Rozpoczynająca się właśnie tygodniowa wizyta „ad limina Apostolorum” to wyraz jedności polskich biskupów z Ojcem Świętym. Czy Ksiądz Arcybiskup powie Franciszkowi, że dzisiaj Papieżem próbuje się walczyć z biskupami w Polsce? Zwracał Ksiądz Arcybiskup ostatnio na to uwagę…
– Owszem, powiem o tym. Dlaczego nie? Myślę, że Ojciec Święty się uśmiechnie, tak jak i my się uśmiechamy, słysząc takie opinie, w których próbuje się przeciwstawiać Papieża biskupom w Polsce. Przekonywanie, że pasterze Kościoła nie rozumieją i nie akceptują papieskiego nauczania, to zupełnie nietrafiony zarzut, który, niestety, funkcjonuje w laickich mediach. Bez znajomości nauczania papieskiego i bez zaangażowania w życie Kościoła łatwo ulec medialnej manipulacji. Warto pamiętać, że takie przeciwstawianie Papieża biskupom to nie nowość. Przypomnijmy na przykład, jak Papieżem Janem XXIII walczono z biskupami. Doszło nawet do tego, że komuniści wystawili we Wrocławiu pomnik Janowi XXIII przeciwko biskupom polskim. Czasy się zmieniają, metody walki z Kościołem nie. A przecież Kościół tak naprawdę można zrozumieć tylko dzięki wierze, która pozwala szeroko spojrzeć na jego rzeczywistość, zrozumieć go i pokochać. Jeśli na Kościół patrzy się tylko poprzez zawężone uprzedzeniami, kompleksami i ideologiami okulary, to jego obraz będzie nieprawdziwy.
Audiencja u Ojca Świętego to wielkie wydarzenie dla każdego katolika. Jakie nadzieje wiąże Ksiądz Arcybiskup z tym spotkaniem?
– Zawsze spotkanie z Papieżem to spotkanie z Następcą św. Piotra, czyli z tym, którego sam Pan Jezus wyznaczył do pełnienia misji w Kościele. W związku z tym każda wizyta u Papieża jest umocnieniem wiary. Budzi nadzieję na błogosławieństwo Boże w pracy i posłudze. Budzi nadzieję na to, że te nasze zmagania w dziele ewangelizacji nie będą tylko ludzkie, ale że będą przeniknięte łaską Ducha Świętego. I to jest podstawowa sprawa. Natomiast inną rzeczą jest to, że zawsze spotkanie z kimś takim, kto jest człowiekiem przez wielkie „C”, jest krzepiące i cenne. A takim człowiekiem jest każdy Papież. Dlatego do Franciszka udajemy się z nastawieniem, że spotkamy człowieka, który całe życie służył Kościołowi, człowieka wiary, człowieka ukazanej wielkoduszności i wrażliwości na innych. Ojciec Święty ma nam wiele do zaoferowania ze swego doświadczenia i mądrości wiary, ale i my jemu z bogactwa historii i tradycji Kościoła w Polsce.
Trzeba być bardzo ostrożnym w przyjmowaniu tego, co media dziś piszą o Papieżu i jego nauczaniu, które jest wyrywane z kontekstu. Ogromną np. karierę w mediach robi dziś twierdzenie, że Kościół ma być „otwarty”…
– Te słowa „otwarty”, „zamknięty” budzą podejrzenie. To określenia, które wypaczają obraz Kościoła. Kościół przede wszystkim ma być Chrystusowy. To jest najważniejsze. Jeżeli Kościół będzie wierny Panu Jezusowi, to będzie taki, jaki być powinien. Jeżeli już mówić o „Kościele otwartym”, to tylko w takim znaczeniu, że powinien być cały czas zainteresowany głoszeniem Ewangelii wszystkim, nawracaniem wszystkich. Przecież ogromna część adhortacji apostolskiej Papieża Franciszka „Evangelii gaudium” to zachęta do wyjścia z Ewangelią naprzeciw ludziom. I dlatego np. dopóki nie nawrócimy całej „Gazety Wyborczej” i wszystkich środowisk wrogich Kościołowi, nie możemy być spokojni. I to jest zadanie dla Kościoła. Niepokoi nas oczywiście, że nie wszystkie tzw. środowiska katolickie tak to rozumieją. Czasem niestety robią krecią robotę i szkodzą Kościołowi… To też trzeba widzieć i uwzględniać, starając się zawsze, aby drzwi Kościoła były otwarte przede wszystkim dla grzeszników, chcących się nawrócić. Pan Jezus przyszedł do wszystkich i kto uznaje swój grzech i chce jego odpuszczenia, ma drogę otwartą. Oczywiście nie ma tu mowy o uzależnianiu takiego powrotu od zmiany przez Kościół depozytu wiary i nauczania moralnego. Tego rodzaju „otwartość” byłaby zdradą Chrystusa.
Czy taka postawa nie ściąga krytyki i ataków na kapłanów, biskupów?
– Te wszelkie „podszczypywania” Kościoła przyjmuję spokojnie. Oczywiście bardziej słuchamy tych ludzi, którzy zatroskani są o dobro Kościoła, ale nie lekceważymy też innych głosów, bo nie jest naszym celem ich zrazić. Chociaż za niektórymi słowami krytyki czasem ktoś stoi i nie jest ona uczciwa, to i tak zawsze może stanowić materiał do refleksji nad wyzwaniami duszpasterskimi w przyszłości. Bo widzimy, że jest jeszcze wiele do zrobienia.
Zadaniem nas wszystkich jest głoszenie prawdy. Kościół w Polsce tego nie unika, głosi nawet trudne i niepopularne prawdy. Jeśli tak zaciekle nas atakują i niektórzy z nienawiścią na nas patrzą, to dlatego, że niejednokrotnie demaskujemy fałszywe ideologie, które ukrywają się np. pod poprawnością polityczną.
Z wizytą „ad limina” związane jest też pewne sprawozdanie z życia Kościoła w danym kraju. Jakimi niepokojami i radościami podzielą się księża biskupi ze Stolicą Apostolską?
– Ostatecznie kiedyś Pan Bóg nas oceni. Mogę tylko powiedzieć, że Kościół w Polsce nie wstydzi się w Europie swej pracy.
Jeśli chodzi o wyzwania, przed którymi stajemy, to one wynikają z określonego stanu wiary w Polsce. Trzeba podkreślić, że Kościół bardzo niepokoi się tym, że w naszej Ojczyźnie nie wszyscy katolicy uczestniczą w każdą niedzielę we Mszy św., że nie każdy chrześcijanin modli się każdego dnia, że nie wszyscy Polacy pokazują swoim życiem i decyzjami, że cenią Boga i Jego prawo. Dotyczy to zarówno życia osobistego, jak i rodzinnego, a także społecznego. Nie możemy być spokojni, dopóki tego rodzaju rzeczywistość nas otacza.
Dużo emocji wzbudziła ostatnio ankieta rozesłana do diecezji przed synodem na temat rodziny. Jej wynik to też jakiś obraz stanu wiary w Polsce?
– Ta ankieta jest częścią strategii duszpasterskiej Kościoła. Przecież chodzi o to, aby dobrze poznać problemy i wyzwania dla duszpasterzy. Na podstawie ankiet biskupi przygotowali odpowiedź z poszczególnych diecezji, została też przygotowana odpowiedź podsumowująca z całej Polski, która została wysłana do Sekretariatu Synodu w Rzymie. Taka analiza będzie służyć obradom.
Kościół od wielu lat niepokoi się sytuacją rodziny w świecie i dostrzega kryzys, jaki ona dzisiaj przeżywa. Dotyczy to również Polski. Chodzi tu już nie tylko o brak docenienia wartości rodziny przez państwo i rządzących, ale też brak docenienia tej wartości przez społeczeństwo, przez ludzi. Mimo wysiłku duszpasterzy widzimy, że postępuje problem niedojrzałości do życia w rodzinie, do życia w małżeństwie. To jest jakieś „ściganie się” ewangelicznego oddziaływania z gigantem tego świata, który chce ograniczyć życie człowieka do wymiaru tylko biologii. To się odbija na rodzinie. A przecież tylko zdrowa rodzina jest w stanie integralnie i całościowo wychować człowieka. Jeśli jest tyle rozbitych małżeństw, jeśli rodzinę paraliżuje niepewność co do przyszłości, jeśli rodzi się coraz mniej dzieci, a te, które są, tracą bardzo często przez emigrację jednego albo nawet dwoje rodziców, to jest się czym niepokoić. I Kościół się niepokoi. Dlatego ma prawo pytać siebie oraz wszelkie władze i różne instytucje, co robimy dla rodziny. Ma też prawo piętnować te pomysły i ideologie, które są wymierzone w rodzinę.
Taką groźną ideologią jest bez wątpienia gender. Czy wobec niej można milczeć?
– Kościół nie może milczeć wobec żadnego z zagrożeń i nie milczy. Będzie mówił zawsze prawdę. Gdyby robił inaczej, byłby niewierny sam sobie. Ideologia gender i płynące z niej wnioski są wielkim zagrożeniem, bo kwestionują prawo natury. Jeśli się kwestionuje prawa ludzkie, to się naraża ludziom, jeśli kwestionuje się prawa natury, naraża się Stwórcy i uniwersalnemu porządkowi rzeczy. Gdy do tego próbuje się narzucić stanowionym prawem przekreślenie praw natury, to stajemy na kolejnym zakręcie w dziejach ludzkości. Przykład takiej sytuacji mamy w niedawnej historii z nazistowską czy komunistyczną ideologią. Musimy widzieć zagrożenie, jakie płynie z zaprzeczenia biologicznej determinacji płciowej człowieka, i zdawać sobie sprawę z katastrofalnych skutków zanegowania różnicy płci, co prowadzi też do konsekwencji w wychowaniu. Milczenie w takiej sytuacji jest niedopuszczalne.
Ceną może być wytaczanie księżom za homilie procesów…
– Takie pozwy już się zaczęły… Ale i w tej konfrontacji nie można ustąpić, bo to oznaczałoby zrezygnowanie z prawdy o człowieku, o jego naturze i przeznaczeniu, według woli samego Stwórcy. Nie od dzisiaj niektórzy mają pretensje do Boga, że stworzył człowieka takim, jaki jest. A to przecież On, znając człowieka, wyznaczył drogę do pełnego szczęścia, dając przestrogi i pozytywne wskazania zawarte w Dziesięciorgu Przykazaniach. Dziś to wszystko, co reprezentują środowiska genderowe, daje pierwszeństwo „prawu” słabości po grzechu pierworodnym. Nie zachęca się człowieka do pokonywania swojej słabości, ale do jej ulegania. Do tego na tej słabości niektórzy „robią biznes”, narzucają innym swój chory sposób myślenia. A to wszystko prowadzi do nieszczęścia. Popatrzmy na przykład, jest tyle wypadków na drogach, więc ktoś może powiedzieć, po co te przepisy, zwolnijmy wszystkich z obowiązku przestrzegania kodeksu drogowego, znieśmy sankcje, a wtedy wszyscy będą szczęśliwi, że nie ma ograniczeń. Tego typu myślenie byłoby infantylne. A przecież coś takiego proponują ci, którzy chcą praktycznie znieść małżeństwo, przykazanie „nie cudzołóż”, „nie zabijaj”, „nie kradnij” i mówią, że płeć biologiczna jest nieważna i można ją sobie wybrać, chcą seksualizować młodzież i dzieci już od przedszkola. Genderowe myślenie jest krótkowzroczne i szkodliwe.
A procesy, sądy, oskarżenia… Kapłan ma nieustannie przypominać o Bożym planie wobec człowieka, głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu „w porę i nie w porę”. Być może w tym upodobnimy się do Pana Jezusa, że nas fałszywie oskar- żają. Przecież Pan Jezus przewidział to dla swoich uczniów.
Ważnym kontekstem wizyty polskich biskupów w Watykanie będzie zbliżająca się kanonizacja bł. Jana Pawła II i bł. Jana XXIII. Co jest najważniejsze w naszym przygotowaniu do tego wydarzenia?
– Nawrócenie każdego z nas. Od tego trzeba zacząć. Sami musimy się nawrócić, abyśmy mogli innych nawracać. Ale wiemy dobrze, że to nie jest takie proste. Czasem łatwiej pisać scenariusze nawrócenia innym niż sobie. Najważniejsze to nigdy nie wypaść z tej orbity zainteresowania Pana Boga światem i świata Panem Bogiem. Do tego przecież jest powołany Kościół. Mamy stawać się tymi, którzy naprawdę uwierzyli i stali się świadkami tej wiary w rodzinie, pracy, życiu społecznym i politycznym. Inspirację do tego znajdziemy w bogactwie nauczania Jana Pawła II, do którego powinniśmy często wracać. Ta nauka wcale się nie przeżywa, ukazuje swą wielką aktualność. To jest dziedzictwo Kościoła powszechnego, które ciągle odkrywamy, wytyczając drogi zbawienia w dzisiejszym świecie.
W ramach przygotowania do kanonizacji zainicjował Ksiądz Arcybiskup czwartkowe adoracje eucharystyczne w całej archidiecezji przemyskiej. Czy my nie za mało jako katolicy wierzymy w moc modlitwy?
– Trzeba ciągle o tym przypominać. Jestem tu optymistą. Jest wiele inicjatyw oddolnych od świeckich i duchownych, są propozycje modlitw za rodziny, za Ojczyznę… Są inicjatywy ekspiacyjne, bo potrzeba też tej modlitwy wynagradzającej za grzechy, za zniewagi, za zgorszenie i deprawowanie szczególnie młodego pokolenia. Bo szatan nie śpi. On pracuje. Nie łudźmy się, on łatwo nie zrezygnuje. Ilekroć widzi dobro, tym bardziej się mobilizuje. Ale Chrystus go zwyciężył i potrzeba, abyśmy stawali po stronie zwycięskiej. Zawsze siłą Kościoła i wiary jest kontakt z Bogiem przez modlitwę. To ona otwiera nas na łaskę Bożą. I w wymiarze indywidualnym, i rodzinnym, i narodowym. Święta Edyta Stein mówiła, że modlitwa jest jakby „sakramentem obecności Boga”.