Podczas wieszania tęczowych flag na pomnikach nikt nikogo nie uderzył, więc męczennika nie ma. Wzburzenie społeczne jest jednak na tyle duże, że niedługo może się udać.
Gdyby jakiś ksiądz albo przypadkowy przechodzień dał w zęby mężczyźnie wieszającemu tęczową flagę na figurze Chrystusa, przyklasnęłoby pewnie z 70 proc. społeczeństwa (nawet jeśli do pozostałych 30 proc. należeliby pracownicy mediów biadolący nad krzywdą aktywisty). Gdyby ten sam ksiądz albo przechodzień choćby wyrwał flagę kobiecie, wyszedłby na agresywnego brutala. Pobity mężczyzna często nie wzbudza współczucia. Kobieta zawsze. Dlatego do akcji bezpośredniej, jaką była profanacja warszawskich pomników zadymiarz mający choć trochę doświadczenia w tzw. taktykach miejskich wysyła kobiety. Wie, że w tradycyjnym społeczeństwie będą one miały taryfę ulgową.
Organizatorzy akcji wieszania flag też to wiedzieli. Nie mam na myśli samych sprawczyń, bo gołym okiem widać, że nie jest to grupka koleżanek ze skłotu pozostawionych bez opieki kogoś mądrzejszego. Nagranie z akcji jest profesjonalnie zmontowane, przekaz facebookowego profilu grupy też starannie opracowano: jesteśmy zbuntowane, atakujemy i jesteśmy z tego dumne, walczymy o słuszną sprawę, ale bez patosu, bo tak poza tym to fajne i wyluzowane z nas dziewczyny. Niezbyt udana – choć też profesjonalna – jest próba wykreowania na męczennicę aktywistki, którą zatrzymała policja. Noc spędzona przez nią na dołku to za mało. Żeby działania przyniosły rezultat, potrzeba większej ofiary. Najlepiej, żeby doszło do pobicia i żeby ktoś je nagrał. Dlatego akcje w rodzaju tej z pomnikami są odpowiednikiem tego, co w czasie Powstania Warszawskiego nazywano macaniem. Niemcy strzelali czasem na chybił-trafił w kierunku polskich pozycji. Jeśli ktoś odpowiedział ogniem, ściągali w to miejsce artylerię. Tutaj odpowiednikiem artylerii są lewicowe organizacje pozarządowe, być może jakieś grupy zagraniczne, albo unijne. To, jak wysokie instytucje się zaangażują będzie wyznacznikiem tego, jak poważne środki zainwestowano w tę konkretną grupę. Podczas akcji pomnikowej nikt nie odpowiedział ogniem, ale wzburzenie społeczne jest na tyle duże, że niedługo może się udać.
Mam nadzieję, że jednak się nie uda, a samego wzburzenia nie zamierzam tonować, bo jest ono słuszne. Oby tylko prowadziło do czegoś dobrego. Jak dotąd tak jest – mieliśmy już modlitwę przed skłotem i pod sprofanowaną figurą. Lepszego kierunku działań chyba nie ma. Bądź co bądź walka, która się toczy jest dużo poważniejsza od konfliktu nie tylko z paniami wieszającymi flagi na pomnikach, ale i z pomysłodawcami ich akcji.