Franciszek Kucharczak
Ochrzczeni, którzy odrzucają post, to postchrześcijanie.
Michał Boni, były minister, a obecny europoseł największej frakcji w Parlamencie Europejskim, zasłynął przed tygodniem dumną deklaracją: „Dziś moja całodobowa głodówka rotacyjna w walce posłów PE o wolność Nadii Sawczenko”. Chodzi o ukraińską pilotkę, uprowadzoną do Rosji i oskarżoną tam o rzekomą zbrodnię popełnioną w Donbasie.
„Ofiara” Boniego wywołała śmiech na cały internet. Już samo pojęcie „głodówka rotacyjna” do tej pory funkcjonowało jedynie w dowcipach o „bohaterach” udających strajk głodowy. Ale Boni pokazał przy okazji, jaki jest sposób myślenia polityków PE, którzy biorą duże pieniądze za robienie polityki, a zamiast tego chwytają się pustych gestów. Pustych, bo taka głodówka, nawet gdyby i nie była „rotacyjna”, nie ma żadnej wartości, a za to obnaża bezsilność „demonstrantów”. To tak, jakby nadziany właściciel firmy demonstracyjnie żebrał na ulicy, aby zaprotestować przeciw kiepskim zarobkom swoich pracowników. Masz, chłopie, możliwości, to je wdrażaj, a nie pokazuj, jaki z ciebie „empatyk”. Można sobie wyobrazić, jaki ubaw mieli na Kremlu, gdy usłyszeli, jakie też „sankcje” przeciw Rosji wymyślili europosłowie.
Ta sprawa wypłynęła u progu Wielkiego Postu i stanowi ciekawy kontrast między myśleniem „świata” a wartościami duchowymi. Bo choć z pozoru „głodówka rotacyjna” przypomina nieco post, to do prawdziwego postu ma się tak, jak trzymanie kciuków za chorego do zaaplikowania mu skutecznego lekarstwa. Post jest skutecznym lekarstwem, i to tak bardzo, że – zgodnie z zapewnieniem Jezusa – w połączeniu z modlitwą doprowadza do eksmisji nawet najbardziej uparte złe duchy. I pewnie dlatego też tak trudno wielu ludziom podjąć post – „ktoś” im mocno przeszkadza. To znamienne, że wielu jest takich, co bez problemu głodują dla utrzymania linii, dla kondycji, dla zdrowia – ale nie potrafią zdobyć się na post. Są też miliony wegetarian i innych wyznawców kultu zwierząt, którzy odmawiają sobie mięsa, a niektórzy nawet nabiału czy innych rzeczy – ale o poście u nich nawet mowy nie ma.
Mój znajomy, który wiele pości o chlebie i wodzie (to jakiś nadzwyczajny dar i osobiste wezwanie dla tego człowieka), powiedział kiedyś: „Ja nie rozumiem postu, ale zauważyłem, że gdy poszczę, nie potrafię zapomnieć o Bogu”.
Pewnie dopiero w przyszłym życiu w pełni zrozumiemy dokładnie, o co chodziło z tym postem, ale tu powinno wystarczyć już to, że post wymyślił sam Bóg i zaleca go nam w Piśmie Świętym. Wielu może potwierdzić, że gdy podjęli post w jakiejś intencji – na przykład za swoje pogubione życiowo dzieci – skutki były zdumiewające.
Świat dziś odrzuca post bardziej niż kiedykolwiek, bo pości chrześcijanin radykalny, a radykalizm uznano za synonim fanatyzmu. Człowiek poszczący jest złym klientem, po co światu taki gość, który nie kupuje tyle, co wszyscy. Świat preferuje najedzoną nijakość, kocha konsumentów, co się nabiorą na każdą reklamę i kupią każdy chłam. Ale to tym bardziej pokazuje, jak wielką wartością jest post.
Lżej na żołądku, a jaśniej w sercu. I w głowie.
Ofiary poszukiwane
Wojujący ateiści pod koniec marca znów zorganizują Dni Ateizmu. Organizatorzy, podobnie jak w zeszłym roku, przeprowadzą rekonstrukcję „stracenia patrona polskich ateistów Kazimierza Łyszczyńskiego”. Egzekucja tego szlachcica ateisty miała miejsce w Warszawie w roku 1689. I tyle wszystkiego. Bo Polska, niestety, zasłynęła jako „kraj bez stosów”, w którym tolerancja religijna nie miała sobie równych w całej Europie. Więc z braku laku co roku trzeba męczyć tego Łyszczyńskiego. W zeszłym roku w jego roli wystąpił Jan Hartman, czym wywołał drwiny nawet ze strony niektórych ateistów. Działacze ateizmu postanowili jednak kompromitować się dalej. W tym roku, pod patronatem Wandy Nowickiej, zaczną od Sejmu, gdzie m.in. wysłuchają autorytetów ateizmu w rodzaju Małgorzaty Marenin (to ta pani, co skarżyła abp. Michalika za krytykę feministek), a także spotkają się z redaktorem naczelnym „Charlie Hebdo”. Skąd ten upór we wmawianiu światu, że Polacy krzywdzą ateistów? Cóż, metoda upartego kłamania okazuje się czasem skuteczna. Ale jednak na krótką metę.
Granice konserwatyzmu
Stojąca na czele Frontu Narodowego Marine Le Pen, liderka sondaży we Francji, głosi hasła konserwatywne, ale nie w każdej dziedzinie. W rozmowie z tygodnikiem „Do Rzeczy” powiedziała, że gdy dojdzie do władzy, zniesie ustawę o „małżeństwach” homoseksualnych, ale aborcji ograniczać nie zamierza. Dlaczego? Bo „większość Francuzów nie popiera zakazu aborcji”. No właśnie. Wie kobieta, że mimo całej medialnej homo-histerii, ludzie nie popierają hołubienia wynaturzonych związków, ale wie też, że aborcja to dla Francuzów dziś jak ciepła woda w kranie. I ona nie odważy się tego zmienić. Populizm ma swoje prawa.