Dyskutujemy namiętnie kwestię tzw. świeckiego państwa oraz świeckiej szkoły. Można mieć wrażenie, że kwestia, czy w szkole powinien być krzyż, czy też nie – skutecznie spędza sen z powiek wielu „światłym”.
W świeckiej szkole, według niektórych mędrców, nie powinno być religii i krzyża. Podobno niektóre szkoły ochoczo włączają się w te trendy. I mimo że religia w szkole się odbywa, już na rozpoczęcie roku księdza katechety nie zapraszają. Albo nawet jeśli zapraszają, to katecheta czuje się trochę jak persona non grata. Więc siedzi cichutko, w ostatnim rzędzie. Ale do sedna. Otóż idea świeckiej szkoły powolutku dociera do radosnej świadomości części dyrektorów. Ale ponieważ nic w przyrodzie nie ginie, i pustkę wartości zwykle zapełniają inne wartości, w jednej ze szkół na południu kraju doszło do ciekawej sytuacji.
Podczas pasowania na uczniów w klasach pierwszych oprócz tradycyjnej oprawy (wiadomo: wielki ołówek na ramieniu nowego ucznia, piosenki, uroczyste chwile) dziećmi zajęła się... wróżka. Tak, wróżka. Ksiądz na uroczystość zaproszony nie został. Została natomiast zaproszona pani w powiewnej sukni, dziwacznym uczesaniu i makijażu, z różdżką w dłoni. Pani podchodziła do każdego z nowo upieczonych uczniów i mówiła: „Aby wam się szczęściło i dobrze wiodło podczas całej nauki w szkole, pogłaszczę was”. Po czym pani wróżka kłamczuszka chodziła od dziecka do dziecka, kładła mu na głowie dłonie.
I tak właśnie zapewniała piątki oraz szóstki na nową drogę życia. O sprawie poinformowała mnie jedna z matek, która obserwując cały spektakl, po prostu stała jak wryta. Bo jakoś nie wpadła na pomysł, że bez jej wiedzy i zgody do szkoły przyjdzie pani wróżka i będzie „głaskać” dzieci. A post factum trudno się było bronić. Inna rzecz, że prócz rzeczonej matki pozostali rodzice nie widzieli w tym „czarodziejskim” działaniu nic zdrożnego... Niewinna zabawa? Szkoła chciała dobrze? Być może. Ale skoro chcemy być bardziej „świeccy” od pana Palikota i spółki, to róbmy to konsekwentnie. Podczas „świeckiej” uroczystości szkolnej, czyli w miejscu, gdzie rozum powinien już dawno podpowiadać, aż wstyd przypominać zasadę: dzieci zabobonów nie uczymy. Nawet podczas zabawy.•
Agata Puścikowska
GN 42/2015 |