Czy siódme dziecko Sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów z Markowej, które zaczęło rodzić się w czasie, gdy Niemcy za ukrywanie Żydów mordowali całą rodzinę, zostanie beatyfikowane? Jak się dowiedzieliśmy, sprawa ta zostanie rozpatrzona przez watykańską Kongregację Spraw Kanonizacyjnych, gdzie trafiła dokumentacja całego procesu beatyfikacyjnego drugiej grupy męczenników II wojny światowej. Bardzo istotny w rozstrzygnięciu tej kwestii może okazać się vox populi, tzn. głos ludu.
Gdy piszemy o rodzinie Ulmów, napotykamy pewien problem, mianowicie proces beatyfikacyjny oficjalnie dotyczy Sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich sześciorga dzieci. Powstaje pytanie, co z siódmym dzieckiem, które zaczęło rodzić się w momencie, gdy cała rodzina była rozstrzeliwana przez nazistów?
Gdy 24 marca 1944 roku zamordowano małżeństwo Ulmów wraz z dziećmi: Stasią, Basią, Władziem, Franciszkiem, Antosiem, Marysią, w pośpiechu pogrzebano ciała w ogrodzie. Po wojnie przeniesiono je na parafialny cmentarz. Wówczas się okazało, że wśród zamordowanych jest jeszcze kolejne dziecko Wiktorii i Józefa. Jak zeznał świadek ekshumacji, częściowo doszło do porodu siódmego dziecka. Pani Wiktoria była w stanie błogosławionym, a mordu dokonano na kilka dni przed planowym rozwiązaniem.
- Siódme dziecko Ulmów urodziło się praktycznie w chwili męczeństwa jego matki, odkryto je z główką i tułowiem na zewnątrz w chwili ekshumacji. Osobiście uważam, że Stolica Apostolska, tj. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych, analizując przypadek rodziny Ulmów, ukaże nam na ołtarzach małżeństwo Józefa i Wiktorii z siedmiorgiem dzieci, odchodząc od płaszczyzny ściśle prawnej i szanując odczucie sensus fidei. Opowie się tym samym w obronie życia poczętego, a przez to przeciw aborcji, w czym przecież nauczanie Kościoła jest bardzo jasne i jednoznaczne - stwierdza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" o. Szczepan Tadeusz Praśkiewicz OCD, konsultor Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.
Bardzo ważny dla rozstrzygnięcia tej sprawy może okazać się vox populi, tzn. głos ludu. Na obrazkach męczeńskiej rodziny Ulmów, w różnych publikacjach, artykułach, gdy wyliczane są imiona sześciorga ich dzieci, dodawane jest i siódme dziecko - nienarodzone. - Tenże spontaniczny głos ludu Bożego jest właśnie odzwierciedleniem sensus fidei, bo Kościół szanuje życie ludzkie i broni go przecież od samego poczęcia - podkreśla o. Praśkiewicz.
Proces beatyfikacyjny Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich dzieci zainaugurowany został w 2003 roku, włączono go do ogólnopolskiego dochodzenia dotyczącego kandydatów do chwały błogosławionych męczenników drugiej grupy z czasów II wojny światowej. 24 maja br. proces ten został zakończony na etapie krajowym.
Rodzina Ulmów, Sług Bożych z Markowej, nie zważając na wielkie zagrożenie utraty życia, postąpiła tak, jak dyktowało jej serce oraz katolicka wiara, w której została wychowana i wzrastała do świętości. Pomagała prześladowanym Żydom, za co została okrutnie zamordowana przez Niemców. Jej proces beatyfikacyjny został zainaugurowany w 2003 roku i włączono go do ogólnopolskiego dochodzenia dotyczącego kandydatów do chwały błogosławionych męczenników drugiej grupy z czasów II wojny światowej. Po zamknięciu procesu na szczeblu krajowym sprawa trafiła do Watykanu. Tam też zostanie zbadana kwestia beatyfikacji siódmego dziecka Ulmów.
- W trakcie procesu wychodzi się z założenia, że kandydat na ołtarze winien być znany z imienia, a w tym przypadku było to niemożliwe. Potrzebna jest metryka urodzin, a potem chrztu. Nie znaczy to jednak, że to dziecko nie jest męczennikiem, bo ono nim naprawdę jest. To jednak watykańska Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych zadecyduje ostatecznie, czy dziecko nienarodzone, a zamordowane w łonie matki będzie włączone w grono błogosławionych - tłumaczy ks. Stanisław Jamrozek, postulator sprawy Ulmów. Zaznacza, że do Kongregacji nie została wprost skierowana prośba o włączenie nienarodzonego dziecka do procesu beatyfikacyjnego. - Zwróciliśmy się z zapytaniem, czy dzieci Józefa i Wiktorii Ulmów mogą być brane pod uwagę, skoro jeszcze nie były w pełni świadome tego, co grozi tym, którzy przechowują Żydów. Już teraz zdecydowaliśmy się dołączyć sześcioro z nich, przekonani, że wiara ich rodziców jest tutaj decydująca. Ufamy, że podobne stanowisko zajmie również Kongregacja, a może pójdzie nawet dalej, włączając także siódme dziecko. Jednak ta musi się najpierw zapoznać z aktami sprawy - zaznacza ks. Stanisław Jamrozek.
W kwestii Sług Bożych rodziny Ulmów o. Szczepan Tadeusz Praśkiewicz OCD rozróżnia dwie płaszczyzny: ściśle prawną i moralną, jaką dyktuje sensus fidei, tj. spontaniczne odczucie wiernych. - Proces rogatoryjny, który odbył się w archidiecezji przemyskiej i którego akta włączono w Pelplinie do procesu drugiej grupy Męczenników Polskich z rąk niemieckich, aby przekazać je Stolicy Apostolskiej, będąc procesem kanonicznym, prawnym, pozostał na płaszczyźnie ściśle prawnej, a zatem już w swej tytulacji mówi on o rodzicach "z sześciorgiem dzieci", gdyż siódme, jeszcze nienarodzone, a zatem nieochrzczone, nie miało kościelnej osobowości prawnej. Kanon 204 Kodeksu Prawa Kanonicznego stanowi bowiem, że wiernymi są dopiero ci, którzy przez chrzest zostali wszczepieni w Chrystusa - tłumaczy o. Praśkiewicz. Zauważa jednak, że w tym przypadku możemy mówić o chrzcie krwi.
Zwraca również uwagę, że w odniesieniu do rodziny Ulmów zauważamy wspomnianą wcześniej drugą płaszczyznę, tę moralną. - Płaszczyznę moralną spontanicznie kształtuje vox populi, tzn. głos ludu, który objawia się poprzez różne publikacje i opinie mówiące o rodzinie Ulmów "z siedmiorgiem dzieci", także tym, które zginęło w łonie matki. Nawet Kodeks Prawa Kanonicznego w kanonie 849 stwierdza, że "chrzest jest konieczny do zbawienia przez rzeczywiste lub zamierzone jego przyjęcie" - podkreśla o. Praśkiewicz. Nikt nie wątpi, że dobrzy rodzice ochrzciliby niezwłocznie i siódme swoje dziecko, tak jak ochrzcili sześcioro wcześniejszych. Kanoniści wielokrotnie zastanawiali się, czy nieochrzczone niemowlęta mogą być objęte postępowaniem beatyfikacyjnym i przywołując przykład rzezi Młodzianków Niewiniątek, wypowiadali się w tej kwestii pozytywnie.
Małgorzata Bochenek