Suwerenność artystów nie jest absolutna, nie jest boska, a bluźniercy nigdy nie stworzyli arcydzieła - przypomniał w rozmowie z KAI ks. prof. Jan Sochoń, filozof, poeta i publicysta, komentując spór, który wybuchł w związku z prezentacją zapisów spektaklu "Golgota Picnic". Znany duszpasterz zwrócił uwagę na niebezpieczną tendencję absolutyzowania wolności przez tzw. artystów pustki i stwierdził, że ludzie wierzący mają prawo sprzeciwiać się publicznej prezentacji ich pomysłów. Publikujemy komentarz ks. prof. Jana Sochonia dla KAI:
„Dziś pojawia się wielu artystów, którzy przekonują opinię publiczną, że wolność jest najważniejsza i tę wolność wykorzystują w sposób niczym nieograniczony, wyłącznie według osobistych, subiektywnych mniemań, poglądów czy osądów. Ci ludzie przeświadczeni są, że nie ma żadnej miary, a wolność pojmują w sposób po ludzku absolutny. Dochodzą do głosu tzw. "artyści wyzwoleni", zapatrzeni w swoje wewnętrzne miraże, w jakąś tymczasową prawdę, zaspakajają jakieś swoje wewnętrzne potrzeby. Wielu krytyków nazywa takich niszczycieli mistrzami pustki, bo właściwie oni bawią się, szokują, a tymczasem - i o tym mówił Jan Paweł II, sztuka pozbawiona moralności, jest diaboliczna, bo rozrywa i niszczy materię życia, zamazuje suwerenność osoby ludzkiej i sprawia, że zakorzenia się i rozprzestrzenia zło - zarówno w artyście, jak i w jego środowisku.
Dlatego tak potrzebna jest sztuka, która opiera się na wartościach moralnych. Nazwałbym taką sztukę sztuką symboliczną, bo zbiera elementy życia i umacnia w dobru, chociaż, i trzeba to podkreślić, nie wolno utożsamiać projektów artystycznych z wymogami moralności i sprowadzać ich do moralizatorstwa i pobożnych intencji. Świat nie jest zły albo dobry, to ludzie i ich myślenie zmieniają neutralny świat, nasycają złymi lub dobrymi wartościami.
Czy istnieją granice sztuki? - To pytanie powinien stawiać sobie każdy artysta i każdy artysta powinien szukać na nie odpowiedzi i zastanawiać się, czy nie przekracza zasad wolności twórczej. Ja robię to również, każdy powinien zastanawiać się nad wydźwiękiem swojej twórczości. I pamiętać, że moja sztuka, moja twórcza suwerenność nie jest absolutna, nie jest boska. Natomiast dziś obserwujemy wyraźną tendencję do wyłączania niektórych zawodów spod prawa i odpowiedzialności etycznej. Skoro jakieś słowa czy zachowania wywołują reakcje negatywne, degradują ludzką osobę, obrażają uczucia osób religijnych, należy mówić o źle wykorzystanej wolności przez artystę, że interpretuje on błędnie pojęcie wolności i wprowadza ten błąd w życie. Przed każdym artystą stoi szansa, ale i zagrożenie, gdy usiłuje z daru wolności zrobić fetysz, coś dogłębnie złego.
Dlatego uważam, że artysta jest i musi być wolny, ale z drugiej strony my, ludzie, którzy uważamy się za osoby religijne i tego typu sztuka może prowadzić do niepokoju, boleć, gdy obraża się kogoś, kogo kochamy, Pana Jezusa, mamy prawo do sprzeciwu. Jeżeli artysta, określone środowiska, mają prawo domagać się takich sztuk, to my, wierzący, mamy też prawo do sprzeciwu jako ludzie, którym zależy na tym, żeby świat, w którym żyjemy, był szlachetny, w którym można szlachetniej i godniej żyć.
Patrząc na dzieje sztuki, nie potrafię znaleźć takich dzieł, które byłyby artystycznie doskonałe, które stawiają poważny problem, dają ludziom do myślenia i lepszego działania, a które byłyby obrazoburcze. Z wielkiej, obrazoburczej wizji świata, wielka sztuka się nie narodziła. I z pewnością się nie narodzi, gdyż obrazoburcza sztuka wywołuje tylko niepokój wśród ludzi. Taka sztuka może cieszyć chyba tych ludzi, którzy nie są religijni, którzy chcieliby zniszczyć religie, ale chyba wśród artystów nie ma tak zapiekłych przeciwników religii, którzy chcieliby totalnie zniszczyć wiarę i w ogóle religię. Ze sprzeciwu wobec Boga, Chrystusa, religii, wielka sztuka jeszcze się nie narodziła”.