Jak nie zwariować i nie zatracić zdroworozsądkowego podejścia do tego wszystkiego, co jest sympatycznym blichtrem tych świąt, co składa się na ich „magię” i choć przez chwilę wprowadza, nawet malkontentów w lepszy nastrój? Więcej: jak odzyskać Adwent, by stał się dla nas wielkim oczekiwaniem i przedsionkiem radości z Bożego Narodzenia?
Aby odpowiedzieć na te pytania, trzeba najpierw zapytać się siebie, czego oczekuję od tych kolejnych już świąt. Czy chcę, by stały się dla mnie czymś ważnym, czy raczej zadowolę się nuceniem kolęd i rozmowami przy stole w gronie rodzinnym?
Jeśli chcę zasmakować w Bożym Narodzeniu, muszę nastroić swoją duszę. Jak Jan Chrzciciel wyjść na pustynię. Zdobyć się na dystans do bieżących zdarzeń i kłopotów… wyjść na pustynię ducha to znaczy więcej się modlić. Nie tylko dzieci zachęcam do porannych Rorat ze świecami w ręku. Roraty odprawia się, gdy światło walczy z ciemnością. To symbol tego, co musi dokonać się w naszej duszy, by móc świętować urodziny Jezusa. Stąd druga rada: rekolekcje i solidna spowiedź adwentowa. W wielu kościołach rekolekcje są organizowane, by wyprostować to, co skrzywiliśmy naszymi zaniedbaniami i grzechami. Jest zatem szansa, by wyrównać pagórki i doliny serca; „prostować ścieżki dla Pana”, jak powiedział Jan Chrzciciel.
Trzecia rzecz, którą chciałbym zaproponować na Adwent, to wyciszenie wewnętrzne i zasłuchanie w Słowo Boże. Bóg przychodzi do nas, lecz Go nie rozpoznajemy. Mówi, a my Go zagłuszamy. Ofiarowuje nam swoją miłość, a my odwracamy wzrok ku błyskotkom, które proponuje świat. Może zatem mniej oglądania głupawej telewizji, a więcej modlitwy i lektury biblijnej?
Współczesny świat potrzebuje Chrystusa. Tylko miliard ludzi na 7 miliardów mieszkańców naszej planety poznało Ewangelię. Całe kontynenty czekają na kogoś, kto przyniesie im Chrystusa. Papież Franciszek przypomniał, że wszyscy jesteśmy „uczniami-misjonarzami”. To znaczy, że mamy dzielić się radością płynącą z wiary w Chrystusa z tymi, którzy o Nim nigdy nie słyszeli.