List pana prof. dr. hab. Stanisława Lufta do przewodniczącego Episkopatu Polski ks. abp. Józefa Michalika jest listem otwartym. To znaczy, że oprócz głównego adresata tego listu jest skierowany do szerszego grona odbiorców, a w ten sposób zachęca ich do lektury, ale również do odpowiedzi.
Kilka dni temu w "Naszym Dzienniku" o. Tadeusz Rydzyk napisał: "Zwróciłbym się do tatusia pana Lufta. Może przemówi do syna. (...) Dowiedziałem się, że tata uczy w seminarium archidiecezjalnym. (...) Proszę zwrócić się do syna i powiedzieć: Synu, co wyprawiasz?". Słowa te były użyte w kontekście działań Krzysztofa Lufta blokujących miejsce dla Telewizji Trwam na cyfrowym multipleksie. Na te słowa zareagował zarówno syn, jak i ojciec. Syn w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" stwierdził: "Trzeba być wyjątkowo podłym i małym człowiekiem, żeby publicznie atakować 90-letniego i niezwykle zasłużonego, także dla Kościoła, starszego pana w związku z działalnością państwową jego syna". Sam zaś prof. Stanisław Luft napisał: "To nieszczęsne zdarzenie oceniam jako nieprzyzwoite, ale jest ono tylko drobnym epizodem, za to pretekstem do przywołania bardzo groźnych zjawisk w polskim Kościele, związanych m.in. z działalnością części mediów katolickich, którym ojciec Rydzyk patronuje".
List prof. Lufta został opublikowany także w "Gazecie Wyborczej", która okazuje się być dla niektórych pokrzywdzonych przez "Kościół oblężonej twierdzy" jedynym środkiem dialogu.
Istotnie, nietrudno zauważyć, że wypowiedź prof. Stanisława Lufta dotyka wątku osobistego, ale czyni to jedynie po to, by wyrazić szersze opinie dotyczące diagnozy kondycji Kościoła w Polsce. A kondycja ta naznaczona jest, wedle autora listu, rozległymi stanami zapalnymi i deformacjami. Ich źródłem jest mentalność oblężonej twierdzy, a konsekwencją szerzenie antywartości i deformacja życia społeczno-politycznego ("zamiast Kościoła miłości i tolerancji proponuje się nam Kościół walki, a nawet wojny, uruchamiane są złe emocje i wzbudzana nienawiść"). Autora listu niepokoi wreszcie to, że "to wszystko odbywa się przy milczącej zgodzie oficjalnych organów Kościoła hierarchicznego". Milcząca aprobata jest tym bardziej niewłaściwa, że przyzwolenie na "politykowanie" w Kościele jest "niezgodne z nauczaniem Kościoła zawartym w Konstytucji Duszpasterskiej o Kościele w Świecie Współczesnym" (art. 76).
Sprawą pierwszą i podstawową w lekturze tego listu, i odpowiedzi nań jest trudność natury metodologicznej. Wynika ona z mieszania argumentów ad personam (odwołujących się do zasług, postawy i biografii autora listu) z argumentami merytorycznymi (diagnoza Kościoła).
Warto jednak zauważyć, że ludzi o porównywalnych życiorysach z biografią autora jest w Polsce pewna liczba i jest sprawą jasną, że część z nich (nie ośmielam się zawyrokować - mniejsza czy większa) nie podziela poglądów prof. Stanisława Lufta. Dlatego też nie ma sensu dyskusja na poziomie biografii i autorytetów.
Dyskusja ma sens na poziomie merytorycznym. Autor listu kreśli obraz Kościoła bardzo wyrazistą czernią i bielą, rysunkiem komiksowym. Można chyba oddać ten obraz słowami: "Kościół w Polsce pontyfikatu Jana Pawła II był Kościołem zjednoczonym, za grzechy rozbicia odpowiada środowisko radiomaryjne". Taka teza jest po prostu nieprawdziwa. Wystarczy przypomnieć słowa Jana Pawła II z jego książki "Przekroczyć próg nadziei", w której dzielił się gorzką refleksją na temat recepcji swojej pielgrzymki do Polski, pierwszej po 1989 roku. W roku 1991 programem pielgrzymki był Dekalog, który stanowił nakreślenie horyzontu prawdy i prawa Bożego dla odzyskanej wolności. Ten program duszpasterski spotkał się z ostrą krytyką środowiska liberałów w Polsce, zgrupowanych wokół Kongresu Liberalno-Demokratycznego, w którym czołową rolę odgrywał obecny premier RP. Krytyka Kościoła i niezrozumienie nauczania Jana Pawła II były domeną środowiska, w którym obaj panowie Luftowie się wypowiadają, środowiska "Gazety Wyborczej". To "Gazeta", obalając stereotyp "Polaka katolika", zafundowała w zamian dwa stereotypy zastępcze: "Kościoła otwartego" (patrz: instytucji niemającej wiele wspólnego z doktryną Kościoła katolickiego) i "Kościoła oblężonej twierdzy" (patrz: Kościoła wiernego duchowi prawdy). Jeżeli ktoś lub coś dokonało działań na rzecz rozbijania Kościoła w Polsce, to chciałoby się powiedzieć obu panom Luftom: "Faktycznie, jeżeli swoje refleksje snujecie w środowisku "Wyborczej", jesteście, Panowie, we właściwym miejscu..."
Na marginesie warto zauważyć rzecz następującą, o przynależności do Chrystusa i Kościoła nie decydują deklaracje czy obrzędowe gesty. Pan Jezus mówi: "Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie! wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie". Utarło się przekonanie, że zdaliśmy jako Naród, jako społeczeństwo egzamin w dniach żałoby i pogrzebu po śmierci Jana Pawła II. Problemem jednak jest to, że wielu z ówczesnych żałobników zasiada dziś w ławach rządowych i sejmowych. Jak pogodzić ich wspólnotę z autorem "Evangelium vitae", gdy dziś głosują za kulturą śmierci? Jak pogodzić ich wspólnotę z autorem słów o demokracji, która oderwana od wartości, staje się totalitaryzmem, gdy dziś nie godzą się na przełamanie monopolu manipulacji medialnej, blokując miejsce dla Telewizji Trwam?
Jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Pan prof. Stanisław Luft przywołuje nr 76 konstytucji "Gaudium et spes". W tym numerze czytamy słowa: "Kościół, który z racji swego zadania i kompetencji w żaden sposób nie utożsamia się ze wspólnotą polityczną ani nie wiąże się z żadnym systemem politycznym, jest zarazem znakiem i zabezpieczeniem transcendentnego charakteru osoby ludzkiej".
To właśnie to zdanie Jan Paweł II zestawił w wywiadzie, jakiego udzielił A. Frossardowi ze słowami Chrystusa Pana przed Piłatem: "Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu".
Ojciec Święty zestawił te słowa w odpowiedzi na pytanie Frossarda dotyczące relacji Kościoła i polityki. Wskazał, że misją Kościoła jest "zabezpieczenie transcendentnego charakteru osoby ludzkiej, to znaczy danie świadectwa prawdzie".
Jeśli katolicy świeccy i duchowni protestują dziś przeciw dewastacji prawdy w sprawach najistotniejszych, to służą tej właśnie misji. A dewastacją prawdy o człowieku jest na przykład dzisiaj traktowanie człowieka, jako materiału genetycznego, poddanego reprodukcji in vitro, taką dewastacją jest traktowanie dziecka poczętego, jako "źle poczętego", skazanego na śmierć w imię eugeniki. Taką dewastacją jest rozciąganie "smoleńskiej mgły" przez przeszło dwa lata na wszystko to, co usiłuje choćby w części wyjaśnić tę tragiczną kwestię.
Jeżeli przyzwolimy na to, że będziemy skazani na media mainstreamowe tzw. publiczne czy komercyjne, to będziemy niezmiennie słyszeć, że in vitro jest zabiegiem leczniczym, że dzieci upośledzone są zbyt dużym obciążeniem, a mają zbyt małą jakość życia, że samolot rozbił się, uderzając o pancerną brzozę, prowadzony przez niepełnosprawnych pilotów, obrócił się wokół własnej osi na wysokości mniejszej niż długość własnego skrzydła i spadając na ziemię z kilku, kilkunastu metrów rozsypał się w promieniu kilku kilometrów... Jeżeli przyzwolimy na to, że damy sobą manipulować, będziemy marionetkami na scenie gry politycznej, stadem popędzanym przez sprawnych i wypasionych poganiaczy.
Jeżeli chcemy być Narodem - nie wolno nam się na to, co się nam narzuca, zgodzić. W imię prawdy o człowieku. Także w imię tego, że "człowiek jest drogą Kościoła".