAI: Czy zamierza Ksiądz Kanclerz podjąć jakieś kroki przeciwko autorom reportażu?
– Po obejrzeniu reportażu zobaczyłem jak wielkich i niedopuszczalnych manipulacji dokonano. Nie konsultowano i nie autoryzowano ze mną moich wypowiedzi. Napisał to zresztą w moim imieniu mój polski adwokat mecenas Mateusz Chlebowski. Nadużyto też cytatów z naszego filmu promocyjnego o Orchard Lake, który ma wspierać nasz ośrodek. Zrobiono to bez naszego pozwolenia. Od TVN będziemy domagać się sprostowania i przeprosin. Jeśli – nie, to podejmiemy dalsze kroki prawne.
KAI: Czy w tej sytuacji dostaje Ksiądz Kanclerz wystarczające wsparcie ze strony współpracowników, przedstawicieli Kościoła w Polsce i innych?
– Dostaję olbrzymie wsparcie ze strony współpracowników, wychowanków, przedstawicieli amerykańskiej Polonii, parafian z miejsc gdzie pracowałem. Niezwykłe, bezwarunkowe wsparcie otrzymuję od mojej kochanej rodziny.
Od wielu osób mam olbrzymie wsparcie w modlitwie. Teraz czekamy na wyrok sądu. Wierzę, że prawda zwycięży!