Cyniczne, pokazowe podarcie Biblii, nazwanie jej "księgą kłamstw" przez "Nergala" - Adama Darskiego, lidera zespołu deathmetalowego Behemoth, zostało wczoraj uznane za "swoistą formę sztuki" zgodną z "poetyką grupy Behemoth". Sąd Rejonowy w Gdyni uniewinnił muzyka oskarżonego o znieważenie uczuć religijnych, którego dokonał podczas koncertu w 2007 roku.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Krzysztof Więckowski powiedział, że działanie oskarżonego było "swoistą formą sztuki", zgodną z "metalową poetyką grupy" oraz kierowaną do "określonej i hermetycznej publiczności". Podczas koncertu we wrześniu 2007 roku w klubie Ucho w Gdyni, podczas którego Adam Darski podarł Biblię i rozrzucił jej strzępy wśród publiczności, nazywając ją przy tym m.in. "kłamliwą księgą", kartki Biblii zostały spalone przez fanów zespołu. W trakcie występu lider zespołu nazwał też Kościół katolicki "największą zbrodniczą sektą". Darski został oskarżony na podstawie doniesienia kilku pomorskich posłów PiS oraz Ryszarda Nowaka, przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami, którzy w internecie obejrzeli film z koncertu. Usprawiedliwiając czyn oskarżonego, sąd podkreślił, że Darski nie działał w zamiarze bezpośrednim obrazy uczuć religijnych, a podczas koncertu był zakaz jego rejestracji i upubliczniania. W wyjaśnieniu sądu podano, że uczestnicy koncertu - świadkowie w procesie, deklarujący wiarę chrześcijańską, uznali, iż zachowanie oskarżonego nie obraziło wówczas ich uczuć. Ponadto "sąd nie zamierza, wbrew oczekiwaniu oskarżycieli posiłkowych, wyznaczać przy okazji tego procesu żadnych granic dla wolności wypowiedzi, wolności artystycznej, religijnej czy krytyki religii. Sąd nie będzie też badał, czy Adam Darski jest satanistą groźnym dla społeczeństwa i młodzieży", powiedział sędzia Więckowski, uzasadniając wyrok. Zdaniem sądu, można także rozważać, czy zachowanie Darskiego nie było jedynie krytyką Kościoła katolickiego jako instytucji, a nie samym atakowaniem wiary chrześcijańskiej.
Andrzej Wronka ze stowarzyszenia Effatha, redaktor zajmujący się tematyką sekt, komentując wydarzenie w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", pyta: "Gdyby lider zespołu podarł np. jakąś księgę czy flagę izraelską jako wyraz czegoś, co w jego mniemaniu byłoby wyrazem ekspresji sztuki, to czy sąd uznałby to wyjaśnienie za wystarczające, skoro wydarzenie dokonało się wobec hermetycznej publiczności? Czy byłoby zgodne z zasadami szeroko pojętej tolerancji, szacunku do różnych wyznań. Czy gdyby na scenie lider jakiegoś zespołu dokonał gwałtu na niepełnoletniej osobie na oczach kilku, kilkudziesięciu widzów, czy w uzasadnieniu można byłoby powiedzieć, iż ten czyn nie obrażał uczuć innych osób, bo był kierowany do małej grupy. Czy gdyby świadkowie powiedzieli, że czyn ich nie gorszył, nie obrażał, to czy osobę dokonującą tego można by uznać za niewinną?!" - podaje w wątpliwość ocenę sądu gdyńskiego Wronka, oceniając ją jako kuriozalną. Uważa, że sprawa jest znana w całej Polsce i już nie można jej nazwać lokalną. Uderza nie tylko w katolików, ale we wszystkie grupy, które odwołują się do Pisma Świętego, a więc też prawosławnych czy ewangelików. Taka forma robienia sobie prymitywnej reklamy w cywilizowanym państwie powinna skończyć się tak wysoką karą pieniężną, by nikomu podobne czyny nie przychodziły do głowy - uznaje nasz rozmówca, dodając, iż w Polsce wartości, takie jak: demokracja, tolerancja, szacunek dla wartości, religii, dla osób, są tylko na ustach, a w praktyce nie istnieją. Dlatego wobec katolików, chrześcijaństwa i wartości, które z nich wypływają, nie funkcjonują w prawie, są pomijane, deprecjonowane w porównaniu z wartościami mniejszości seksualnych czy sekt. Wronka spostrzega również, że Polska jest jednym z nielicznych państw na świecie, gdzie prawnicy, adwokaci, sędziowie nie mają na studiach wykładów o teorii dowodów. Polski sędzia jest niekrępowany żadną teorią dowodów i ma całkowitą swobodę w ich ocenie i wydaniu wyroku.
Małgorzata Jędrzejczyk