Czarne protesty to próba zmobilizowania jak największej liczby ludzi, którzy wykrzyczą o innych to, czego nie odważają się nawet myśleć.
Tacy jesteśmy humanitarni, tacy otwarci na niepełnosprawnych. Podjazdy dla wózków w budynkach użyteczności publicznej, trapy w autobusach, windy w urzędach, zakazy dyskryminacji w kodeksach wszelkiego rodzaju, z karnym na czele. Walczymy o równe traktowanie i pochylamy się nad wykluczonymi. No i klasy integracyjne, no i paraolimpiady, no i akcje uświadamiające, że każdy człowiek ma jednakową godność. I uczymy, że żaden, ale to żaden defekt człowieka nie może być powodem odrzucenia go ani nawet okazania mu niechęci.
I oto nagle słyszmy, że jednak są tacy niepełnosprawni, których można otruć, oparzyć, rozerwać na kawałki, a jeśli wyjdą z tego żywi, pozbawić ich pomocy, niech zdychają w samotności. A jeśli jednak urodzą się bez przeszkód, tak że potem nie da się ich już usunąć, to można zatruć im życie. Jak? A choćby tak, że się wynajdzie matkę któregoś z nich, a ona powie do kamery coś w tym guście, że gdyby wiedziała, że to dziecko niepełnosprawne, to by go nie urodziła. Ale, oczywiście, bardzo je kocha.
Nie ma w tym żadnej przesady – dokładnie takie rzeczy się dzieją. I w akcji pogardy dla życia niepełnosprawnych prym wiodą ci, którzy najczęściej krzyczą o prawach człowieka i o ludzkich dramatach, którym trzeba przeciwdziałać.
Cóż – rok temu był krzyk, że projekt Ordo Iuris jest zły, bo zamierza całkowicie zakazać aborcji, bo przewiduje możliwość karania kobiet-sprawczyń. A przecież kobiety zgwałcone… – i tak dalej.
Projekt „Zatrzymaj aborcję” nie ma tego wszystkiego. Dotyczy wyłącznie aborcji eugenicznej, bez karania kobiet – a jednak znowu tragedia, rwanie szat i włosów. I znów mantra o prawie do wyboru, tak jakby można było wybrać śmierć dla człowieka, który po prostu żyje. I oto okazuje się, że człowiek nie w pełni sprawny nie ma takich samych praw co każdy inny, i jest mniej wart niż inni, i ma mniejszą godność – o ile ma ją w ogóle.
Jak zwykle w takich razach mamy do czynienia z rewią emocji i zerową argumentacją. Nie może jej być, bo w istocie nie istnieje żaden argument usprawiedliwiający zabicie człowieka. Aborcjoniści wykładają się na najprostszych pytaniach, dlatego nie pozwalają ich zadawać, a gdy jednak ktoś je zada, podnoszą taki rwetes, że trudno usłyszeć nawet własne myśli.
Prościej zadać je więc na piśmie, bo trudno je „zapisać” tak jak słowa można zakrzyczeć.
Zadałem już niedawno prosty zestaw takich pytań, prosząc promotorów aborcji o rzetelną odpowiedź. Nikt sensownie nie odpowiedział. I nie odpowie. Ale właśnie o to chodzi, żeby to było jasne. Powtórzę więc te pytania:
- Od kiedy kończy się „zlepek komórek”, a zaczyna człowiek? Proszę uzasadnić dlaczego akurat w tym momencie, w którym Pan/Pani wskaże i powiedzieć, co się takiego stało w tym „zlepku”, że nagle otrzymał godność ludzką, a wcześniej jej nie miał.
- Czy człowiek chory jest mniej człowiekiem niż każdy inny? Jeśli tak, to dlaczego?
- Czy choroba jest wskazaniem do leczenia i opieki, czy też zabicia?
- Czy fakt, że jest Pan/Pani zdrowa sprawia, że ma Pan/Pani większa godność ludzką niż dziecko niepełnosprawne, np. z zespołem Downa?
- Czy prawo do życia mają tylko te dzieci chore, nad którymi ktoś zadeklarował opiekę?
Można takich pytań zadać jeszcze wiele, ale już na te żaden zwolennik aborcji uczciwie nie odpowie, chyba że przyzna wprost, że są ludzie lepsi i gorsi – a tych drugich wolno zabijać.