Gdzie „wszyscy” chodzą do Komunii, tam mało kto chodzi do kościoła.
Rzecznik KEP ks. Paweł Rytel-Andrianik powiedział po ostatnim zebraniu biskupów: „Nie ma zmiany doktryny Kościoła w kwestii Komunii Świętej dla osób, które żyją w związkach niesakramentalnych. Do Komunii Świętej przystępują osoby będące w stanie łaski uświęcającej”.
Wydawałoby się, że to rzecz dla katolika najbardziej oczywista: w stanie grzechu nie przyjmuje się Komunii Świętej. Każde dziecko przystępujące po raz pierwszy do Stołu Pańskiego to wie i rozumie. Dlaczego więc gdy dorasta, coraz częściej przestaje to wiedzieć i rozumieć? Pewnie dlatego, że dziecko, gdy ciężko zgrzeszy, spowiada się – i odzyskuje łaskę uświęcającą. Dorosły też zawsze może odzyskać łaskę uświęcającą, ale to nieraz wymaga trudnych decyzji. A on już obrósł w grzesznych „majętności wiele” i one trzymają go jak komórka małolata. I tak wraz z łaską uświęcającą umiera w nim dziecko – to dziecko, do którego, zgodnie z zaleceniem Jezusa, mamy się upodabniać.
Diabeł powie mu wtedy, że z tym nawróceniem to się nie da. I że nawet nie należy. Dorobi szczytną motywację do każdej niewierności i podpowie, jak z tego wybrnąć: „To Kościół musi się zmienić, a nie ty. To ty jesteś szykanowany brakiem dostępu do Komunii”.
Tak się to dzieje. Z tego bierze się postawa roszczeniowa wobec Kościoła, który miałby być jak supermarket lub instytucja usługowa, gdzie klient zawsze musi być w pełni zadowolony. I samego Jezusa w Eucharystii zaczyna się traktować jak towar, który należy się każdemu, kto zechce.
To owoc tej samej mentalności, która kazała Francuzom ukuć hasło „małżeństwo dla wszystkich”. Za hasłem poszły czyny i teraz faceci mogą tam, jeśli wola, wyjść za mąż, a kobiety się ożenić. Tyle że to maskarada i fałszerstwo, które zaspokaja ambicje, ale niczego dobrego nie wnosi, a za to szkodzi „małżonkom” i całemu społeczeństwu.
Podobnie jest z roszczeniami sakramentalnymi. Co miałoby przyjść z realizacji postulatu „Komunia dla wszystkich”? To tak, jakby wymusić na lekarzu, żeby przepisywał lek na żądanie pacjenta, bez liczenia się ze skutkami, jakie to może wywołać. A przyjmowanie Komunii bez łaski uświęcającej nie przynosi dobrych skutków – ani indywidualnie, ani społecznie. Indywidualnie – bo świętokradztwo jest grzechem, więc tylko pogarsza stan grzeszącego, który stwierdza ostatecznie, że „Komunia nic nie daje”. Społecznie – bo wyrabia powszechne przekonanie, że Bóg nie oczekuje od człowieka nawrócenia.
Zresztą o czym mówimy? Są kraje, w których „wszyscy” chodzą do Komunii. Skutek jest taki, że do Komunii nie chodzi prawie nikt – bo do kościoła tam już prawie nikt nie zagląda. Ludzie odfajkowali swoje „uprawnienie” i uznali, że piwo jest jednak lepsze.
Bracia zjedzeni
W „Tygodniku Powszechnym” stanął temat zwierząt. Ks. Adam Boniecki, rozważając temat wiecznego losu zwierząt, przywołuje wiersz poetki Barbary Borzymowskiej: „Dokąd idą psy, gdy odchodzą?/ No bo jeśli nie idą do nieba,/ to przepraszam Cię, Panie Boże,/ mnie tam także iść nie potrzeba”. Sam autor ma problem z zabitymi przez siebie molami, myszami i szczurami, a jeszcze bardziej ze zwierzętami skonsumowanymi. „Prześladuje mnie też myśl straszliwa o tym, jak to będzie, jeśli na tamtym świecie będę musiał spojrzeć w oczy moim mniejszym braciom, których zjadłem” – pisze w tekście wstępnym. Bez obaw, proszę księdza. Tam będziemy patrzeć w oczy Jezusa, który też zjadł wiele „mniejszych braci”. No chyba, że ktoś się uprze, że mu do nieba „iść nie potrzeba”.
Dobroczyńca
Wiele osób, które zostały poczęte in vitro w klinice w Bijdorp niedaleko Rotterdamu, jest fizycznie podobnych do szefa tej placówki. Nic dziwnego – przypuszczalnie to jego dzieci. Lekarz, zanim zmarł miesiąc temu, przyznał się, że do procedury sztucznego zapłodnienia używał własnego nasienia. Twierdził, że dotyczyło to 60 osób, ale podejrzewa się, że takich przypadków mogło być nawet 200. Jedna z jego domniemanych córek twierdzi, że rozmawiała z nim. Miał jej powiedzieć, że ma dobre geny, więc powinny być przekazywane dalej. Uznał, że obdarował świat czymś dobrym. To przypadek skrajny, ale nie jest to pierwsza taka patologiczna sytuacja w kontekście in vitro. Które to samo w sobie normalne nie jest.