dodane 24.02.2017
Czy w sztuce ma panować nieograniczona wolność? Wręcz przeciwnie. Jej twórcy sami powinni sobie stawiać granice. Są przecież odpowiedzialni za kształtowanie gustów i świadomości odbiorców.
Przy aktualnej degrengoladzie sztuki teatralnej niektórzy bronią "Klątwy" wyreżyserowanej przez Chorwata Olivera Frljića w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Piszą, że to eksperyment kształcący widza i wpływający na rozwój sztuki oraz zwracający uwagę na istotne kwestie społeczno-polityczne, które gnębią Polaków. Jeśli uznać to za eksperyment, to w jakiej dziedzinie - w obrażaniu świętości? A przecież Wyspiański, autor „Klątwy”, w dramacie „Wesele” przypominał: "Świętości nie szargać, bo trza, żeby święte były”.
Frljić kazał aktorom pocierać krzyżami okolice krocza, ścinać krzyże, odbywać seks oralny z figurą Jana Pawła II. W opisie przedstawienia na stronie Teatru Powszechnego znajdziemy swoiste ostrzeżenie: „Spektakl przeznaczony tylko dla widzów dorosłych. Zawiera sceny odnoszące się do zachowań seksualnych i przemocy, a także tematyki religijnej, które pomimo ich satyrycznego charakteru mogą być uznane za kontrowersyjne. Wszelkie sceny przedstawione w spektaklu są odzwierciedleniem wyłącznie wizji artystycznej.” Nasuwa się więc pytanie, czy artysta nie musi sobie stawiać granic i może robić co chce? Odpowiedź jest jedna - wręcz przeciwnie, powinien czuć odpowiedzialność za to, co robi. Przecież do teatru ludzie chodzą nie tylko, by odetchnąć i się zapomnieć, ale też szukać rad, jak lepiej żyć.
W naszym kraju, gdzie od pokoleń krzyż jest czczony nawet przez obojętnych religijnie, zagraniczny reżyser i angażujący go do współpracy mogli się choć trochę zastanowić. Bez wątpienia można powiedzieć, że zastosowany przez Frljića zabieg to dobry chwyt reklamowy. Ale też zgorszenie i smutek dla wielu. Nawet dla tych, którzy obejrzeli fragmenty przedstawienia w informacjach telewizyjnych. Czy warto było za cenę przyciągnięcia w sumie garstki widzów obrazić całe rzesze innych? Ten spektakl jest dowodem na to, że wielu twórców, zresztą nie tylko dzisiejszego teatru, ale i innych dziedzin sztuki, zapomniało o odpowiedzialności za odbiorców, o dobrym smaku, potrzebie pokazywania także piękna dobra i prawdy, które powinny być światłem w tunelu.
Czy łatwo przejść do porządku dziennego, kiedy ktoś obrazi Twoją matkę czy ojca? Przecież to nasze świętości! Dla mnie świętością jest krzyż i żadna pseudosztuka nie ma prawa Go znieważać. Kolega recenzent teatralny napisał mi, że jego uczuć religijnych takie sceny nie są w stanie obrazić, bo ma mocną wiarę. Ja takiej wiary nie mam, ale trzymam się krzyża jak tonący deski. I dlatego chcę, by w każdej sytuacji oddawano Mu należną cześć.
Barbara Gruszka-Zych