Ojcowie KapucyniParafia WniebowstąpieniaParafia Matki Bożej Nieustającej PomocyParafia Św. AnnyStrona Główna
16 niedziela zwykła - 19 lipca
19-07-2016 10:17 • Ks. Stanisław Rząsa

 

Pan Bóg przychodzi do człowieka w różny sposób i w różnym czasie. Niejednokrotnie przychodzi jako człowiek – jako przyjaciel, ale i jako ktoś obcy, jako ktoś, kto jest nam pomocny, ale też jako ktoś ubogi i potrzebujący. Najczęściej przychodzi jednak niespodziewanie i nie w taki sposób, jak byśmy sobie tego życzyli. Przekonał się o tym Abraham, ale także przekonały się o tym Marta i Maria. Święty Paweł w dzisiejszym Liście do Kolosan wskaże nam też na cierpienie, które bardzo często staje się udziałem człowieka. Bóg nawiedza nas również w tym trudnym doświadczeniu. Powinniśmy być wrażliwi  na „przychodzenie” Boga, aby nie zmarnować danej łaski. 
Słuchajmy z uwagą słowa Bożego, w którym Pan Bóg przychodzi dziś do nas.

Pan Bóg przychodzi do człowieka w różny sposób i w różnym czasie. Niejednokrotnie przychodzi jako człowiek – jako przyjaciel, ale i jako ktoś obcy, jako ktoś, kto jest nam pomocny, ale też jako ktoś ubogi i potrzebujący. Najczęściej przychodzi jednak niespodziewanie i nie w taki sposób, jak byśmy sobie tego życzyli. Przekonał się o tym Abraham, ale także przekonały się o tym Marta i Maria. Święty Paweł w dzisiejszym Liście do Kolosan wskaże nam też na cierpienie, które bardzo często staje się udziałem człowieka. Bóg nawiedza nas również w tym trudnym doświadczeniu. Powinniśmy być wrażliwi  na „przychodzenie” Boga, aby nie zmarnować danej łaski.  Słuchajmy z uwagą słowa Bożego, w którym Pan Bóg przychodzi dziś do nas.

 

 

Dzisiejsza liturgia słowa, a szczególnie Ewangelia posiada niezwykłą doniosłość dla życia osobistego, rodzinnego i dla życia wspólnoty kościelnej. W rozważaniu Ewangelii ostatniej niedzieli zostało jasno wyrażone, że miłość do Boga jest nieodłączna od miłości bliźniego. Powiązanie miłości Boga i bliźniego jest wyraźne w pierwszym czytaniu, gdzie Abraham w ramach swojej gościnności wobec trzech obcych spotyka Boga, oraz w Ewangelii.
Opowiadanie o odwiedzinach Jezusa u Marty i Marii otrzymało wiele interpretacji i objaśnień. Znana jest opinia, że Marta i Maria są typowe dla różnicy między ekstrawersją i introwersją, zwróceniem się na zewnątrz i do wnętrza, różnicy między życiem aktywnym i kontemplatywnym, przy czym Marta zwykle wychodzi na „tę gorszą”. Odłóżmy przeciwieństwo między Marią i Martą na bok i popatrzmy na to, co jest przedmiotem opowiadania.
Jezus, będąc w drodze do Jerozolimy, zatrzymuje się w Betanii w domu przyjaciół. Chce znaleźć oazę spokoju, kogoś, kto Go wysłucha. Marta i Maria były niezamężne lub były wdowami, gdyż niezwyczajna jest rola Marty jako pani domu i Marii przyjmującej rolę uczennicy mistrza. Maria i Marta kochały Jezusa – swojego przyjaciela, oraz Jezusa – ich Pana. Także On je obydwie miłował. I cenił sobie ich przyjaźń, zasłuchanie i posługiwanie. W pewnym sensie to spotkanie między Jezusem oraz Marią i Martą było skandaliczne, gdyż Jezus ignoruje tabu społeczne, wchodząc na posiłek do domu kobiety i pozwalając kobiecie usiąść u stóp podobnie jak uczniowi-mężczyźnie.
Podczas gdy nie ulega wątpliwości, że Marta miłowała Jezusa i chciała Mu jak najlepiej usłużyć, to skupiona na sprawach materialnych nie zauważyła tego, czego Jezus w tej godzinie potrzebował najbardziej, a mianowicie uważności i poświęcenia czasu. Marta jest kobietą, która swojej gościnności chce dowieść przy pomocy swojej sztuki kulinarnej, swojej wielorakiej troski. Pracuje jednak gorączkowo, burzy się wewnętrznie, jej wyobraźnia pracuje, coraz bardziej napędzając sfrustrowanie. Wreszczie, wewnętrznie rozdarta wypada z kuchni i robi scenę: narzeka, nie wprost do siostry, przeciwnie, wyprowadzona z równowagi kieruje swój atak na Jezusa. Słyszymy podwójne „przyłożenie”. Jezus reaguje na jej wyjście z równowagi, jakby odpowiadając na pytanie, skąd u niej te nerwy i niepokój. Jezus odpowiada:
    Marto, po co zabiegasz o to mnóstwo rzeczy. Rozchmurz się („Wyluzuj”!). Marto, Marto, dziś wystarczyłoby proste jedzenie. Wolę twoje uważne uszy i serce. Naprawdę, to konieczne ci jest tylko jedno, właśnie to, na co zdecydowała się Maria.
Słowa Jezusa do Marty mogą być odczytywane bardziej jako zaproszenie niż jako nagana. Kto się dobrze wsłucha, zauważy nutę czułości. Jedyną rzeczą, której Marta potrzebuje, jest przyjęcie miłosiernej obecności Jezusa, aby słuchać Jego słów, by poznać, że jej wartość nie bierze się z tego, co robi albo jak/ile robi, lecz z tego, że jest Bożym dzieckiem.
Tym, który mówi „Maria wybrała najlepszą część – której nie zostanie pozbawiona”, jest Jezus Chrystus, Syn Boży, a więc sam żywy Bóg. I wsłuchiwanie się w Niego, uczęszczanie do Jego szkoły jest w rzeczywistości tą najlepszą cząstką, tym jedynie koniecznym, bez którego wszelka aktywność zewnętrzna rozpada się niczym budowla na piasku. To jedynie konieczne znajduje się w postaci Marii i jej sposobie bycia przy Panu. Dopiero z tego pochodzi sens, dobro, doniosłość.
Dla Ewangelisty Łukasza słuchanie słowa Bożego i rozważanie go w sercu jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu chrześcijanina. Jest jeszcze jeden aspekt tej historii, może najważniejszy, gdyż w żydowskim obyczaju kobiety nie mogły na równi z mężczyznami „usiąść u stóp mistrza”.W synagodze kobiety siedziały w galeriach oddzielonych od mężczyzn. Jedno z powiedzeń rabinackich głosiło, że „lepiej jest Torę spalić niż uczyć jej kobietę”. Maria stawia tutaj siebie w kręgu uczniów. Przyznaje sobie prawo wstąpienia do szkoły Jezusa. I tutaj leży istota opowiadania. Dla Jezusa nie ma już żadnej różnicy, jeśli chodzi o dobrą nowinę Królestwa. Wszyscy są powołani, by być uczniami Jezusa. Jezus mówi, że dla kobiety jest coś ważniejszego i piękniejszego niż przygotowanie dla niego pożywienia, a więc to, co robi Maria, siedząc u Jego stóp, wsłuchując się i rozważając słowo Boże. Wiara w Jezusa Chrystusa zawiera uniwersalne wyzwanie i ma absolutne pierwszeństwo w stosunku do wszystkiego innego, a naśladowanie Chrystusa jest ostateczną normą i najwyższym prawem każdego chrześcijanina (Sobór Watytański II).
Problemem Marty nie jest jej czynna służba, lecz raczej to, że jest zaniepokojona i rozrywana na dwie strony. Boi się opuścić pracę po to, aby uprzejmie poświęcić uwagę gościowi. W rzeczywistości łamie zasady gościnności przez próbę zawstydzenia siostry przed gościem, i prośbę, aby interweniował w rodzinnej sprawie. Posuwa się w tym, aż do oskarżenia Jezusa o obojętność względem niej. Oburzenie Marty jest rodzajem wołania o pomoc, prośbą do Jezusa, aby jej pomógł w znalezieniu nośnego centrum życia. Jej niepokój uniemożliwia jej rzeczywiste bycie z Jezusem, i powoduje wbijanie klina między siebie i siostrę, oraz między siebie i Jezusa. Nie uświadomiła sobie, że nie ma większej gościnności niż słuchanie swojego gościa. A zwłaszcza, jeśli tym gościem jest Jezus.
Maria, siadając u stóp Jezusa i przysłuchując się słowom Jezusa, nie robi tego z lenistwa. Siedzieć u stóp mistrza oznacza uczyć się od niego i wstępować w Jego ślady. Tego Jezus oczekuje od nas wszystkich. Z pewnością nie odrzuca troski okazywanej Jemu i Jego uczniom, ale wszystko ma swój czas. Kiedy Jezus naucza, najważniejsze jest wsłuchwanie się, a wszystko inne może poczekać. Jezus wyraźnie akcentuje, że wszystkie nasze starania są daremne, jeśli zaniedbamy słuchanie słowa Bożego. Ostatecznie przecież pracę i utrzymanie winniśmy widzieć jako dar Boga, i mieć czas na okazanie wdzięczności. Maria i Marta są siostrami, a nie rywalkami. Przynależą do siebie, tak jak nasza codzienność i modlitwa. Kontemplacyjne momenty nadają kierunek naszej codzienności i scalają ją.

Dzisiejsza liturgia słowa, a szczególnie Ewangelia posiada niezwykłą doniosłość dla życia osobistego, rodzinnego i dla życia wspólnoty kościelnej. W rozważaniu Ewangelii ostatniej niedzieli zostało jasno wyrażone, że miłość do Boga jest nieodłączna od miłości bliźniego. Powiązanie miłości Boga i bliźniego jest wyraźne w pierwszym czytaniu, gdzie Abraham w ramach swojej gościnności wobec trzech obcych spotyka Boga, oraz w Ewangelii.
Opowiadanie o odwiedzinach Jezusa u Marty i Marii otrzymało wiele interpretacji i objaśnień. Znana jest opinia, że Marta i Maria są typowe dla różnicy między ekstrawersją i introwersją, zwróceniem się na zewnątrz i do wnętrza, różnicy między życiem aktywnym i kontemplatywnym, przy czym Marta zwykle wychodzi na „tę gorszą”. Odłóżmy przeciwieństwo między Marią i Martą na bok i popatrzmy na to, co jest przedmiotem opowiadania.
Jezus, będąc w drodze do Jerozolimy, zatrzymuje się w Betanii w domu przyjaciół. Chce znaleźć oazę spokoju, kogoś, kto Go wysłucha. Marta i Maria były niezamężne lub były wdowami, gdyż niezwyczajna jest rola Marty jako pani domu i Marii przyjmującej rolę uczennicy mistrza. Maria i Marta kochały Jezusa – swojego przyjaciela, oraz Jezusa – ich Pana. Także On je obydwie miłował. I cenił sobie ich przyjaźń, zasłuchanie i posługiwanie. W pewnym sensie to spotkanie między Jezusem oraz Marią i Martą było skandaliczne, gdyż Jezus ignoruje tabu społeczne, wchodząc na posiłek do domu kobiety i pozwalając kobiecie usiąść u stóp podobnie jak uczniowi-mężczyźnie.
Podczas gdy nie ulega wątpliwości, że Marta miłowała Jezusa i chciała Mu jak najlepiej usłużyć, to skupiona na sprawach materialnych nie zauważyła tego, czego Jezus w tej godzinie potrzebował najbardziej, a mianowicie uważności i poświęcenia czasu. Marta jest kobietą, która swojej gościnności chce dowieść przy pomocy swojej sztuki kulinarnej, swojej wielorakiej troski. Pracuje jednak gorączkowo, burzy się wewnętrznie, jej wyobraźnia pracuje, coraz bardziej napędzając sfrustrowanie. Wreszczie, wewnętrznie rozdarta wypada z kuchni i robi scenę: narzeka, nie wprost do siostry, przeciwnie, wyprowadzona z równowagi kieruje swój atak na Jezusa. Słyszymy podwójne „przyłożenie”. Jezus reaguje na jej wyjście z równowagi, jakby odpowiadając na pytanie, skąd u niej te nerwy i niepokój. Jezus odpowiada:
    Marto, po co zabiegasz o to mnóstwo rzeczy. Rozchmurz się („Wyluzuj”!). Marto, Marto, dziś wystarczyłoby proste jedzenie. Wolę twoje uważne uszy i serce. Naprawdę, to konieczne ci jest tylko jedno, właśnie to, na co zdecydowała się Maria.
Słowa Jezusa do Marty mogą być odczytywane bardziej jako zaproszenie niż jako nagana. Kto się dobrze wsłucha, zauważy nutę czułości. Jedyną rzeczą, której Marta potrzebuje, jest przyjęcie miłosiernej obecności Jezusa, aby słuchać Jego słów, by poznać, że jej wartość nie bierze się z tego, co robi albo jak/ile robi, lecz z tego, że jest Bożym dzieckiem.
Tym, który mówi „Maria wybrała najlepszą część – której nie zostanie pozbawiona”, jest Jezus Chrystus, Syn Boży, a więc sam żywy Bóg. I wsłuchiwanie się w Niego, uczęszczanie do Jego szkoły jest w rzeczywistości tą najlepszą cząstką, tym jedynie koniecznym, bez którego wszelka aktywność zewnętrzna rozpada się niczym budowla na piasku. To jedynie konieczne znajduje się w postaci Marii i jej sposobie bycia przy Panu. Dopiero z tego pochodzi sens, dobro, doniosłość.
Dla Ewangelisty Łukasza słuchanie słowa Bożego i rozważanie go w sercu jest jedną z najważniejszych rzeczy w życiu chrześcijanina. Jest jeszcze jeden aspekt tej historii, może najważniejszy, gdyż w żydowskim obyczaju kobiety nie mogły na równi z mężczyznami „usiąść u stóp mistrza”.W synagodze kobiety siedziały w galeriach oddzielonych od mężczyzn. Jedno z powiedzeń rabinackich głosiło, że „lepiej jest Torę spalić niż uczyć jej kobietę”. Maria stawia tutaj siebie w kręgu uczniów. Przyznaje sobie prawo wstąpienia do szkoły Jezusa. I tutaj leży istota opowiadania. Dla Jezusa nie ma już żadnej różnicy, jeśli chodzi o dobrą nowinę Królestwa. Wszyscy są powołani, by być uczniami Jezusa. Jezus mówi, że dla kobiety jest coś ważniejszego i piękniejszego niż przygotowanie dla niego pożywienia, a więc to, co robi Maria, siedząc u Jego stóp, wsłuchując się i rozważając słowo Boże. Wiara w Jezusa Chrystusa zawiera uniwersalne wyzwanie i ma absolutne pierwszeństwo w stosunku do wszystkiego innego, a naśladowanie Chrystusa jest ostateczną normą i najwyższym prawem każdego chrześcijanina (Sobór Watytański II).
Problemem Marty nie jest jej czynna służba, lecz raczej to, że jest zaniepokojona i rozrywana na dwie strony. Boi się opuścić pracę po to, aby uprzejmie poświęcić uwagę gościowi. W rzeczywistości łamie zasady gościnności przez próbę zawstydzenia siostry przed gościem, i prośbę, aby interweniował w rodzinnej sprawie. Posuwa się w tym, aż do oskarżenia Jezusa o obojętność względem niej. Oburzenie Marty jest rodzajem wołania o pomoc, prośbą do Jezusa, aby jej pomógł w znalezieniu nośnego centrum życia. Jej niepokój uniemożliwia jej rzeczywiste bycie z Jezusem, i powoduje wbijanie klina między siebie i siostrę, oraz między siebie i Jezusa. Nie uświadomiła sobie, że nie ma większej gościnności niż słuchanie swojego gościa. A zwłaszcza, jeśli tym gościem jest Jezus.
Maria, siadając u stóp Jezusa i przysłuchując się słowom Jezusa, nie robi tego z lenistwa. Siedzieć u stóp mistrza oznacza uczyć się od niego i wstępować w Jego ślady. Tego Jezus oczekuje od nas wszystkich. Z pewnością nie odrzuca troski okazywanej Jemu i Jego uczniom, ale wszystko ma swój czas. Kiedy Jezus naucza, najważniejsze jest wsłuchwanie się, a wszystko inne może poczekać. Jezus wyraźnie akcentuje, że wszystkie nasze starania są daremne, jeśli zaniedbamy słuchanie słowa Bożego. Ostatecznie przecież pracę i utrzymanie winniśmy widzieć jako dar Boga, i mieć czas na okazanie wdzięczności. Maria i Marta są siostrami, a nie rywalkami. Przynależą do siebie, tak jak nasza codzienność i modlitwa. Kontemplacyjne momenty nadają kierunek naszej codzienności i scalają ją.


© 2009 www.parafia.lubartow.pl