Franciszek Kucharczak
Świat chce iść z Kościołem jedną drogą – ale w przeciwnym kierunku.
Jedną z osobliwości ostatniego czasu był list otwarty Adama Michnika i Jarosława Mikołajewskiego z „Wyborczej” do papieża. Autorzy poskarżyli się tam na Kościół w Polsce, który szykanuje „rycerza Papieża Franciszka”, czyli ks. Lemańskiego. Przy okazji przejechali się po paru innych sprawach, które bolą ich zatroskane o Kościół serca – na przykład kampania „Konkubinat to grzech”. Hitem sezonu było zdanie uzasadniające, dlaczego mieszają się w decyzje Kościoła: „Czujemy się chrześcijanami, choć jeden jest nieochrzczony, drugi niepraktykujący”.
List zawiera wiele wątków godnych analizy, ale jeden szczególnie przykuł moją uwagę. Otóż Michnik i Mikołajewski pod koniec tekstu zwracają się do papieża słowami: „Dzięki Tobie i ks. Wojciechowi mamy wolę szukać wspólnej drogi z Kościołem. Kościół w Polsce bardzo nam utrudnia tę sprawę – jak wiesz, dla ludzi nieobojętnych na wiarę jest to sprawa życia lub śmierci”.
Innymi słowy: Rozważymy pójście drogą Kościoła, o ile Kościół nie pójdzie tą drogą, którą idzie. A jakoś nie widać, żeby gazeta Michnika zaczęła potępiać aborcję, sprzeciwiała się in vitro, postawiła tamę homopromocji, nie widać, żeby zwalczała rozwody, żeby była przeciw seksedukacji, a nawet żeby przestała utrącać religię w szkole. Widać coś całkowicie przeciwnego. Widać agresywne przerabianie Polski na postchrześcijańską modłę. Ostatecznie wychodzi więc na to, że Michnik pójdzie z Kościołem, o ile Kościół pójdzie z Michnikiem. A my mamy być szczęśliwi, bo oto sam naczelny „Wyborczej” kokietuje nas „zbliżeniem stanowisk”.
To nie ma nic wspólnego z Ewangelią. Do Kościoła wchodzi się drogą nawrócenia przez bramę, którą jest Jezus Chrystus. Droga kompromisów Ewangelii ze światem jest receptą na letniość, czyli na zatracenie. I potem jest jak z pewnym tygodnikiem katolickim: ma poparcie salonów, zachwyty feministek i uznanie homolobby, ma reklamę i cytowalność – tylko czytelników nie ma.
Nie może być inaczej, bo ludzie potrzebują czystej i całej Ewangelii, a nie zbiorku wybranych cytatów z Jezusa, Magdaleny Środy, Małgorzaty Fuszary i ks. Lemańskiego, ze wstępem i przypisami Adama Michnika.
Nie bez powodu ostrzegał św. Paweł: „Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem ma wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością?” (2 Kor 6,14). Uznanie świata to dla Kościoła pocałunek śmierci.
W liście panów z „Wyborczej” zawiera się istota pokusy, jaką od dwóch tysięcy lat słyszą dzieci Kościoła: „Oddaj mi pokłon, a dam ci udział w tym, nad czym mam władzę”. Jest to więc w istocie propozycja sojuszu dwóch koncepcji, z których jedna jest chrześcijańska, a druga udaje chrześcijańską, choć jest jej odwrotnością. Ulec tej pokusie byłoby równoznaczne z utratą tożsamości, a w konsekwencji wszystkiego. Taki „Kościół” zyskałby wiele – pieniądze, pochwały, miejsce na salonach i dowolne koncesje, a straciłby tylko jedno: sens.
Mamy ochronę
Prezydent Komorowski ratyfikował konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Dzięki obficie używanej w dokumencie terminologii typu „płeć kulturowa”, ochroną zostaną objęte Polki wszystkich płci, również męskiej, o ile jej przedstawiciele odnajdą w sobie odpowiednią tożsamość. Krótko mówiąc – konwencja jest w interesie nas wszystkich. Skończą się rodziny – skończy się przemoc domowa.
Biedne warchlaczki
Ewa Siedlecka ubolewała w „Wyborczej”, że w Polsce jest złe prawo łowieckie, które nie uwzględnia postulatów ekologów i innych takich. Wśród mających poruszyć serca czytelników opisów polowań, znalazła się relacja z zabijania ciężarnych samic: „Rozcina się brzuch, wyjmuje pęcherz płodowy, w którym jest pięć, sześć, siedem malutkich pasiastych warchlaczków. Przy patroszeniu karmiących łań mleko z grzęzów (wymion) miesza się z krwią. (...) Jeden z myśliwych wprawnymi ruchami patroszy zamknięte w pęcherzu płody”. Bestialstwo, szok – tak? O tak. Nie to, co przy aborcji, bo tam nie chodzi o warchlaczki.
Ideologia z niczego
Małgorzata Marenin musi zapłacić abp. Michalikowi 540 zł tytułem zwrotu kosztów procesowych. Tak skończyło się jej kolejne podejście do sądu, w którym próbowała doprowadzić do skazania duchownego za jego krytyczną wobec feministek homilię. Sąd stwierdził, że w ogóle doszło do rozprawy, bo wcześniej Marenin nie dostarczyła treści homilii, która ją oburzyła. Gdy dostarczyła, okazało się, że nie ma tam tego, o co oskarżała abp. Michalika. Czyli wielkie halo o nic. Typowe dla feministek.